Od momentu kiedy stało się jasne, że Donald Trump zostanie prezydentem USA, na pytanie, „co Pan myśli o możliwej polityce Trumpa wobec konfliktu na Ukrainie”,- zawsze odpowiadałem, iż jedyne pytanie, które warto sobie stawiać – co się stanie kiedy się okaże, że Putin odrzuca amerykańska propozycję. Nie warto przesadnie się bać że USA przysłowiowo „sprzedadzą Ukrainę”, bo Ukraina jest zbyt ważnym priorytetem dla Rosji i Moskwa chce ją całą, a nie żadne małe kawałeczki, a Stany Zjednoczone wbrew pozorom nie mogą im tego dać nawet gdyby chciały.

No i wreszcie dochodzimy do tego momentu kiedy oczywiste staje się jasnym nawet dla amerykańskiej administracji. Rosja stoi na tym samym stanowisku na jakim stała cały czas i nie zmieniła swojego podejścia zupełnie. A czemu miała by zmienić jeżeli nikt nawet nie próbował ją do tego przymusić? Żadne mgliste amerykańskie propozycje przyszłej współpracy nie przekonują Putina by zadowolił się małym i chociażby zatrzymał wojnę. I wygląda na to, że po stronie amerykańskiej są dwa podejścia jak można postąpić w tej sytuacji. Jedno gorsze od drugiego. Pierwsze prezentuje Witkoff, który wprost mówi iż przeszkody dla porozumienia stwarza nie Rosja swoją agresją, tylko Ukraina tym, że nie chce oddać te tereny, które Rosja wymaga dla siebie już teraz. Inaczej mówiąc sedno tej koncepcji jest proste – Ukraina jest przeszkodą, którą trzeba zmusić do ustępstw i przez to odblokować drogę do szerszego porozumienia USA z Rosją.

Drugie podejście wynika z deklaracji Marco Rubio, które umownie polega na … po prostu wycofaniu się USA z rozmów i zajęciu się innymi sprawami. Takie sobie ratowanie Trumpa poprzez zrzucenie odpowiedzialności na obie strony konfliktu. W stylu „bardzo chciałem, ale obie strony są niegotowe do pokoju”. Rozmowy, które nadal widzimy w Polsce o nowych potężnych sankcjach przeciwko Rosji czy dostawach uzbrojenia na Ukrianę ja oceniam stanem na dziś jako myslenie życzeniowe. Jakieś sankcję nawet mogą zostać nałożone tyle, że nie istnieją żadne cudowne sankcję, które USA mogą jeszcze nałożyć by szybko i mocno nacisnąć na Moskwę. To raczej byłby ruch symboliczny. Nic też nie wskazuje by administracja Trumpa zamierzała udzielać jakiejkolwiek pomocy Ukrainie po dotarciu do Kijowa ostatnich pakietów pomocy poprzedniej administracji. Mało tego na razie nic nie wskazuje nawet, że będą chętni sprzedawać Ukrainie uzbrojenie.

Teoria o tym, że USA grożąc odejściem chcą po prostu szantażować na przykład Ukrianę czy Europę zakłada, że Stany tutaj wciaż są po stronie Ukrainy podczas gdy w rzeczywistości Amerykanie chcą w każdej możliwej sytuacji pokazać, że tak już nie jest, że ich rola jest wyłącznie rolą pośrednika i pomoc za chwilę wygasnie na zawsze. To nie jest ta pozycja, która wzmacnia podobny szantaż. Szantażować w ten sposób Europę czy Ukrianę mógł by Biden. Bo żeby grozić odejściem trzeba przynajmniej robić pozory swojego głębokiego zaangażowania. W sytuacji kiedy ty cały czas powtarzasz, że za chwilę sie wycofasz i na ogół to wszystko są wasze problemy, a pózniej deklarujesz, że … możesz się wycofać i to będą wasze problemy, no to gdzie tutaj szantaż jeżeli to jest w zasadzie to samo?