Dzisiaj do Polski przylatuje Kanclerz Republiki Federalnej Niemiec Olaf Scholz na polsko-niemieckie konsultacje międzyrządowe (najwyższy format/status wizyty zagranicznej w protokole dyplomatycznym).

A tak Pełnomocnik Niemiec ds. relacji z Polską Dietmar Nietan ocenia obecny polski rząd:

„Ten polski rząd to szansa dla UE – i prezent dla Niemiec.”

„Oni nie chcą reparacji, oczekują gestów zadośćuczynienia i odpowiedzialności, pokazania – rozumiemy was i cenimy”

Tego nawet nie trzeba komentować. Niemniej, w Niemczech nastroje społeczne zaczynają się zmieniać i przesuwać stopniowo w prawą stronę. Powoli zaczyna się powtarzać historia. Kryzys gospodarczy i utrata politycznego poparcia ze strony władzy prowadzi do aktywizacji środowisk radykalnych, które w Niemczech coraz wyraźniej zaczynają odgrywać większą rolę. Do tego wzrost radykalnych poglądów wśród grup młodych wyborców. Jeśli Polska nie będzie uważnie przyglądać się tym niepokojącym trendom i nie zacznie wyciągać wniosków, to po umiarkowanych rządach Merkel i Scholza mogą w przyszłości przyjść radykałowie, którzy już twierdzą, że granica na Odrze i Nysie nie jest kwestią zamkniętą. Obecnie w dyskurs niemiecki wkracza i coraz mocniej wybrzmiewa narracja relatywizująca winę Niemiec za rozpoczęcie II WŚ. Nowa narracja sugeruje, że wina Niemców jest jedynie narzucona z zewnątrz. W rzeczywistości to Niemcy są ofiarą II WŚ, gdyż utraciły swoje terytoria na Wschodzie, gdyż zostali stamtąd „wypędzeni”.
Środowiska skrajnie prawicowe w Niemczech przedstawiają Polskę jako de facto sprawcę wybuchu II WŚ.

Narracja obarczająca Polaków jako „sprawców” wypędzenia odradza się i coraz mocniej wkracza w niemiecki dyskurs publiczny. Utrata ziem na wschodzie jest przedstawiana jako element zadość uczynienia Polsce.

W jaką to zmierza stronę?

Niebezpieczny relatywizm, który wraz z radykalizacją nastrojów w Niemczech może doprowadzić do wydarzeń podobnych z końca lat 30 XX w. Wówczas będziemy mieli do czynienia z potężnym wyzwaniem geopolitycznym. Z jednej strony od Wschodu będziemy zmagali się z imperializmem rosyjskim, a od zachodu z relatywizmem niemieckim, który może, ale nie musi przerodzić się w ponowny militaryzm i nacjonalizm. Z całą pewnością „duchy” i echa przeszłości mogą wtedy powrócić. Przypomnijmy, rosnąca politycznie AfD i inne środowiska skrajnie prawicowe w Niemczech forsują narrację relatywizmu.

A co robimy w Polsce? Po pierwsze, nie jesteśmy świadomi procesu, jaki toczy się w Niemczech od kilku lat, a który rozpoczęła Erika Steinbach. Po drugie, realizujemy destrukcyjną politykę wewnętrzną w oświacie i innych sektorach. Podczas gdy w Niemczech coraz mocniej rośnie potencjał narracji relatywizmu historycznego, my wymazujemy część własnej historii z podstaw programowych, likwidujemy wystawę o Rotmistrzu Pileckim, o. Kolbe i rodzinie Ulmów, wycofujemy się z polityki poprzedniego rządu, który przygotował raport ws. reparacji wojennych, minimalizujemy projekt CPK, lawirujemy w sferze rozbudowy portu w Świnoujściu, pogłębieniu Odry, budowy elektrowni atomowych w Polsce i zamierzamy na nowo rozbić Orlen.

Tak, to wszystko prowadzi do jednego wniosku. Rację ma Pełnomocnik Rządu RFN ds. relacji z Polską. Nie dość, że marnujemy cenny czas (co prawda już wojenny, ale bezpośrednio nas nie dotyczący w takim wymiarze jak Ukrainę) na to, aby przygotować się na bardzo możliwe przejęcie w przyszłości władzy w Niemczech przez środowiska, które relatywizują historię. Toczmy dalej wewnętrzne bezsensowne wojny plemienne. Tylko nie zdziwmy się, gdy w przyszłości powtórzy się historia z września 1939 r.

Swoją drogą jestem bardzo ciekawy, czy nasz rząd w ogóle podejmie cztery kwestie podczas dzisiejszych konsultacji międzyrządowych:

1) Sprawę przywrócenia / nadania Polakom oficjalnego statusu mniejszości narodowej w Niemczech
2) Nauczania języka polskiego i finansowania przez rząd federalny oraz rządy landowe
3) Przywożenia migrantów do Polski przez niemiecką policję
4) Odszkodowań dla Polski

Dwóch pierwszych kwestii w ogóle się nie spodziewam, aby została przez nas podjęta, a będzie to błąd bowiem w przeciwieństwie do mniejszości niemieckiej w Polsce, nasza nie ma równych praw w Niemczech. Co zresztą jest złamaniem zobowiązań, które przyjęły na siebie Niemcy w zawartym w 1991 r. Traktatu o dobrym sąsiedztwie, ale to temat na zupełnie odrębną dyskusję.

Zaletą niemieckiego państwa w przeciwieństwie do naszego jest istnienie tzw. głębokiego państwa (deep state), które pomimo politycznych różnic w wymiarze niemieckich interesów jest zawsze monolitem.

Czytaj więcej.

Foto: KPRM /Gov.pl