Znajomy dając link do tego materiału zainspirował mnie do napisania kilku słów na ten temat.

Nigdy nie będę stary! A już tym bardziej potrzebował wsparcia czy opieki.

Odnoszę coraz częściej wrażenie, że ludzie zaczęli wychodzić właśnie z takiego założenia.

Ciekawe.

Biorąc pod uwagę ilość rozwodów, ilość osób, które żyją ze sobą, ale ani w tym miłości ani szacunku ani wsparcia, które może dawać nadzieję, że na starość będą chcieli na siebie patrzeć a co dopiero zrobić coś dla siebie.

Ktoś powie, że trzeba mieć dzieci i najlepiej dużo.
Statystycznie zapewne, to najkorzystniejsze rozwiązanie, ale gwarancji też nie daje.
O relacje z dziećmi trzeba też umieć zadbać a wielu wielu rodzicom wydaje się, że należy im się uwaga dzieci na starość jak psu buda tylko dlatego, że je odchowali do pewnego wieku.
Wychowanie i bliskość, to nie jest to samo co odchowanie i mieszkanie razem z dzieckiem pod jednym dachem.
O absurdalnych oczekiwaniach rodziców ze strony rodziców można długo pisać.

Zawsze będę powtarzał, że przykładowo nadopiekuńcza matka wobec syna marginalizująca w tym ojca odchowa „mężczyznę”, który albo będzie „dupą życiową” albo będzie gardził kobietami.
Ojciec z problemami odchowa córkę, która przez całe życie będzie wybierać złych partnerów do życia lub stanie się popychadłem jednego cwaniaczka, który wmówi jej, że ma szczęście, że z nim jest bo nie znajdzie nic lepszego.

Dzieci mają ludzie (rodzice), którzy nie potrafią zadbać o relacje ze swoimi dziećmi.

Niedawno wpadł mi na YT materiał na temat narcystycznych matek czy ojców. Zafascynowała mnie ogromna ilość komantarzy pod materiałem filmowym. Trudno było mi uwierzyć jak ogromna ilość ludzi wyrzuciła z siebie bardzo negatywne doświadczenia, których doznała w swoim dzieciństwie i później ze strony swoich matek czy ojców. Odcięcie się od swoich rodziców (matki czy ojca) nazywali ulgą.

Dlaczego?

Widzimy wokół siebie „dorosłych ludzi”, którzy stali się rodzicami, ale faktycznie może nie powinni nimi być.
Dlatego, że nigdy sami nie przestali być dziećmi, nastolatkami czy panienkami na wydaniu za którymi uganiali się mężczyźni czy kawalerami, którzy chcieliby cały czas nimi być.
Własne dzieci wewnętrznie obwiniają, że „coś musieli im oddać”, poświęcić.

Głupiutkie matki nie umieją pogodzić się z przemijaniem i domagają się większej uwagi ze strony dzieci, dziecka, bo zawsze były „w centrum uwagi” – w pracy, ze strony męża, przyjaciół.
Nie dajesz mi dziecko tego co dostawałam od innych, to jesteś złym dzieckiem. Przecież zrobiłam sobie ciebie dla siebie jak wybrałam sobie męża a nie że on mnie wybrał.

Takich osób (matek/kobiet, ojców.mężczyzn) wydaje się być coraz więcej wokół nas.
W domu byłam jedyną córeczką oh ah, to i później muszę być jedyną dla swojego partnera i jedyną dla swojego dziecka i dzieci (nawet jak pozakładają już swoje rodziny). Jak coś odpieprzę w życiu, to przecież wszyscy muszą to wybaczyć i nie znam slowa przepraszam, tak jak przyzwyczajona byłam do tego w swoim domu. No bo przecież to jedyna córeczka rodziców.
W domu byłem jedynym synem, który nie musiał nic robić, bo mamusia zadbała. Idzie taki później w małżeństwo i nie ma szans na utrzymanie związku z kobietą, która musi zająć się innymi sprawami niż tylko potrzebami „mężusia”. Ba! coraz częściej trafiają na siebie jedyna córeczka na jedynego syneczka. Takie osoby mogą stworzyć jakiś trwały związk czy rodzinę?
Nie ma szans.
Oni sami ze sobą nie dają sobie rady a mają dać sobie radę jeszcze z dzieckiem?
Slabi ludzie, słabi pokolenie, które sądzi, że wypłata i stanowisko w korpo czy na urzędzie czyni z nich kogoś niezależnego a nawet lepszego niż są.

Skręcone mamusie nie zbudują relacji z synem czy córką a tatusiowie pod pantoflem nie będą nigdy żadnym wzorem dla swoich dzieci.

Nikt tak nie zrypie psychiki synowi jak walnięta mamusia i córce jak zaburzony żyjący w jakimś swoim matrixie tatuś. Powie wam o tym każdy psychoterapeuta.

Dlatego silne kobiety (córki) często zaczynają unikać swoje matki, podobnie jak synowie ojców czy odwrotnie.

Dzieci, nastolatki, bo nigdy nie dorośli wychowują dzieci, które albo stają się podobne do swoich rodziców albo w jakimś stopniu się od nich odcinają.

Najgorzej mają ci, którzy cały czas zabiegają o uwagę, akceptację, zrozumienie swojego rodzica, który z racji tego, że sam nigdy nie dorosnął lub miał też rodziców z problemami nie zmieni się do końca swoich dni.

Jeżeli ktoś nie umie dorosnąć i rozwiązać swoich problemów, to będzie zarażał nimi swoje dzieci.

Autor: Diario