Rektor pan wydał zakaz spożywania alkoholu. Na tydzień. Na próbę.
Trzeźwi wykładowcy przychodzili do pracy i na trzeźwo wykładali.
Trzeźwo chodzili po korytarzach i nic nie pili. Nawet małpki. W kiblu, w tajemnicy.
Nic przez tydzień nie pili, żeby zaimponować Rektorowi panu. Jeden to się od tego niepicia prawie wywrócił.
Tymczasem Rektor pan obserwując proces trzeźwienia kadry naukowej raczył się drogą brandy. Taką najdroższą. I mówił – trzeźwość kadry naukowej to podstawa zdrowego żywienia.
I co jakiś czas wzywał wybranych pracowników, żeby mu chuchali w nozdrza trzeźwym powietrzem.
Bo byli i tacy co pili pokątnie. Z gąsiora w garażu podziemnym. I tylko udawali trzeźwych.
Rektor pan zdecydowanie wypowiedział wojnę pijaństwu. Powiedział: – nie ma zgody na nawet jedno piwo przed wykładem. Większość wykładowców poczuła się tym urażona. No bo jak od teraz na trzeźwo mówić do studentów.
Wszyscy wykładali na trzeźwo. Studenci pisali petycje do Rektora pana, żeby pozwolił wykładowcom pić, bo stali się nieznośni. Szybciej mówili i bardziej niezrozumiale.
Takie są skutki prohibicji na Uniwersytecie.
Zostaw komentarz