|
Moskwa odrzuciła propozycję trzydziestodniowego rozejmu, ale ogłosiła zawieszenie broni na czas Wielkiej Nocy. W czasie tego rozejmu rosyjskie oddziały zaatakowały prawie trzy tysiące razy… |
Jak było do przewidzenia, rozejmu na 20 kwietnia nie ma i nie będzie.
Poznajcie jednak najpierw Victorię Spartz…
Poznajcie Victorię Spartz, bo to historia, jak z bajki. Albo z koszmaru. Zależy, jak na to spojrzeć.
Jest więc sobie Wiktoria Kulhejko, urodzona w miasteczku
Nosówka koło Czernihowa. W tym samym miasteczku urodził się sowiecki oskarżyciel z procesu norymberskiego
Roman Rudenko. Ona i ten stalinowski łgarz to jedyne znane osoby, urodzone w tej zapadłej dziurze, w której nie ma nic. Region nie wyróżnia się spośród innych, jak praktycznie cały Obwód Czernihowski zdominowany jest przez ludność ukraińskojęzyczną, posługującą się specyficzną odmianą ukraińskiego, zwaną
surżyk (gwara obszarów Ukrainy poddanych silnej rusyfikacji, coś jak u nas gwara górnośląska, zaśmiecona germanizmami). Choć w miastach w tym w Nosówce mówiących po rosyjsku jest trochę więcej…
 |
Z faktu, że Ukraina jest krajem wieloetnicznym i wielojęzykowym nie wynika jeszcze, że nie jest prawdziwym państwem, jak bredzą różne dzbany także u nas. Ale nas w historii Wiktorii Kulhejko po mężu Spartz ciekawi co innego. Widzicie Dniepr? To ta niebieska nieregularna linia. Na górze, przy granicy z Białorusią jest na niej wielka czerwona kropa. To Kijów. Na prawo i nieco w górę od Kijowa jest Obwód Czernihowski. W jego południowej części są dwie czerwone plamy: na zachodzie nieco mniejsza, a na wschodzie nieco większa. Ta na wschodzie to właśnie Rejon Nosowski, a duża plama nad nim to Czernihów |
Mamy więc dziewczynkę z wypiździjewa, gdzie na co dzień mówi się po rosyjsku, a poza miastem ukraińsko-rosyjskim żargonem. Pradziadek dziewczynki Aleksander Giejk był ostatnim przed niemiecką inwazją przewodniczącym rady wiejskiej Nosówki, a potem sowieckim partyzantem. W szeregach partyzanckich poległ jako dowódca plutonu. W wieku pięciu lat przeniosła się z rodzicami do Czernihowa, gdzie skończyła szkołę średnią ze złotym medalem. W wieku dwunastu lat jest świadkiem upadku Związku Sowieckiego i narodzin niepodległej Ukrainy. W kraju coraz mocniej akcentuje się ukraińskość, coraz bardziej neguje rosyjskość.
Jedzie na studia do niedalekiego Kijowa…
Kiedy ma dwadzieścia dwa lata i zasadzie kończy czteroletnie studia ekonomiczne (oczywiście z wyróżnieniem), jadąc pociągiem z Polski poznaje obywatela amerykańskiego Jasona Spartza. Człowieka o charyzmie głównego księgowego. Co ciekawe, matka Jasona jest… obywatelką Niemiec. Ale trudno znaleźć informację, czy pochodzi z RFN, czy z NRD.
 |
To ten bezbarwny jegomość w okularach koło Wiktorii. Jak taka babka zagięła na niego parol, to musiał się zakochać bez pamięci |
Miłość od pierwszego wejrzenia, ślub i wyjazd do USA.
Oglądaliście film „Jaskółka”? Podręcznikowa operacja KGB/FSB.
Razem z Wiktorią do Stanów przeniosła się cała jej rodzina. Tylko dziadek (ten żyjący) i babcie pozostali na Ukrainie.
Jako żona obywatela USA Wiktoria szybko (po sześciu latach) dostała obywatelstwo, skończyła studia z rachunkowości na uczelni stanowej stanu Indiana i zaczęła piąć się po szczeblach kariery. Ulokowała się po prawej, antyfiskalnej stronie sceny politycznej. Z racji swoich zajęć kontrolowała między innymi finanse Prokuratora Generalnego Stanu Indiana. Jedenaście lat po naturalizacji została wybrana do senatu stanowego. Ledwie trzy lata później wygrała wybory do Izby Reprezentantów Kongresu USA.
W dwadzieścia lat od „brzydkiego kaczątka” przybyłego z Ukrainy do kongresłumen. I to nie byle jakiej, skoro w 2024 roku została wybrana do Senatu federalnego.
Piękna kariera. Ziszczenie amerykańskiego snu. Kolejny dowód, że Ameryka każdemu stwarza szanse. Szczególnie, kiedy ktoś zdalnie dyskretnie usuwa przeszkody…
Tak, podobnie, jak w latach II wojny światowej Stany są nasycone rosyjską agenturą.
Czyżby Stany nie miały kontrwywiadu?
