Na przestrzeni kilkunastu ostatnich miesięcy wiele się dzieje, a prezes J. Kaczyński milczy.
Co do tej pory stało na przeszkodzie posłom PiS, by w Sejmie zwrócić się bezpośrednio do Tuska, aby ustosunkował się do wcześniejszego twierdzeń, że „Polska będzie beneficjentem paktu migracyjnego. Nie będziemy za nic płacić, nie będziemy musieli przyjmować żadnych migrantów z innych kierunków, UE nie narzuci nam żadnych kwot migrantów. Natomiast Polska będzie skutecznie egzekwowała wsparcie finansowe ze strony Unii w związku z tym, że stała się państwem goszczącym setki tysięcy emigrantów głównie z Ukrainy”, (…) „My inaczej niż nasi poprzednicy, bez wojny z Unią Europejską, w przyjaznym, ale w twardym dialogu wyegzekwujemy wszystko to, co Polsce się należy”.
Skoro nie będziemy musieli przyjmować żadnych migrantów to dla kogo budowanych jest 49 Centrum Integracji Cudzoziemców?
Jakie w twardym dialogu z UE wyegzekwowała wsparcie finansowe z Unii na pomoc w utrzymaniu setek tysięcy emigrantów z Ukrainy?
Czy bycie beneficjentem polega na tym, że przyjmujemy po cichu tysiące niechcianych migrantów z Niemiec?
Kiedy Niemcy zaczęli nam bezczelnie podrzucać migrantów oczekiwałam, iż szef PiS natychmiast zwoła konferencję prasową, i zapowie, że gdy dojdzie prawica do władzy, to nie tylko zamknie granicę jak to zrobiły Niemcy, ale tych, których nam podrzucili odeśle z powrotem. Nic takiego nie nastąpiło. Prezes milczy.
Skoro pojawiły się dywagacje dotyczące wysłania polskich żołnierzy na Ukrainę w ramach sił pokojowych nie słyszałam, by prezes zdecydowanie się przeciwstawił takiemu pomysłowi.
Gdy minister Adam Bodnar poinformował, że trwają dyskusje nad przekazaniem europejskiej prokuraturze kolejnych kompetencji, m.in. w zakresie śledztw dotyczących ewentualnej „ingerencji w demokrację państw członkowskich UE”, spodziewałam się mocnej reakcji prezesa, który wiedząc jak UE interweniowała w Rumunii zapowiedziałby, że po zwycięstwie wycofa przekazane przez Bodnara kompetencje. Nic takiego nie nastąpiło. Prezes milczy.
W debacie o obronności Ursula von der Leyen mówiła o planie dozbrojenia Europy nazwanego „ReArm Europe”, który ma być sfinansowany poprzez zaciągnięcie wspólnego długu.
Sprzeciwiła się temu Konfederacja, która uważa, że za unijny plan zbrojeń ReArm Europe zapłacą wszyscy, skorzystają nieliczni. Od lat głosi pogląd, że obronność powinna pozostać w gestii państw narodowych, a Polska powinna rozbudowywać swoje zakłady produkcji amunicji i uzbrojenia.
W dyskusji w PE europoseł Ewa Zajączkowska-Hernik, podkreśliła m.in., że bazując na doświadczeniach z eurodługiem KPO, Polska tym bardziej nie może polegać na powtórce takiego mechanizmu tyle, że w dziedzinie wojskowości.
– „Nowy militarny eurodług będzie narzędziem nacisku na państwa i zagrożeniem dla ich suwerenności. To będzie dokładnie ten sam mechanizm jak w przypadku KPO. Jeżeli spełnimy kamienie milowe, a rząd będzie podobał się Komisji Europejskiej, to dostaniemy jakieś pieniądze. To nic innego jak polityczny szantaż”.
Przerabialiśmy również rozdział przez Komisję Europejską 500 mln euro na zwiększenie zdolności produkcyjnych amunicji artyleryjskiej. Po opublikowaniu listy podziału środków okazało się, że: ok. 85 mln euro otrzymają firmy niemieckie, 87,6 mln euro norweskie, 27 mln euro węgierskie, 32,5 mln euro fińskie, 38 mln euro francuskie, 23,8 mln euro hiszpańskie, 19 mln euro szwedzkie, a Polska ok. 2,1 mln euro.
