Frankowicze, frankowicze, frankowicze… wszędzie artykuły i tytuły o tym, jak to sąd czy KNF „pomagają” frankowiczom. Ludzie, nie dajcie się wkręcać i manipulować. Media za grubą kasę od lat starają się skłócić „frankowiczów” z innymi kredytobiorcami, pokazać, że to cwaniacy lub bogacze, którzy nie zasługują na „pomoc”. Kosztuje to banki krocie w reklamach i programach partnerskich, a nieuczciwi dziennikarze zapominają, że ich pracodawcą jest czytelnik a nie reklamodawca.
Moi drodzy pożyteczni głupcy, stajecie po niewłaściwej stronie i przegracie. Na szczęście media też powoli dostrzegają, że stawały po niewłaściwej stronie (czytaj: skazanej na porażkę), a media przegrywać nie lubią, bo potem trzeba się tłumaczyć, dlaczego kłamaliśmy (tak tak, w zapomnianych już tekstach o Amber Gold czy GetBack też media miały swój wkład sponsorowany) i powoli zaczynają pisać i mówić uczciwie, bo to przecież bardzo proste. Przykro mi patrzeć jak niektórzy się kompromitują. Przykro mi słyszeć słuszne głosy krytyki dla całego zawodu. Pracując jako dziennikarz zawsze starałem się pomagać pokrzywdzonym a nie stawać po stronie przekręciarzy, a w przypadku franków przekręt jest oczywisty i jednoznaczny.
Narracja, że frankowicze coś „zyskają” jest skrajnie nieuczciwa. Pomijając już to, że koszty ich walki (psychologiczne, społeczne i finansowe) są ogromne i przepełnione ryzykami, które nie równoważą w żaden sposób ewentualnego zwycięstwa. To tylko pieniądze (zarobione zresztą głównie przez prawników a nie przez frankowiczów), a problemy, z którymi się zmagali i wciąż zmagają są ogromne. Zrozumcie: oni tylko chcieli wziąć kredyt na zaspokojenie swojej podstawowej potrzeby: dachu nad głową. A co „zyskali”? Całe życie w sądach, bo „profesjonalni”, ubrani w garnitury, pięknie pachnący „fachowcy” z instytucji zaufania publicznego doradzili im toksyczny produkt,
na którym lepiej zarabiali i w który jeszcze powciskali zabronione, ukryte pułapki, które miały im pozwolić zarobić więcej (więcej naciągnąć klienta).
Czy tu trzeba naprawdę coś więcej tłumaczyć, że to oszustwo? Że to nie fair? Że klient ma prawo idąc do lekarza, prawnika, mechanika nie znać się na ich fachu i żądać uczciwej usługi bez sprawdzania czy jest oszukiwany? Jeśli tego oczekujecie, drodzy krytycy frankowiczów, to znaczy, że stajecie po stronie znachorów i płaskoziemców, bo oczekujecie od ludzi, żeby podważali autorytety i szukali sami rozwiązań w kwestiach, na których się nie znają (wujek Google wtedy jeszcze był słaby, a i dziś potrafi wcisnąć nam kit). W tym jest ukryty cały sens tego problemu. To walka o to, by prawo konsumenta (w cywilizowanym świecie oczywiste) do uczciwej usługi było szanowane przez przedsiębiorcę (a potem przez sądy).
Frankowicze walczą dziś o coś znacznie ważniejszego i nie tylko dla siebie, ale dla wszystkich konsumentów. Walczą o to, żeby w końcu nieuczciwi przedsiębiorcy ponieśli zasłużoną karę za swoje „marketingowe”, oznaczane gwiazdkami i wypisywane drobnym druczkiem oszustwa. Nazywajmy to po imieniu. Niedozwolone klauzule pozwalające bankowi zdzierać dodatkową kasę z konsumentów według ich widzimisię były, są i będą nieuczciwe.