Cóż, od afery McCarthy’ego w zasadzie nie mają.
Ktoś przytomnie zauważy, że co ja tu sugeruję dziwne powiązania, skoro w marcu 2022 roku Spartz nazwała napaść Rosji na Ukrainę ludobójstwem, Putina nazwała szaleńcem i domagała się przyspieszenia pomocy dla Ukrainy.
Owszem. Ale jakoś nie zauważyła aneksji Krymu. Przeoczyła napaść na Donbas. Domagała się pomocy, ale HUMANITARNEJ! Nie wojskowej. I już po kilku miesiącach zaczęła dymić, oskarżając i prezydenta Zełeńskiego i Andrzeja Jermaka nie tylko o malwersacje i kradzieże, ale i o współpracę z Rosją. Potem wielokrotnie utrudniała pomoc dla Ukrainy blokując uchwalanie odpowiednich ustaw.
Mamy tu zatem przypadek, który bez trudu powinien rozpoznać samozwańczy łowca szpiegów pan Tomasz P. Wstawienie Amerykanom agentki według dosłownie podręcznikowego schematu. Eleganckie jej uwiarygodnienie (nawet w Buczy była) i skuteczne, niestety, działanie na rzecz maksymalnego psucia wizerunku Ukrainy i jej władz w społeczeństwie amerykańskim.
Duża część jej bełkotu pokrywa się z propagandą moskiewską, jak to o prześladowaniu Kościołów, czy kontrolowaniu mediów. Podobno podsunięcie prezydentowi Trumpowi bzdury o czteroprocentowym poparciu Ukraińców dla prezydenta Zełeńskiego to też jej robota, jako „pochodząca z Ukrainy” wyrabia za eksperta od tego kraju. Coś, jak Mark Brzeziński w roli eksperta od Polski.
I oczywiście, powoli jej kłamstwa są demaskowane.
Choćby dzięki takim ludziom, jak pastor Mark Burns, który otwarcie po wizycie na Ukrainie powiedział, że mylił się i został wprowadzony w błąd.
Ale nadal Viktoria Spartz alias Wiktoria Kulhejko ma ogromy wpływ na to, jak w Stanach postrzegana jest Ukraina i jej konflikt z Rosją…
I z tym musi się liczyć administracja prezydenta Trumpa. Nie wystarczy powiedzieć „Ej, ziomale, to nie tak”, bo wyjdzie Spartz i parę innych podobnych osób i zakrzyczy toną idiotyzmów, których nikt nie jest w stanie zweryfikować. To działa dokładnie tak samo, jak z silnymi zrazem i innymi ruSSkimi trollami u nas.
 |
Szczególnie, że orientacja Amerykanów, o czym właściwie mówimy wygląda dokładnie tak. Śmieszne? A ty wiesz, nie szukając na wikipedii, gdzie leży Indiana, czyli miejsce zamieszkania senator Spartz? Amerykanie państwa europejskie widzą w tej samej kategorii, co swoje stany, a nie na poziomie USA |
Gra negocjacyjna się toczy w swoim tempie i zgodnie z tym, co przewidywałem (z niewielkimi odchyleniami).
Po podpisaniu porozumienia surowcowego z USA prezydent Zełeński uruchomił swoją opozycję, która zablokowała mównicę w Werhownej Radzie i nie dopuściła do ratyfikacji dokumentu.
– Sorry, Donald, ja chciałem, ale widzisz, jaką mam u siebie demokrację. Przecież nie mogę być dyktatorem i ich zmusić
– mógłby rozłożyć ręce prezydent Ukrainy, ale nie musiał. W Waszyngtonie zrozumieli i w nowej wersji dokumentu parafowanej na dniach żądania USA spadły… pięciokrotnie!
 |
A w zasadzie to parafowano list intencyjny, że strony dalej będą pracować nad porozumieniem |
Znacznie ciekawsze jest to, co się dzieje w kwestii negocjacji z Rosją.
Do mediów zaczęły „przeciekać” informacje, że doradcy prezydenta Trumpa są coraz bardziej zirytowani postawą Rosji i ostrzegają, że Putinowi nie można ufać. Wśród „jastrzębi” znaleźć się mieli i J.D. Vance, i Pete Hegseth, nie mówiąc o Keithcie Kellogu. Prezydent Trump miał się przy tym wypowiedzieć, że „nadal wierzy, że Putin chce pokoju”.
Po czym Marco Rubio powiedział, że jeśli do końca minionego tygodnia nie dojdzie do postępu w negocjacjach, to USA się z nich wycofają. J.D. Vance w rozmowie z premier Włoch Georgią Melloni stwierdził, że Stany są nastwione optymistycznie do perspektywy zakończenia wojny między Rosją a Ukrainą.
Do tego jeszcze 11 kwietnia prezydent Trump wyraził rozczarowanie postawą Putina i zapowiedział zaostrzenie sankcji (o sankcjach jeszcze będzie). Dopierniczył się też rytualnie do Ukrainy.
