Znajomi się dziwią temu, co piszę, ale ja na swój sposób gratuluję panu Bodnarowi i obozowi KO odwagi.

Uchwłą przeciw ustawie, łomem w KRS, stalinowską egzekucją przeciw Opozycji…

Obóz rządzący uznał prawicę za wroga i postępuje z nim jak z wrogiem postępować należy. Brutalnie wykorzystując zaufanych sędziów i prokuratorów, nadając każdemu uchybieniu formalnemu znamiona ciężkiego przestępstwa obóz rządzący ma wyraźnie widoczną intencję „ostatecznego rozwiązania” problemu PiS.

Już samo to, że coś jest/było „pisowskie”, że „ludzie PiS” mieli z czymś do czynienia, oznacza, że jest to „nieczyste”. Któryś z polityków prawicy napisał nawet, że PiS jest przez obecną władzę traktowany podobnie jak Żydzi przez Goebellsa…

Niestety – prawica nigdy nie zdobyła się na podobną kategoryczność. Cały czas sama siebie mamiła, że w jakiś sposób uda się jej uzyskać szeroką „legitymację” pomimo tego, że wszędzie, na całym świecie Zachodu prawica jest przez obóz lewicy liberalnej traktowana dokładnie tak samo – jak zadżumiona. Na całym zachodzie wokół prawicy zakłada się „kordony bezpieczeństwa”, mobilizuje instytucje tak, aby nie była zdolna wykonywać władzy, tworzy ramy prawne tak, aby „zgdne z prawem” były tylko i wyłącznie progresywne polityki.

Dlatego – uważam – nie ma i nie będzie żadnych szans na sprawowanie przez prawicę władzy nigdzie na Zachodzie w ramach istniejącego systemu. Mówiąc wprost: system został skonstruowany tak, żeby prawica nie mogła rządzić a prawicowe polityki są – w ramach tego systemu – same w sobie „złe” i „niepraworządne”.

Nawet znacząca wygrana prawicy niewiele znaczy, gdyż – co widzieliśmy w wielu krajach, w tym w Polsce a obecnie we Francji – wobec takich wyborów liberałowie gotowi są bratać się nawet z komunistami i innymi lewackimi radykałami, aby utworzyć antyprawicowe koalicje związane tylko jednym celem: zatrzymania prawicy.

Ten kordon sanitarny działa na każdym piętrze władzy – od samej góry po wszystkie instytucje, które wobec prawicowego rządu już bez ogródek deklarują, że „nie będą wykonywać” prawicowego programu – powołują się tu na „prawa człowieka”, „prawo międzynarodowe”, „konstytucję” – itd., samodzielnie dokonując ich wykładni na gruncie idei progresywnych i znajdując tu poparcie zlewaczonych do imentu trybunałów.

Dlatego – powtarzam – należy porzucić nadzieje na możliwość ewolucyjnej reformy tego systemu. On jest już jak węzeł gordyjski – nie da się go rozwiązać. Można go jedynie przeciąć!

Prawica musi pogodzić się z tym, że skoro uzyskanie większości konstytucyjnej jest praktycznie niemożliwe, że musi działać w warunkach zwykłej większości w realiach wrgiego sobie systemu, to musi przyjąć strategię rewolucyjną. Należy dążyć do przejęcia władzy, opanowania resortów siłowych a następnie doprowadzić do zmiany systemu nie whając się przed selektywnym używaniem siły. Na przykład – wielkim błędem prawicy było tolerowanie otwartego rokoszu środowiska sędziowskiego. Był czas i były tu duże możliwości siłowego rozwiązania, ale prawica wolała łudzić się, że Unia Europejska jakoś się ugnie, jakoś wypłaci środki z KPO, jakoś pogodzi się z władzą prawicy. I wyszło jak wyszło… Prawica nic nie zyskała, a jedynie straciła zaufanie tych swoich wyborców, którzy czekali na realną zmianę. Do tej jednak dojść nie mogło, bo cały system działa właśnie tak, żeby program prawicowy wykolejać.

Trzeba zatem formalnie zmienić „numer republiki” zrywając z ciągłością ładu prawnego, założyć instytucje państwa od nowa, skutecznie i bezwzględnie eliminując „komuchów” ze wszystkich miejsc, gdzie mogliby oni oddziaływać na państwo, z mediami i sądownictwem włącznie.

Jednak warunkiem skuteczności takiego przewrotu jest wychowanie własnych lojalnych i kompetentnych kadr, zdolnych do przywództwa. To tutaj prawica ma największy problem, bo występując niejako przeciw obecnym elitom nie ma dość własnych kompetencji. Co więcej – próbując te braki szybko nadrobić wpada w pułapkę korupcji i kumoterstwa, czego przykładem jest np. casus „Collegium Humanum” czy „Polskiej Fundacji Narodowej”. Nawet teraz widać, że polska prawica nie jest zdolna do wytworzenia kompetentnego „gabinetu cieni”, który recenzowałaby pracę rządu i nawiązywał międzynarodowe kontakty polityczne z ramienia Opozycji. Mamy raczej do czynienia z chaotyczną kakofonią różnych indywidualnych głosów polityków prawicy, którzy nie bardzo wiadomo, czy reprezentują tylko siebie czy partię, czy wreszczie coś więcej, a mianowicie „prawicowy projekt polityczny”.