Gdyby tego banki nie zrobiły (same to sobie zrobiły, nikt im nie kazał być pazernym i nieuczciwym), dziś rzeczywiście frankowicze nie mieliby czego szukać w sądach. Wtedy można byłoby
pisać o „pomocy”, bo przecież nikt nie zasługuje na los niewolnika, nawet jeśli jest ekonomicznym imbecylem.
Nie ma tu żadnego znaczenia, czy nieuczciwe zapisy w umowach dotyczą frankowiczów czy innych klientów. Były, są i będą oszustwem klienta. Takich sztuczek banksterzy i inni cwaniacy stosują multum w wielu dziedzinach, bo zawsze im się upiecze, bo klient odpuszcza, nie chce mu się walczyć, szkoda mu czasu czy środków. Ostatnio bank mi np. wcisnął zupełnie mi niepotrzebną usługę sprawdzania kontrahentów za 50 zł miesięcznie, ja nawet nie widziałem, że tę usługę mi sam (z automatu) uruchomił (i oczywiście to moja wina, że nie zauważyłem, że się automatycznie uruchomiła). Dostają za to kary od UOKiK, ale niewiele z tego wynika, zawsze będą próbowali
bardziej nas naciągnąć, wcisnąć nam coś, czego nie potrzebujemy, a potem rozkładać ręce i mówić: drogi kliencie, trzeba było czytać, patrzeć, uważać. Na tym polu minowym wszystko dozwolone.
Otóż nie, drogi banku. Oszustwo nie jest dozwolone i mam nadzieję, że sędziowie staną po właściwej stronie (prawa) i wam to dobitnie wytłumaczą. Wszyscy powinniśmy być wdzięczni tym frankowiczom, którzy poszli do sądów, bo dzięki nim w końcu może się okaże, że oszustwo nigdy nie popłaca, a prawo jest przecież jasne i proste. Nie wymaga żadnych wielkich umiejętności czy
interpretacji. Oni naprawdę walczą w słusznej sprawie. A konsekwencje dla systemu, jeśli się w porę nie obudzi (moim zdaniem już zaspał poważnie) będą straszliwe i doprowadzą do ogromnych problemów gospodarczych i zatorów w sądach. Ale to nie wina „frankowiczów”. To wina rządzących, że nie potrafią reprezentować swoich obywateli i zapewnić przestrzegania prawa.
Jeszcze raz i do skutku: to nie jest walka o to, żeby komuś dać coś za darmo czy pomóc w spłaceniu zobowiązań. To walka o to, żeby temu komuś nie wstawiać do umów zapisów, które pozwalają nieuczciwie go ograbiać. Czy to naprawdę takie trudne do zrozumienia dla dziennikarzy? Cała cywilizowana Europa to rozumie. A w Polsce jak zwykle.
Mądry dziennikarz będzie pytał: „Ale jak to, ma frankowicz mieć lepiej niż złotówkowiec?”. Nie ma mieć lepiej. Obaj mają mieć uczciwie, zgodnie z prawem, bez oszustw i ukrytych opłat. Kredytobiorcom złotówkowym, nabywcom obligacji GetBack czy innych lewych papierów też się należy sprawiedliwość. I może kiedyś jej doczekamy. Oby. Wróćmy do principiów: jak ktoś stosuje coś nielegalnego ma za to ponieść karę. Powinna być to kara surowa, ale przede wszystkim nieunikniona. Koniec, kropka.
Mam nadzieję, że jacyś politycy w tym naszym przesiąkniętym układami piekiełku też zrozumieją, jak wielki potencjał jest w stawianiu na uczciwość. Naprawdę, w Polsce żyją ludzie, którzy w to wierzą. Chcą być uczciwi, robić interesy z uczciwymi i głosować na uczciwych. Dajcie nam szansę.
I taki mały apel do sędziów Sądu Najwyższego, może któryś to przeczyta. Nie dajcie się zastraszyć wynajętym lobbystom i pismakom (to nie dziennikarze, to płatne pachołki bankowych lobbystów). Orzekajcie zgodnie z waszym sumieniem i prawem. Tu naprawdę nie ma żadnego skomplikowanego problemu prawnego.