Cały ten wielogłos, sprawiający wrażenie chaosu (zupełnie, jak jazzowe jam session), to spójny przekaz zarówno do Moskwy, jak i do rednecków, ale do każdego z tych odbiorców z inną treścią.
Do Moskwy komunikat jest czytelny:
– Mam nadzieję, że się dogadamy, ale jak będziesz pogrywać w bambuko, to potrafię ci przypierniczyć
– i w ślad za tym poszło potężne uderzenie w rosyjskie finanse (o tym za chwilę).
Czy na Kremlu zrozumieli?
Tak umiarkowanie. Rozejmu nie ma i nie będzie, ale jeden z Putinów jako gest dobrej woli oddał kolejnych ponad dwustu ukraińskich jeńców i ogłosił zawieszenie broni na czas świąt.
A co poszło do rednecków?
Przesunięcie akcentów. Do tej pory słyszeli wciąż, że to Putin chce pokoju i tylko nieustępliwość Ukrainy jest przeszkodą, żeby go osiągnąć. Teraz coraz częściej słyszą, że Putin oszukuje, że nie gra uczciwie, że pozoruje rozmowy. Słyszą też od swoich autorytetów, jak pastor Burns, że uchodzący za ekspertów od Ukrainy, jak Victoria Spartz, okłamywali ich.
Pojawia się delikatny dysonans poznawczy. Nie za mocny, bo nowe informacje zostaną odrzucone. To krople drążą skałę. Strumień z wiadra po niej spłynie.
Na stole pojawiła się propozycja amerykańska, której treść nie jest dokładnie znana, ale nieoficjalnie mówiło się o uznaniu przez Ukrainę przynależności Krymu do Rosji, jej rezygnacji z członkostwa w NATO i przekazaniu zarządu elektrowni jądrowej w Energodarze pod kontrolę Stanów Zjednoczonych. Front miałby zostać zamrożony, a przyszłość czterech obwodów, których domaga się Rosja poddana pod dalsze negocjacje (przy czym kontrolę nad nimi nadal sprawowałaby Rosja.
Miałaby też powstać strefa buforowa utrzymywana przez jednostki z państw europejskich (głównie Wielkiej Brytanii i Francji) oraz państw zaprzyjaźnionych (chęć zgłosiła między innymi Australia i generalnie British Commonwealth jest proukraiński).
 |
Komentarz ze strony rosyjskiej. Jak widać, propozycja Kelloga nie jest dla Moskali żadną ofertą |
Obie koncepcje są suflowane osobno i prezydent Trump, mówiąc, że czeka na reakcję prezydenta Zełeńskiego na jego ofertę (Krym, NATO, Energodar) nie wspominał o propozycji Kelloga.
Trudno zatem powiedzieć, czy to kolejna propozycja, która pojawiła się po ponad tygodniu po zaprezentowaniu koncepcji Kelloga, czy element tego samego pomysłu.
Co jednak w obu przypadkach jest kluczowe, to jednoznaczne odrzucenie w nich żądania, żeby Rosja dostała całość terytoriów, których się domaga. Takiej opcji nie ma. Jeśli czytać obie propozycje jako następcze, kolejne oferty, to po odrzuceniu propozycji trzydziestodniowego rozejmu Rosja dostała ofertę znacznie bardziej ograniczoną od poprzedniej. Przejęcie odpowiedzialności za elektrownię jądrową przez Amerykanów oznacza zaś nie tylko odcięcie jej od rosyjskiego systemu i niemożność wykorzystywania jako bazy dla rosyjskich oddziałów. To także wykluczenie jej z możliwości przyszłych ataków w infrastrukturę.
Propozycje amerykańskie są więc bardzo nie na rękę Ukrainie, ale są jeszcze bardziej nie na rękę Rosji. Czemu? Bo Stany po takiej deklaracji mają związane ręce w kwestii ofert dla Rosji bardziej korzystnych. Po prostu na żądanie przekazania czterech ukraińskich obwodów, Rosja usłyszała:
– Ciesz się, że masz to, co masz.
I rosyjski biznes to doskonale rozumie. Kacapskie firmy wydobywcze, które rozwijały swoje inwestycje na zajętych przez Moskwę ukraińskich terenach, zaczęły się z nich wycofywać i zamykać kopalnie.
„Financial Times” twierdzi, że propozycja takiej oferty wyszła z Kremla i w czasie ostatniego spotkania przedstawił ją Witkowowi jeden z Putinów.
Tyle, że wtedy Witkow prezentował zupełnie inne stanowisko Moskwy, żądającej właśnie czterech ukraińskich obwodów. Wydaje się, że rosyjska propaganda rękami dziennikarzy z FT próbuje spaść na cztery łapy i ewidentną porażkę sprzedać jako plan. Na zasadzie, że:
– Tak, to że wypierniczyłem się na ryj było zamierzone.
