Polityczne roszady nad Sekwaną przypominają, że: „kiedy Francja kicha, cała Europa dostaje kataru”. Wszyscy patrzą na Paryż.

W wyborach do Parlamentu Europejskiego prezydenckie ugrupowanie Odrodzenie dostało spektakularne lanie i ma tylko 13 posłów. By ocenić skalę porażki trzeba wiedzieć, że Zjednoczenie Narodowe (którego liderem jest Jordan Bardella namaszczony przez Marine Le Pen) zdobyło 30 mandatów, czyli ponad dwukrotnie więcej.

Na dobitkę realizuje się czarny sen prezydenta Emmanuela Macrona – wiatru w żagle nabiera ruch o socjalistycznej proweniencji „Place publique”, który zdobył 13 mandatów, i jest dziełem błyskotliwego Raphaëla Glucksmanna.

Najmłodszy w historii prezydent Francji ma dzisiaj 46 lat, Glucksmann – 44 lata, a Bardella 29 lat. Ich wiek nie miałby znaczenia, gdyby nie to, że ujawnia sposób myślenia pokoleń wschodzących.
Macron w sposób bezprecedensowy zaangażował się w wybory europejskie. Mnożył deklaracje i oracje, zinstrumentalizował kwestię ukraińską sprowadzając do Paryża na 3 dni przed głosowaniem prezydenta Zełenskiego, a dzień wcześniej w towarzystwie światowych przywódców surfował na fali 80. rocznicy lądowania aliantów w Normandii. I wszystko na nic.

Obóz prezydencki spodziewał się przegranej, ale nie klęski. Pomysł rozpisania przedterminowych wyborów parlamentarnych najwyraźniej był gotowy. I jest to pomysł bardzo sprytny. W wyborach krajowych ordynacja dzieli Francję na 577 jednomandatowych okręgów, co wymusza zawieranie koalicji. A kordon sanitarny wokół Zjednoczenia Narodowego koalicje z partią Le Pen wykluczał. W dodatku partie muszą w ciągu kilkunastu dni zgłosić 577 kandydatów. Najtrudniej będzie ich znaleźć radykalnej prawicy. Tak więc prezydent zrobił wszystko, by pomieszać szyki prawicy i radykalnej prawicy. Czy to może się udać? Raczej nie. Niektórzy mówią, że Macron zachowuje się jak Neron podpalający Rzym.

Zwłaszcza że lewica wykorzystując strach przed Le Pen stworzyła jeden blok. Na wezwanie komunistów odpowiedziały wszystkie partie lewicowe, łącznie z ugrupowaniem Glucksmanna, który tym samym straci „niewinność” i opinię formacji nowatorskiej. Jednak nie ma wyjścia, bo elektorat nie przebaczy wyłomu we wspólnym froncie. A lewica chce „ograć” Macrona, który zakładał, że w strachu przed radykalną prawicą, część elektoratu wybierze jego partię jako mniejsze zło.

Aż do rozstrzygnięcia drugiej tury (7 lipca), Europa będzie obserwować Francję, jak biolog obserwuje w laboratorium szkiełko z posiewem.

Na razie prezydent Macron leży na deskach. Glucksmann mówił: „Chodziłem do tych samych szkół co Macron, gdzie produkuje się takich jak on technokratów. Był najbardziej uzdolniony i niepospolity z nich, ale stracił kontakt z rzeczywistością. [..] Chciał uchodzić za połączenie Ludwika XIV, Napoleona, de Gaulle’a i Mitterranda, a teraz jest w sytuacji Ludwika XVI, którego naród chce skrócić o głowę.” Arogancja, narcystyczny samozachwyt, przedkładanie ambicji bycia cesarzem Europy nad przyziemne i dotkliwe problemy Francuzów – to wszystko spowodowało upadek jednego z najbardziej obiecujących polityków w Europie. Każdy pamięta połajanki, jakich Macron nie szczędził wszystkim i trudno opędzić się od Schadenfreude.

Ale logika polityczna może sprowadzić też klęskę na Raphaëla Glucksmanna. Front Lewicy, do którego przystał, ogłosił program nie przystający do realiów francuskiej gospodarki: emerytury w wieku 60 lat, 1600 euro netto minimalnej pensji i blokada cen. A także uznanie Państwa Palestyńskiego i sankcje wobec Izraela. A na dalszym planie hasło „wymazania Izraela z mapy” oraz słowa, że „Putin – tak jak my – robi to, co uważa za swój obowiązek.”
W ten sposób lewica chce głosy kilku milionów potomków imigrantów, którzy utożsamiając się z Palestyńczykami nienawidzą Izraela. I oczekują więcej socjalu. Tymczasem już teraz Francja przeznacza na świadczenia socjalne 32% PKB.
W Polsce jest to 20%, w Szwecji 24 %, a w Irlandii zaledwie 12 % PKB.

Fot. Od lewej: Glucksmann, Bardella i obecny premier Gabriel Attal z obozu Macrona.

Autor: Liliana Sonik
Urodzona 30 sierpnia 1954 r. w Krakowie – polska filolog, wychowanka DA Beczka, po śmierci Stanisława Pyjasa założycielka Studenckiego Komitetu Solidarności, publicystka, dziennikarka, publikowała w „Tygodniku Powszechnym”, „Rzeczpospolitej”, „Dzienniku Polskim”, „Głosie Wielkopolskim”, „Gazecie Wyborczej”, „Znaku”. Pracowała w Radio France Internationale i TVP.