Jest jasne i oczywiste, że coś nielegalne nie może być uznane za „nielegalne, ale…” Oszuści są tu tylko po jednej stronie barykady. Po drugiej są uczciwi ludzie, którzy mają kredyty, karty, konta w różnych walutach. I wcale nie chcieli żadnych sądów (a tym bardziej skomplikowanych toksycznych produktów, których nie rozumieją), tylko uczciwych umów, bez klauzul abuzywnych, spreadów i niejasnych zapisów, które bank może sobie interpretować jak chce. Stańcie po stronie prawa, a nie bankierów przekonanych, że ich bezeceństwa zawsze jakoś zostaną zamiecione pod dywan. 25 marca będzie testem dla polskiego sądownictwa i demokracji opartej na uczciwości (a może jednak na tym, że zawsze są jacyś, których prawo nie obowiązuje – cóż, wtedy przynajmniej będziemy mieli jasność, że Polska nie jest państwem prawa).
Autor: Mariusz Zielke
polski dziennikarz śledczy i gospodarczy, a także popularny w ostatnich latach pisarz. Największą sławę przyniosła mu doskonale przyjęta przez czytelników seria powieści kryminalnych, w której główną rolę odgrywa dziennikarz Jakub Zimny. W skład cyklu wchodzą książki „Wyrok”, „Człowiek, który musiał umrzeć”, „Sędzia” oraz „Nienawiść”.
Mariusz Zielke urodził się 2 grudnia 1971 roku. Jest absolwentem Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych na Uniwersytecie Warszawskim. Na samym początku swojej kariery zawodowej pisał do periodyków filmowych i wydawnictw specjalistycznych. Teksty jego autorstwa obejmowały tematykę podróżniczą i popularnonaukową. W czasie studiów pisywał też opowiadania dla kobiet.
Zanim całkowicie poświęcił się dziennikarstwu, parał się wielu zajęć. Był kurierem, opiekunem osób chorych psychicznie w domu pomocy, rozwieszał też plakaty teatralne, organizował dyskusyjne kluby filmowe, pracował także jako tragarz sejfów, a nawet jako monter ciągników.
W latach 1999-2009 był zatrudniony jako dziennikarz w dzienniku gospodarczym „Puls Biznesu”. Za swoje teksty o zmowach giełdowych otrzymał w roku 2005 nagrodę Grand Press w kategorii dziennikarstwa śledczego. Rok później był do tej nagrody ponownie nominowany, tym razem w kategorii dziennikarstwa specjalistycznego, za serię artykułów opisujących absurdy urzędnicze i przetargi.
W roku 2009, gdy niespodziewanie stracił pracę, założył Niezależną Gazetę Internetową, której do dziś jest redaktorem naczelnym. W tym samym roku portal ten został nominowany do nagrody Grand Press w kategorii dziennikarstwa śledczego. Był on tym samym pierwszym w historii medium internetowym nominowanym do tej nagrody.
Mariusz Zielke ma na koncie kilka pozycji wydawniczych, w tym pierwszy polski thriller finansowy: „Wyrok”, wydany w 2012 roku. Powieść ta zebrała bardzo pozytywne recenzje i doczekała się kontynuacji w postaci tomów: „Człowiek, który musiał umrzeć” i „Sędzia” z 2015 roku oraz „Nienawiść”, który ukazał się w 2017 roku.
Inne publikacje pisarza to między innymi: powieść o tematyce polityczno-sensacyjnej „Asurito Sagishi: cnotliwy aferzysta”, na podstawie której rok później powstał komiks z ilustracjami Tadeusza Raczkiewicza, a także „Formacja trójkąta” z 2013 roku, w której zagadkę tajemniczej śmierci prezesa warszawskiej giełdy próbują rozwikłać początkujący dziennikarz, policjant i agentka ABW. Opublikowana w 2014 roku „Twardzielka” to prawdopodobnie pierwszy na polskim rynku kryminał osadzony w show-businessie, natomiast w thrillerze „EasyLog” pisarz skupia się na nowych technologiach.
Zostaw komentarz