Dodatkowo, wychodząc z taką propozycją Moskwa przyznałaby, że sankcje i „wojna celna” wreszcie uderzyły ją na tyle skutecznie, że musi odpuścić z dotychczasowych żądań. A nic w retoryce rosyjskiej na to nie wskazuje.
 |
Sklerotyczny dziadek Dugin nadal bredzi o odtworzeniu Związku Sowieckiego jakom „megapaństwa”… |
 |
Zaś w niemieckim piśmie „Compact” jego naczelny Jürgen Elsässer (nie ma to nic wspólnego z tolkienowskim Elessarem, oznacza po prostu „pochodzący znad Elsy”) rozpisuje się we wstępniaku o „podżegaczach wojennych”. Dalej jest wywiad z Duginem, który pieprzy, że teraz powstanie „świat wielobiegunowy”, w którym Europa zostanie podzielona między USA a Rosję (bo to „śmietnik imigrantów”). NATO ma się wycofać za granicę z roku 1997 (czyli wykluczyć m.in. Polskę), a Europa Środkowa ma być „strefą buforową”. Generalnie warto przejrzeć tego szmatławca, bo to idealny produkt prawicopodobny, kreowany w Moskwie na użytek „zdegenerowanej Europy”. Nie jest to jakieś bardzo popularne pismo. Nakład sprzedany w 2016 roku (późniejszych danych nie ma) to czterdzieści tysięcy egzemplarzy („Der Spiegel” ma ponad sześćset tysięcy, a dziennik „Die Welt” średnio dwieście tysięcy). Jest to zatem bardziej biuletyn, niż poważny magazyn (w kategoriach rynku niemieckiego, bo w Polsce byłby w czołówce nakładu). Ale ciekawy właśnie z perspektywy tego, co Rosja próbuje suflować za granicą. Nie ma zatem mowy o żadnej rezygnacji Kremla z dotychczasowych aspiracji |
Oficjalnie Kreml ustami Pieskowa ucieszył się z propozycji, że Ukraina zrezygnuje z NATO. Rzecznik Kremla zaznaczył, że to jedna z przyczyn konfliktu.
Po kilku dniach, kiedy już było wiadomo, że Ukraina odrzuciła amerykańską ofertę dodał jednak, że:
– Wycofanie ukraińskich oddziałów z czterech obwodów jest warunkiem zakończenia wojny.
Kreml kusi też Stany rozmowami „w cztery oczy”, pieprząc, że:
– O takich sprawach nie rozmawia się publicznie.
Próbują też bawić się w kotka i myszkę z Ukrainą. Na ukraińskie żądanie omówienia zakazu atakowania celów cywilnych Kreml odpowiedział, że jeden z Putinów chętnie omówi to osobiście z prezydentem Zełeńskim. Problem w tym, że aby to zrobić, prezydent Zełeński musiałby znieść własny zakaz prowadzenia bezpośrednich rozmów z Putinem.
Wracając do propozycji prezydenta Trumpa, to miała ona być podstawą rozmów w Londynie. Jest z nią jednak zasadniczy problem. Zarówno Krym, jak i dążenie do NATO są wpisane w ukraińską Konstytucję. I tak dokładnie odpowiedział prezydent Zełeński prezydentowi Trumpowi.
Zaprzeczył, by oficjalnie otrzymał jakiekolwiek propozycje, dotyczące terytoriów i odrzucił wszystkie punkty, przedstawione przez stronę amerykańską.
– Nie ma o czym mówić – to jest poza naszą Konstytucją. To jest nasze terytorium, terytorium narodu Ukrainy. To się nie wydarzy
– powiedział prezydent Zełeński odnośnie kwestii Krymu.
Tym samym Ukraina określiła nieprzekraczalną granicę swoich ustępstw. Co ważniejsze, Biały Dom nie może za bardzo naciskać na zmianę stanowiska Kijowa, bo ona po prostu nie przejdzie przez społeczeństwo. Jeśli Stany szukają trwałego pokoju, to nie tędy droga.
Ponieważ rosyjski trup śmierdzi już coraz mocniej, na spotkaniu przywódców Francji, Wielkiej Brytanii i USA w Paryżu we wtorek prezidą Makrą przedstawił „europejskie czerwone linie”, czyli oczekiwania Francji, udającej aktualnie Europę, co do rozmów z Rosją.
– Interesują mnie interesy francuskie i stabilność kontynentu
– powiedział przedstawiciel Europy.
– Jak Stany postanowiły być mediatorem, to niech znają też europejskie stanowisko
– dodał Macron.
To stanowisko, podobnie, jak stanowisko Turcji oznacza, że:
– Poszanowanie integralności terytorialnej Ukrainy i jej europejskiego powołania są bardzo mocnymi żądaniami Europejczyków.
Czytaj:
nie ma mowy ani o zaakceptowaniu secesji jakiejkolwiek części terytoriów Ukrainy, ani o zakazie jej przystąpienia do UE.
Unia chce być imperium, a imperium musi się rozwijać terytorialnie.
Na amerykańskiej ekipie mszczą się dwa podstawowe błędy negocjacyjne:
- określili, co chcą osiągnąć,
- określili termin, w którym chcą to osiągnąć.
