Wprawdzie już o tym pisałem, ale w tym szczególny dniu, nie mogę sobie odmówić przyjemności, żeby opowiedzieć Wam mojej przygody ze św. Florianem.
A było to tak 50 lat temu, a może trochę mniej, do pracowni ekspresji sztuki psychopatologicznej, którą prowadziłem …wkroczył bardzo zatroskany proboszcz parafii Św. Rodziny w Branicach — ks. Bronisław Gałoński. Staszek — ratuj, zawołał! Był on bowiem jako dziekan bardzo zatroskany, tym, że proboszcz parafii św. Tekli w Wódce — zwodził od dłuższego czasu swoich parafian obietnicą, że w niszy, która powstała po zamurowaniu dodatkowych drzwi do kościoła — umieści figurę św. Floriana.
Potrzeba była bardzo pilna, bo w samej wsi i najbliższej jej okolicy wybuchały co raz to tajemnicze pożary. Zdesperowani mieszkańcy Wódki złożyli się na figurę świętego i oczekiwali, że na 5 maja będzie gotowa do poświęcenia. Ksiądz kręcił, zwalając na gospodarkę niedoboru, w której brakowało przede wszystkim kiełbasy, nie mówiąc już o świętych. Pieniądze się mu rozeszły. Zanosiło się na spory skandal w dekanacie, a może nawet w całej diecezji. Wziąłem sobie ów problem do serca, a to było pod koniec kwietnia — i wyrzeźbiłem figurę świętego z gliny, następnie zalałem gipsem i po wyciągnięciu jeszcze plastycznej gliny z gipsowej skorupy, powstała forma tracona. Święty Florian elegancko się prezentował, ale wyłącznie z przodu co moim zdaniem nie stanowiło problemu, bo za plecami miał przecież niszę. Formę wysmarowałem pastą do podłogi i zalałem gipsem. Był już początek maja. Ostrożnie, żeby rzeźby w środku nie uszkodzić, odłupywałem po kawałku formę. Z powodzeniem to się udało, nic świętemu nie odpadło. Problemem było jednak to, że taka spora bryła gipsu potrzebowała więcej czasu, żeby wyschnąć. Wypożyczyłem zatem od budowlańców dmuchawę elektryczną i dalej ogrzewać świętego, bo do pomalowania go farbami olejnymi niezbędne było, żeby tworzywo, z którego był zrobiony — było absolutnie suche.
W przeddzień zaplanowanych strażackich uroczystości — zjawił się ksiądz i stękając z wysiłku, ułożyliśmy świętego na tylnym siedzeniu księżowskiego forda Taunusa .
Byłem bardzo dumny i wzruszony, kiedy na widok dojeżdżającego do kościoła proboszczowego auta, wtajemniczony kościelny uruchomił na powitanie św. Floriana dzwony. Uroczystość się udała, figura się spodobała, a co najważniejsze od tego czasu przestało się w okolicy palić.
Zostaw komentarz