Wielu ich w okolicy. Zbyt wielu. Niczym ptactwo obsiadają pobliskie ławki. Czają się i czyhają na przechodniów prosząc o papierosa, coś do zjedzenia, pieniądze, a czasem wprost o alkohol. Nie pracują od lat utrzymując się z jałmużny, kradzieży, pomocy społecznej. Nie pracują, bo się do tego nie nadają, a poza tym nikt zdrowo myślący by ich nie zatrudnił.

Budzą skrajne emocje od złości, przez śmiech, szyderstwo po współczucie. Mam podobnie, bo raz mnie złoszczą zaczepkami i swoim widokiem, potem budzi się we mnie żal i zwyczajny smutek.
Wyobrażam sobie, że pochodzą z różnych rodzin.

Urodzili się niewinni, ale może już z promilami we krwi. Zrobieni po pijaku, pewnie niewyczekiwani.

A może byli wyczekiwani?

Może..wpadli w złe towarzystwo, może na złą dziewczynę trafili? Albo chłopaka?

Myślę, że co najmniej większość pochodzi z rodzin dysfunkcyjnych i wychowywali się w oparach dymu papierosowego i wódki. Nie miał kto ich nauczyć, jak żyć , jak dbać o siebie, o edukację, jak pracować. Mogli być zaniedbani od pierwszego oddechu.

Czasem dziwi mnie, że żyją, bo co poniektórych obserwuję od kilkunastu lat. A zaraz, zaraz, wróć, kilkoro ubyło! Znikli gdzieś bez znaku życia lub śmierci, bez klepsydry…
Więc niektórzy trwają, egzystują, istnieją, są. Nasączeni alkohokem jakgąbki. Z promilażem we krwi, ktory możnazapisaćw księgach rekordów.

Żyją, to jakiś rodzaj zbędnego cudu, tak myślę. Nie zmienią się, bo od wielu lat jest na to od dawna za późno.

Wyglądają podobnie. Bezzębni , zniekształceni powiększonym brzuchem na zapałczanych nogach. Nie budzą we mnie lęku. Raczej niechęć, wstręt, obrzydzenie. Nie odbieram sobie prawa do oceny, własnej oceny. Wrzaskliwi, ordynarni, klną jak szewcy albo niektóre nastolatki ( podsłuchuję spacerując).

Pamiętam jedną w ciąży. Po spłaszczeniu się na powrót brzucha nie chodziła z wózkiem. Na szczęście.

Potrafią być mili i całkiem sympatyczni. Pamiętam pewną grupkę, która po pewnym czasie traktowała mnie jak znajomą i machala wołając:” dzień dobry!”, ” jak zdrówko?”.

Widzę ich grzebiących w smrodliwych śmietnikach w poszukiwaniu puszek czy resztek jedzenia. Przerażający widok.

Spotykam ich śpiących na ławkach lub tapczanach pod i w smieciowiskach.

Mam przed oczami wczorajszy obrazek. Przed dużym śmietnikiem stał młody człowiek
Kopał nogą w siatkę wejściową chcąc w jakiś sposób sprawdzić, czy żyje. Bał się wejść, ale że nie potrafił olewczo odejść, wezwał straż miejską.

Zajrzałam za siatkę. Na gołym betonie, pośród plam, wycieków i w smrodzie, wśród walających się luzem śmieci leżało ludzkie Ciało. Wokół krążyło mnóstwo zielonych i wielkich, brzeczących much. Po przyjrzeniu się spod zadartej koszulki widać było kobiece piersi. Leżała na boku w pozycji bezpiecznej. Ubrana w stare rozciągnięte portki i poplamioną w lazurowym kolorze koszulkę.

Podeszłam bliżej zachowując bezpieczny dystans. Szyję wyciągałam niczym żyrafa.
Po zerknięciu na twarz, poznałam ją, bo też często ją spotykam. Oddychała spokojnie śpiąc głęboko. Nic jej nie dolegało.

Pochwaliłam chłopaka za wrażliwość, życzyłam fajnych wakacji. Myślę, że straż miejska była solidnie wkurzona po przyjeździe, bo też ją dobrze znają.

Fot. Facebook / Grochów portal lokalny i okolice