W efekcie prezydent Trump jest coraz bardziej w niedoczasie, a Rosja i Ukraina jedynie pilnują, żeby winą za fiasko rozmów obarczyć tego drugiego.
Rosja w tym kontekście czuje, że grając na opóźnienie i stawianie Waszyngtonu „pod ścianą” uzyska to, na czym jej zależy. Czyli przynajmniej wycofanie się Stanów ze wspierania Ukrainy (nie zauważają przy tym przesuwania akcentów w amerykańskiej narracji).
I moim zdaniem popełnia tu błąd, bo cała gra jest, jak już pisałem, pułapką. W istocie Moskwa ma dwie możliwości:
- porzucić Chiny i stanąć po stronie Zachodu, dostając w nagrodę trochę Ukrainy, ale nie za dużo, bo Ukraina też jest Zachodowi potrzebna,
- stanąć po stronie Chin i zostać z nimi zniszczona.
 |
Dokładnie to przekazuje Rosji ten post prezydenta Trumpa. To, że jest tu wymieniona Ukraina, która już robi interesy ze Stanami i nie jest objęta żadnym embargiem, to pic na wodę, fotomontaż, pozorowanie bezstronności, post jest dla Kremla, żeby zgodził się na rozejm. Na który, jak wiemy się nie zgodził |
Rosja próbuje grać i lawirować, ale z każdym unikiem pogarsza w istocie swoją sytuację, choć chyba Kreml nie zdaje sobie z tego sprawy.
Do tego dochodzą negocjacje w sprawie pomocy wojskowej dla Ukrainy. Po odrzuceniu przez prezydenta Trumpa kolejnej prośby o przekazanie systemów Patriot (w sumie nie dziwne, bo nie ma ich za wiele), prezydent Zełeński zaproponował wprost i publicznie wspólne budowanie rakiet na Ukrainie (widać, że nauczył się rozmawiać z biznesmenem Trumpem). No i tej inwestycji mogłyby strzec systemy Patriot. Amerykańskiej inwestycji.
Ukrainie to wystarczy, bo cały sowiecki przemysł lotniczy i rakietowy był zlokalizowany właśnie tam. Jak do tego dodamy, że Stany nie są w stanie produkować własnych dronów, bo wojna celna pozbawiła je dostępu do chińskich części, to publicznie ogłoszona oferta prezydenta Zełeńskiego może być skutecznym lewarem poprzez środowiska wojskowo-biznesowe na Biały Dom.
Obecnie wszystko wskazuje na to, że w wyniku stanowiska Ukrainy i krajów europejskich negocjacje w Londynie się nie odbędą. To znaczy odbędą się, ale jako konsultacje „za zamkniętymi drzwiami”, a nie normalne negocjacje. Marca Rubio w roli przedstawiciela USA zastąpi Keith Kellog.
Co wyjdzie z tej złożonej gry w salonowca (kto nie kojarzy, na czym ona polega, niech sobie wygoogla)?
Na tę chwilę trudno powiedzieć. Moskwa, jak się da odwleka jasną deklarację, po której jest stronie, Ukraina stara się w tym chaosie wygrać jak najwięcej dla siebie, USA zaś są w sytuacji, w której za chwilę będą musiały podjąć jakieś konkretne decyzje. Dotychczasowe straty wizerunkowe byłyby bowiem opłacalne tylko w przypadku osiągnięcia sukcesu w postaci zakończenia wojny i/lub przeciągnięcia Rosji na stronę Klubu Sytych. Bez tego straty te są po prostu plajtą całej koncepcji.
Jak już pisałem, Stany nie mają lewara na Rosję, która jest zbyt zależna już od Chin. Jeśli teraz okaże się, że Ukraina poradzi sobie bez amerykańskiej pomocy, to USA stracą dźwignię także na Kijów.
Próbkę tych decyzji już mieliśmy przy okazji „wojny celnej” prezydenta Trumpa.
Nie będę tu wchodził w szczegóły polityki gospodarczej USA, bo nie o tym jest ten blog. Skupię się na skutkach dla Rosji (że Chiny oberwały podwyżką ceł o sto dwadzieścia cztery procent to osobna, choć powiązana sprawa).
Skutki dla Rosji, choć jej Stany cła podniosły tylko o dziesięć punktów procentowych, były porównywalne do uderzenia atomowego.
Indeks dla ropy ural poleciał na pysk poniżej pięćdziesięciu dolarów za baryłkę (przy psychologicznej granicy katastrofy określanej na sześćdziesiąt dolarów).
.png) |
Od dwóch miesięcy „Trading and Economics” nie prowadzi bieżących notowań ropy ural, a jest jeszcze gorzej. Spadki wartości rosyjskiej ropy, trwające od roku, są tak poważne, że powoli „flota cieni” traci sens, bo nie ma czego transportować. Sytuację pogarsza zapowiedź nałożenia pięsetprocentowych ceł na państwa, które „flotę cieni” wspierają. Nikt rosyjskiej ropy nie chce. Broni też nie. A to dwa główne źródła rosyjskich dochodów |
Jakby tego było mało, na pysk poleciała moskiewska giełda.
 |
Co prawda zaczęła trochę odbijać od dna, ale straty są poważne |
 |
I do tego załamanie się po raz kolejny kursu rubla |
To teraz dodajcie sobie wzrost zgłoszeń do udziału w wojnie na Ukrainie i co macie?