Dlaczego Konfederacja potrafi jasno przedstawić swoje stanowisko, a PiS milczy?
Parlament Europejski uchwalił w środę rezolucję w sprawie przyszłości europejskiej obronności. Europosłowie PiS i Konfederacji poparli poprawkę, uznającą Tarczę Wschód za projekt flagowy dla wspólnego bezpieczeństwa Unii Europejskiej, ale głosowali przeciwko całości rezolucji.
W odpowiedzi na ich głosowanie premier Donald Tusk zamieścił (13.03.2025) na platformie X nowe nagranie, które zatytułował: „Prezesie Kaczyński, tego Naród Wam nie wybaczy”.
Już kiedyś o PiS-ie powiedziałem: „to nie są patrioci, to są idioci”. Ale to, co ostatnio zrobili w Parlamencie Europejskim, to chyba coś wyraźnie gorszego niż głupota. Oni zagłosowali przeciwko wzmocnieniu możliwości obronnych, zdolności obronnych Polski na naszej wschodniej granicy z Rosją i Białorusią. To naprawdę na odległość pachnie zdradą – stwierdził szef rządu. I zwrócił się do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
„Słuchaj, prezesie Kaczyński. Ludzie byli wam gotowi zapomnieć wiele złych rzeczy, ale tego naród wam nie wybaczy” – powiedział.
Zaapelował do „wszystkich polityków, także tych z opozycji”, że oczekuje „pełnego wsparcia” dla programu Tarcza Wschód. „To jest moment prawdziwej próby waszego patriotyzmu” – oświadczył.
Próba prawdziwego patriotyzmu według niego polega na uwspólnotowieniu długu, utworzeniu wspólnej armii europejskiej, dowodzonej przez europejskie dowództwo, kupowaniu uzbrojenia od europejskich firm (niemieckich i francuskich).
Po bezpośrednim zaatakowaniu J. Kaczyńskiego i oskarżeniu go o zdradę wydawałoby się, że odpowiedź jego będzie natychmiastowa. Aż się prosiła konferencja prasowa i pokazanie na niej ordynarnej manipulacji Tuska.
Oskarża polityków o to, że wbrew interesom Polski zagłosowali przeciwko wzmocnieniu możliwości obronnych kraju, a ani słowem się nie zająknął, iż w rezolucji są zapisy dotyczące przekazywania kompetencji obronności i przemysłu zbrojeniowego, budżetowych, w tym możliwości zaciągania długu przez Komisję Europejską. Rezolucja chce odebrać państwom członkowskim UE prawo weta w sprawach bezpieczeństwa i obronności.
Mogłaby podejmować godzące w bezpieczeństwo Polski decyzje np. o wysyłaniu polskich żołnierzy, udostępnianiu sprzętu czy interwencjach zbrojnych będą podejmowane większością głosów, bez zgody Polski.
To, że te działania idą właśnie w tym kierunku świadczy wywiad Manfreda Webera, szefa Europejskiej Partii Ludowej dla dziennika „Welt Am Sonntag” w którym powiedział m. in.: – Musi istnieć obowiązek wspólnego zakupu broni. Nową broń powinniśmy kupować przede wszystkim od europejskich firm.
Zasugerował konieczność utworzenia wspólnej armii europejskiej. –Potrzebujemy wspólnego europejskiego dowództwa, osadzonego w strukturach NATO. Europejski szef sztabu powinien także móc dowodzić zmodernizowanymi armiami narodowymi i jasno określać kwestie zamówień publicznych – powiedział.
Mówili i pisali o tych zagrożeniach m. in. Patryk Jaki, Piotr Müller, Michał Dworczyk. Tylko, że ich głosy nie mają takiej siły jak głos szefa partii. Nic takiego nie nastąpiło. Prezes milczy.
Uważam, że w polityce zbytnia ostrożność nie popłaca. Politycy PiS od lata przestali być wyraziści. Nie potrafią jak Konfederacja jasno i dobitnie przedstawiać Polakom, co chcą osiągnąć, a czemu zdecydowanie się sprzeciwiają. Zamiast woli walki, politycy PiS uciekają od problemów.
Zostaw komentarz