Kiedy słyszę, że Paweł Machcewicz – pierwszy dyrektor Muzeum II Wojny Światowej, doradca Tuska od „polityki historycznej” – odpowiada na żądanie przywrócenia Pileckiego, Kolbego i Ulmów do muzeum krótkim „Oczywiście, że nie”, to czuję, że nie chodzi tu o historię, ale o ideologię.
Bo nie mówimy o anonimowych postaciach z przypisu w podręczniku.
Witold Pilecki – człowiek, który z własnej woli poszedł do Auschwitz, by tworzyć ruch oporu i donosić światu prawdę o niemieckich zbrodniach.
Ojciec Maksymilian Kolbe – franciszkanin, który w Auschwitz oddał życie za drugiego więźnia, stając się symbolem poświęcenia.
Rodzina Ulmów – zamordowana za ukrywanie Żydów, dzisiaj błogosławieni Kościoła.
To są ludzie, na których można i trzeba budować polską tożsamość – bo pokazują, czym jest odwaga, wiara i bezinteresowna miłość do drugiego człowieka.
Machcewicz mówi jednak o „konfesjonalizacji” wystawy, o tym, że sposób prezentowania rodziny Ulmów „fałszował rzeczywistość”. A ja pytam – jak można „fałszować” prawdę, pokazując, że Polacy ryzykowali życie dla ratowania innych?
To jest ta sama szkoła myślenia, którą wielu nazywa postkomuną – niby odcięta od PRL-u, ale w duchu nadal wierna zasadzie: „Polski heroizm trzeba schować, a najlepiej rozpuścić w europejskim sosie uniwersalnych cierpień”. Nie za mocno wyeksponować patriotyzm, nie za dużo mówić o wierze, a już na pewno nie stawiać na piedestale bohaterów, których czyny wyrastają z katolickiego i narodowego korzenia.
To jest dziedzictwo elit III RP – środowisk, które w latach 90. przejęły stery państwa, ale nigdy nie rozliczyły mentalności odziedziczonej po PRL. W PRL-u historia była filtrowana: patriotyzm traktowany podejrzliwie, Kościół marginalizowany, a heroizm indywidualny rozmywany w „wspólnym, internacjonalistycznym wysiłku narodów”. Dziś ten filtr działa dalej, tylko w nowym opakowaniu – zamiast Moskwy mamy Brukselę, zamiast „internacjonalizmu proletariackiego” mamy „uniwersalną narrację europejską”.

Efekt? Wystawa o II wojnie światowej, w polskim muzeum, w polskim Gdańsku, wygląda tak, jakby powstała w gabinecie unijnego urzędnika: dużo ogólnych wątków, mało polskiego dramatu i chwały. Bohaterowie giną w tłumie, jakby byli jednym z wielu „przypadków” w globalnej historii.
Tylko że Polska nie jest przypisem. Polska jest krajem, który w tej wojnie stracił procentowo najwięcej obywateli, byliśmy bez państwa, a mimo to mieliśmy takich ludzi jak Pilecki, Kolbe, Ulmowie. Jeśli w muzeum nie ma dla nich miejsca w pierwszym planie – to nie jest już polska opowieść.
Dlatego odmowa Machcewicza to nie „spór o estetykę wystawy”. To deklaracja: wolimy narrację, w której polska odwaga jest zaledwie marginesem, a nie osią historii. Wolimy opowieść wygodną dla międzynarodowych salonów, a nie tę, która wychowa dumne pokolenie Polaków.
A ja mówię – albo mamy muzeum opowiadające prawdę o nas, albo mamy wydmuszkę, w której polskość jest tylko dodatkiem. Jacy mali i obrzydliwi ludzi doszli do władzy z her -Tuskiem.
Taka antypolska szumowina, jak Tusk, może przyciągać tylko takie same szumowiny. Platforma Obywatelska dawno powinna zmienić nazwę na Dno Ścieku. Bo niczego innego w bandzie tej nie ma