Prawie dwukrotny spadek kwot, jakie były jednorazowo wypłacane ochotnikom na mięso armatnie.
Pułkownik Michaił Torowin, komisarz wojskowy Jamalsko-Nienieckiego Okręgu Autonomicznego tłumaczy, że „Wicie, rozumicie, budżet nie jest z gumy” i dlatego, choć obiecano więcej, wypłacane jest mniej. Dziwnym trafem mniejsze wypłaty obowiązują od 15 kwietnia, czyli po „celnym tąpnięciu Trumpa”
Czy to skutki świadomych działań, czy jak chcą niechętni prezydentowi Trumpowi „efekt uboczny”?
Patrząc na całość działań amerykańskiego establishmentu, w tym na przykład senatora Lindseya Grahama, autora koncepcji wprowadzenia pięćsetprocentowych ceł na kraje, które wspierają rosyjską „flotę cieni”, ostrożnie optowałbym jednak za działaniem świadomym.
„Jeśli Putin pogrywa z Trumpem, pożałuje tego”
W Waszyngtonie wiedzą, że nakładanie ceł na Rosję z racji niskiego wolumenu wymiany po stronie rosyjskiej (spowodowanego między innymi „miękkimi” sankcjami Bidena) nie ma sensu. Uderzenie musi iść w samo jądro systemu finansowego Rosji.
Co ważne, senator Lindsay Graham nie jest żadną republikańską „opozycją”, a wręcz bliskim współpracownikiem prezydenta, który w pełni popiera jego reelekcję.
Po prostu, Amerykanie stosują wielogłos i trzeba uważnie słuchać wszystkich „instrumentów”, żeby zrozumieć, co jest grane.
Tymczasem zgodnie z tym, co powiedział, J.D . Vance, że Stany mają inne obszary, na których muszą się skupić, siły USA koncentrują się na Bliskim Wschodzie.
Nieoficjalnie mówi się o tym, że atak powietrzny na Houti był wstępem do planowanej akcji lądowej przeciw terrorystom (stąd ten kontrolowany „przeciek”, gdzie waszyngtońska ekipa „w luźnej rozmowie” tłumaczyła, czemu akcja przeciw Houti jest potrzebna.
Równocześnie zaostrzony został kurs przeciw Iranowi (ma natychmiast zmienić front, albo zostanie zmiażdżony). Czy to oznacza fiasko ugodowej polityki prezydenta Iranu Masuda Pezeszkiana? Raczej tak. Porozumienie o partnerstwie strategicznym z Moskwą, którego los na chwilę zawisł na włosku, zostało ostatecznie przyjęte i ratyfikowane przez strony. Iran może poluzować wewnętrzną politykę religijną, co w obliczu zagrożenia wojną byłoby mądrym ruchem, ale nie wyjdzie z koalicji z Rosją i Chinami.
W ślad za tym rozejm z Izraelem zerwał Hamas, ogłaszając, że nie interesuje ich nic mniej, niż „historyczna Palestyna” (której nigdy nie było), czytaj: likwidacja państwa żydowskiego.
Tym samym prezydent Trump został postawiony w bardzo niewygodnym położeniu. Przecież rozejm na Bliskim Wschodzie był jednym z jego pierwszych, sztandarowych sukcesów. A tu ani rozejmu na Ukrainie, ani na Bliskim Wschodzie.
Sojusz rosyjsko-irański zwrócił przeciw Moskwie afgańskich Talibów. Krótkotrwały flirt zakończył się tym, że na lotnisku w Bagram pojawiły się amerykańskie transportowe Cessny (strona fackcheckowa AFP zaprzecza temu). Po dekadach konfliktów talibowie wracają do sojuszu z USA w obliczu wspólnych zagrożeń?
W ślad za tym ze smyczy chińsko-rosyjskiej zerwały się Tadżykistan, Uzbekistan i Kirgistan, które bez pomocy oby „większych braci” zawarły porozumienie dotyczące ogarnięcia sytuacji Dolinie Fergańskiej.
Szczególnie Tadżykistan, którego obywatele są ostro gnojeni w Rosji pod pretekstem zamachu na Crocus City Hall, miał istotny interes w tym, żeby się uniezależnić do Moskwy. To kolejne porozumienie pokojowe (po układzie Armenii i Azerbejdżanu), które zawarto bez moskiewskiej kurateli i którego gwarantem nie jest Moskwa.
A kto? Pewnie Turcja, bo wszystkie Uzbekowie i Kirgizi należą do wspólnoty ludów turkijskich.
Porozumienie rosyjsko-irańskie oraz pojawienie się Amerykanów w Afganistanie uruchomiło kolejny proces. Nasz ulubiony Tik-tok Książę Don Kaukazu zaczął się kontaktować bezpośrednio z Pekinem, pomijając Moskwę.