Ostatnia uwaga.

Proszę Państwa – projekt liberalny, z czego pewno nie wszyscy zdają sobie sprawę, jest z założenia progresywny. Już w słynnej rozprawie „O wolności” John Stuart Mill pisał, że „w swym najszerszym sensie wolność należy rozumieć jako narzędzie służące postępowi, gdyż człowiek jest z natury istotą postępową.” Cały sens liberalizmu zawiera się zatem w definicji „postępu”. Michael Waltz zauważa przy tym:

„Liberalizm w szerszym sensie, ze wszystkimi swoimi osiągnięciami, lub jako pewnego rodzaju niezbędne ograniczenie tych osiągnięć, pasożytuje nie tylko na starszych wartościach, ale także i co ważniejsze na starszych instytucjach i społecznościach. Te ostatnie stopniowo podkopuje. Liberalizm to przede wszystkim doktryna emancypacji. Wyzwala od więzi religijnych, etnicznych, od cechów, parafii, sąsiedztw. Znosi wszelkiego rodzaju kontrole i agencje kontroli: sądy kościelne, cenzurę kulturalną, prawa zwyczajowe, ograniczenia mobilności, presję grupy, więzy rodzinne. Tworzy wolnych mężczyzn i kobiety, związanych ze sobą tylko przez swoje kontrakty – a rządzonych, gdy kontrakty zawodzą, przez odległe i potężne państwo. Generuje radykalny indywidualizm, a następnie radykalną konkurencję między poszukującymi siebie jednostkami. To, co sprawiło, że liberalizm był znośny przez te wszystkie lata, to fakt, że generowany przez niego indywidualizm był zawsze niedoskonały, łagodzony starszymi ograniczeniami i lojalnościami, stabilnymi wzorcami lokalnymi, etnicznymi, religijnymi czy klasowymi..”

W związku z powyższym, co z resztą notują liczni klasycy liberalizmu – społeczeństwo potrzebuje środów, które będą powstrzymywać jednostki przed taką ekspresją własnej wolności, która uderza w wolność innych. A przynajmniej do czasu, kiedy „ogół” – dzięki naturalnemu rozwojowi ludzkiej samoświadomości za sprawą rozumu (jak postulował Kant) – sam nie pojmie, że ludzie muszą się sami ograniczać. Odrzucenie omnipotężnego państwa prowadzi do konkluzji, że konieczna jest pedagogika społeczna. Jak pisał Georg Lucacs:

„Partia musi zniwelować różnicę między agentami historii – proletariatem – a ograniczeniami ich historycznej samoświadomości. Przyszłość – a nawet teraźniejszość – nie jest natychmiast zrozumiała, ale wymaga interwencji agencji uprzywilejowanej epistemologicznie. Partia jest ostatecznym pedagogiem.”

Obecnie, liberalizm Zachodu przywódł nas do miejsca, w którym rolę „partii komunistycznej” odgrywającej rolę Wielkiego Pedagoga pełnią niedemokratyczne instytucje elit sądowniczych wyznaczające kierunek „postępu” w ramach nieustającego optymizmu co do natury ludzkiej. Postęp może się dokonywać wyłącznie za sprawą zacierania różnic i jest tu wartością autoteliczną. Wolność jest wyłącznie „narzędziem” postępu i można ją egzekwować jedynie w granicach „zerowej sprawczości”, gdyż każda realna sprawczość w jakimś stopniu naruszy wolność innego. Ostatecznym celem liberalizmu jest zatem postęp „per se” – ewentualne korzyści z niego wynikające, jak np. dobrobyt, są zasadniczo wtórne i niekonieczne. W ramach koncepcji liberalnej są „implicite” a nie „explicite”. A tam, gdzie następuje konflikt między racją wynikającą z dobrobytu a ideą postępu – tam musi wygrać postęp.

Liberalnie rozumiany postęp jest jak zasada matematyki – wynika z natury rozumu. Jest logiczną konsekwencją przyjętych założeń co do natury ludzkiej. Jeśli ktoś go odrzuca, to jest z definicji „nierozumny” i należy poddać do re-edukacji.

Prawica, jeśli chce się sprzeciwić liberalizmowi, musi przyjąć odmienne założenia wobec ludzkiej natury, uznać, że te wartości, które przyjął w założeniach liberalizm nie są jej „aksjomatami”, zaproponować własne i skonstuować wokół nich własną teorię polityczną. Leśli liberalizm jest jak geometria euklidesowa, tak prawica musi wytworzyć własną geometrię „nieeuklidesową”.