Zatrzymanie na oczach całej Polski

Poniedziałkowe wydarzenia na Lotnisku Chopina zapiszą się w historii polskiej polityki. Zbigniew Ziobro, były minister sprawiedliwości i prokurator generalny, został zatrzymany i siłą doprowadzony przed sejmową komisję śledczą ds. Pegasusa. To, co miało być triumfem państwa prawa, wyglądało jak polityczny spektakl – z kamerami, eskortą policji i głośnymi deklaracjami.

Ziobro nie zamierzał milczeć. – „Trybunał Konstytucyjny wydał orzeczenie stwierdzające, że moje zatrzymanie jest nielegalne w świetle decyzji sądu powszechnego. W związku z tym musi pan brać pod uwagę również swoją odpowiedzialność” – mówił wprost do policjanta, który go prowadził.

„Pseudokomisja” i riposty Ziobry

Już na sali sejmowej było jasne, że Ziobro zamierza zdominować to przesłuchanie. Gdy przewodnicząca Magdalena Sroka odtworzyła fragment jego wcześniejszej wypowiedzi, były minister uderzył w ton ironiczny:
– „Pani poseł, sama technika zaprotestowała wobec tej pseudokomisji i państwa działań”.

Jeszcze ostrzej mówił, kwestionując legalność obrad:
– „Popełniacie państwo przestępstwo. Spotkamy się na sali sądowej. Naruszacie powagę parlamentu”.

Jednocześnie – i to najważniejszy fragment jego wystąpienia – Ziobro przyznał się do roli w zakupie systemu Pegasus:
– „To ja zainicjowałem zakup Pegasusa. System został zakupiony ze środków Funduszu Sprawiedliwości”.

Tym samym potwierdził, że to on stał za jedną z najbardziej kontrowersyjnych decyzji w historii polskiego wymiaru sprawiedliwości.

Komisja czy narzędzie polityczne?

Obserwatorzy zadają dziś pytanie: czy komisja naprawdę bada prawdę, czy odgrywa rolę politycznej broni?
Celowe, medialne doprowadzenie Ziobry wyglądało bardziej na próbę upokorzenia przeciwnika niż rzetelne przesłuchanie. Czy posłanka Sroka i jej współpracownicy zdają sobie sprawę, że mogą uczestniczyć w politycznej grze większych rozgrywających?

Dla wielu wygląda to tak, jakby ktoś cynicznie „sprowadził” Ziobrę, by wykorzystać jego emocjonalne wystąpienia do osłabienia Donalda Tuska i obecnego układu rządowego. Ziobro w kilka godzin z marginalizowanego świadka stał się głównym bohaterem dnia – i to w sposób, który paradoksalnie może wzmocnić jego narrację.

Spektakl kosztuje miliony

Cały ten teatrzyk nie jest za darmo. Według danych Kancelarii Sejmu, utrzymanie jednej komisji śledczej to średnio ok. 200 tys. zł miesięcznie. W przypadku kilku równoległych komisji – jak ds. wyborów kopertowych, afery wizowej i Pegasusa – to już ponad 600 tys. zł miesięcznie, czyli ponad 7 mln zł rocznie.

Do tego dochodzą dodatki dla przewodniczących i zastępców, wynagrodzenia doradców, obsługa prawna, tłumaczenia, ochrona policyjna, sprzęt techniczny. Każdy poseł ma też do dyspozycji 23,3 tys. zł miesięcznie na prowadzenie biura, co w skali kraju daje kolejne miliony.

Innymi słowy: podatnicy płacą fortunę za polityczne show, w którym zamiast prawdy o nadużyciach służb coraz częściej oglądamy polityczne pyskówki.

Państwo prawa czy państwo spektaklu?

Sprawa Ziobry i komisji ds. Pegasusa odsłania głębszy problem polskiej polityki: instytucje państwa coraz częściej stają się sceną medialnych inscenizacji. Zamiast przejrzystego śledztwa dostajemy emocjonalne występy, zamiast odpowiedzialności – przerzucanie winy.

Ziobro ostrzegał: – „Spotkamy się w sądzie”. Być może właśnie tam – na chłodnej sali rozpraw – Polska dowie się, kto naprawdę złamał prawo: ci, którzy kupili Pegasusa, czy ci, którzy dziś używają komisji jako politycznej broni.