Pretekstem jest chryja o ulubionego konia Kadyrowa (może kiedyś szerzej to opiszę, bo to kolejna komedia), ale istotą jest tu fakt, że Czeczenia w nowym układzie znalazła się w zagrożeniu.
Czeczeni to sunnici, więc są wrogami irańskich szyitów. Układ rosyjsko-irański zamyka Kaukaz w kleszczach, w których jedynym wyjściem jest sunnicka Turcja. Ale forma sunnickiego islamu w Turcji nie jest taka sama, jak sunnicki islam Czeczenów. Poza tym, Turcji Czeczenia nie interesuje.
Kaukaskie półniezależne państewko otoczone jest przez Rosję, w tym Inguszetię i Dagestan, skonfliktowane z Czeczenami oraz prorosyjską obecnie Gruzję.
Ale Turcja, budująca relacje z Armenią, zaczęła też grę o Gruzję.
Zaś Iran stara się przejąć kontrolę nad szyickim Azerbejdżanem (choć i tu jest dość ostry konflikt, bo dwie trzecie Azerów żyje w Iranie i Persów nie lubią), którym również zainteresowana jest Turcja w ramach projektu panturkijskiego.
Uffff!
W tym kociołku chętnie swoje dania upichcą i Talibowie z Afganistanu, i Państwo Islamskie z Tadżykistanu. Czeczenia zaś jeszcze przez ojca Tik-tok Pączuszka Kaukazu została ogłoszona obszarem wolnym od wahabityzmu.
Tu już nawet nie chodzi o to, że ktoś z głównych graczy chciałby podbijać Czeczenię. Chodzi o to, żeby republika, której ród Kadyrowów zapewnił stabilność i rozwój (oparty na mafijnych regułach rządzenia i przemocy, ale zawsze) nie podzieliła losu Syrii, gdzie każdy walczy z każdym.
Logiczne.
Ale czemu Tik-tok Książę Don Kaukazu nie poprosi o pomoc Rosji?
Dobre pytanie.
To, że Ramzanka Dyrow pobiegł po opiekę do Pekinu sugeruje, że nawet on nie wierzy w militarny potencjał Moskwy. A raczej zwłaszcza on, bo mało jest ludzi tak zorientowanych w prawdziwych możliwościach Kremla.
A możliwości Kremla są, jak już wyżej opisałem coraz mniejsze, choć nadal pręży muskuły, licząc na to, że inni nie widzą jego słabości.
Ukraińcy na froncie wrócili do najbardziej skutecznej taktyki i mielą bojców artylerią oraz dronami. Jakimś cudem mimo ograniczonej pomocy z zewnątrz w arsenałach ukraińskich znalazło się sporo pocisków kasetowych (pisałem, że jak Ukraińcy płaczą, że czegoś nie mają, to właśnie to gromadzą).
Są odcinki, gdzie czterech operatorów dronów na zmianę trzyma w szachu całe bataliony Moskali. Reszta ukraińskiego oddziału pełni jedynie rolę osłony.
Według podpułkownika Macieja Korowaja, emerytowanego oficera polskiego wywiadu wojskowego, standardowe straty dobowe rosyjskiej kompanii szturmowej wzrosły pięciokrotnie z dziesięciu do pięćdziesięciu procent. NA DOBĘ! To oznacza, że ze stu ludzi po pierwszej dobie zostaje pięćdziesięciu. Po drugiej dwudziestu pięciu. Po trzeciej dwunastu. Po czwartej sześciu. Po tygodniu nie ma nikogo.
Stu głupich Moskali
Na step wielki wyruszyło.
Wytropiły ich drony
I nikogo już nie było.
Ukraińcy stosują metodę kombinowaną ostrzeliwując Moskali amunicją kasetową i jednocześnie atakując dronami. Taki system w zasadzie nie zostawia nic przypadkowi.
Podany przez pułkownika Korowaja film z masakry rosyjskiego oddziału ze 150 Dywizji Strzelców Zmotoryzowanych pod Toreckiem
Ta taktyka daje efekty.
Na całym praktycznie północnym odcinku frontu stagnacja. Nie ma żadnych istotnych rosyjskich postępów. Jedynie na przyczółku na zachód od Żerebca Moskale posunęli się nieco naprzód.
 |
Tak, jak pisałem wcześniej, Moskale próbują tu oskrzydlić siły ukraińskie, wychodząc z Katerynówki oraz Wiszniewo-Pierwszotrawenne (Pierwszomajowe na polski, ale trudno byłoby znaleźć). Przy aktywnej obronie ukraińskiej uderzenia te nie przynoszą rezultatów. Nie ma również postępów pod Jampolówką, ryglującą dojście do mostu w Myrne. Bez tego mostu Moskale na przyczółku na zachodnim brzegu Żerebca nie mogą wykorzystać ciężkiego sprzętu, gdyż nie ma on jak dojechać. Zostaje broń ręczna przeciw Ukraińcom wyposażonym we wszystko. Przyczółek zamiast sukcesem okazał się pułapką… |
Dalej na południe.
Pod Białogórówką front został wyrównany. Ukraińcy nieco się cofnęli, opierając obronę na linii wzgórz.
Dalej aż do Torecka bez zmian. W rejonie miasta powiększyła się szara strefa, ale Moskale wciąż nie mogą zająć tych jego resztek, które się bronią.
Masakrowane od ponad roku miasto blokuje Moskalom drogę na Konstantynówkę. Bez niego nie pójdą dalej
Na zachód od Torecka Moskale próbują czołgać się na północ w kierunku Konstantynówki. Z efektem równie słabym, jak dotąd
Pokrowsk – brak znaczących zmian.
 |
Na południe od Pokrowska front również utknął |
 |
Po opanowaniu Rozlewu i wyrównaniu frontu Moskale ugrzęźli na całym południowym odcinku. Brak zmian. |
Widać, że kompulsywna próba utrzymania przez Rosjan inicjatywy zakończyła się klapą i totalną zadyszką.
Kolejny dowód na to, że Rosjanie utracili kontrolę w powietrzu. Ukraiński MiG-29 kierowaną bombą lotniczą rozbija rosyjskie stanowisko dowodzenia koło Nieczajewa w okupowanej części Obwodu Chersońskiego. Podobno utłuczono tam kilku znaczących oficerów.
A propos wysokich oficerów, to na front wrócił…
 |
Były dowódca 58 Armii generał Iwan Popow odwołany za krytykę przełożonych, a potem oskarżony o kradzież metalu na budowę umocnień, podpisał kontrakt z armią i jako dowódca batalionu „mięsnego” wrócił na front. Długo pewnie nie pożyje, ale przynajmniej jak umrze, to rodzina dostanie odszkodowanie, a on pomnik. To lepsze, niż więzienie. I tego życzymy całej rosyjskiej kadrze dowódczej |
Ukraińcy pokazali złapanych na froncie… Chińczyków. Wspominałem przy okazji pojawienia się oddziałów z Korei Północnej, że kolejnymi uczestnikami wojny po stronie rosyjskiej powinni być właśnie Chińczycy.
Ambasada Chin wyrzekła się swoich obywateli, stwierdzając, że każdy, kto dał się zwerbować Rosjanom, zrobił to na własną odpowiedzialność.
Amerykanie informacje te uznali za próbę wciągnięcia ich w wojnę. Ale tak samo reagowali na pierwsze zawiadomienia o obecności Koreańczyków.
Według GUR Chińczyków na froncie jest obecnie ośmiuset. Prawdopodobnie jednak ich liczba wkrótce wzrośnie. W końcu, gdzie kadra chińskiej armii ma się nauczyć walki z „imperialistami”, jak nie na froncie właśnie?
Ukraińcy zaliczyli chyba największy sukces w swoich nalotach na rosyjskie cele strategiczne.
16 kwietnia ukraińskie drony dosięgły miejscowości Szuja (nomen-omen), położonej ponad dwieście pięćdziesiąt kilometrów na wschód od Moskwy, rozbijając koszary 112 Brygady Rakietowej. Tej samej, która razem z 448 Brygadą Rakietową ostrzelała w Niedzielę Palmową Sumy.
 |
Moskale byli tu tak pewni swego, że magazyny rakiet nie były chronione przez żaden system obrony przeciwlotniczej |
Koszary 112 Brygady po ukraińskim ataku. I ten stupor bojca stojącego w sali. Coś pięknego…
Atak powtórzono na drugi dzień, uderzając w hangary z rakietami.
Ale drugi cios był zdecydowanie lepszy i boleśniejszy.
Wczoraj po południu ukraińskie pociski dosięgnęły magazynów rakiet i amunicji w Kirżaczu koło Moskwy.
 |
Tu operacja była zdecydowanie trudniejsza, bo rejon rosyjskiej stolicy najeżony jest systemami OPL |
Celem był 51 GRAU (Główny Arsenał Rakietowo-Artyleryjski), który…
Epicko wyleciał w powietrze. To na filmie to już wybuchy wtórne, spowodowane pożarem. Wali tak już drugą dobę!
 |
Słup dymu widać było z odległości sześćdziesięciu pięciu kilometrów |
Okoliczne miejscowości zostały ostrzelane amunicją z płonących magazynów…
 |
Które umieszczono tuż przy osiedlach! |
Ten fragment rakiety przeleciał dwanaście kilometrów i wbił się w asfalt
Tak kacapom minęła noc…
Dziś przeprowadzono atak na zakład produkujący Szahidy w Ałabudze (Jełabudze) w Tatarstanie.
Miara mistrzostwa ukraińskich operatorów dronów i zręczne uniki przed ogniem z Pancyrów
Także dziś z niewiadomych przyczyn doszło do wybuchów i pożarów w Moskwie.
A Moskale?
Jak to Moskale. Atakują cele cywilne, bo nic innego nie umieją.
Rosja to państwo terrorystyczne.
Zostaw komentarz