„Widzę, że Opozycja próbuje pokazać, jak to się działacze PiS dorobili. Tym bardziej warto przypomnieć jak było, kiedy rządziła Opozycja” – przypomina Zbigniew Szczęsny (czytaj tutaj).
Ten temat załatwi pewnie (mam przynajmniej taką nadzieję) dopiero moje pokolenie polityków (urodzeni w latach 70tych), albo następne.
Państwo u nas ma za dużo własności, a to determinuje bardzo ostrą i twardą walkę o stołki i związane z nimi profity.
Jedyną nadzieją jest dokończenie prywatyzacji, co powinno także pozytywnie wpłynąć na obraz walki politycznej.
Pomijam już okoliczność, że dzisiejsze problemy np. Azotów w Puławach (pochodzę z niedaleko położonego Zwolenia) mają większą przyczynę w polityce niż w gospodarce.
Polityka działa tu jak rak (czytaj więcej).
Idąca do władzy (mam nadzieję) opozycja, tak, jak poprzednio PiS (kiedy sam był w opozycji) krzyczy o tłustych kotach.
Na politykach opozycji należy dzisiaj wymuszać deklaracje dotyczące rozwiązania tego problemu.
Mnie się wydaje, że jedynym naprawdę skutecznym rozwiązaniem jest tu prywatyzacja z zachowaniem nadzoru nad pewnymi aspektami działalności spółek o znaczeniu strategicznym. Powinien być to jakiś model nadzoru administracyjnego, a nie właścicielskiego.
Państwo w takich spółkach mogłoby mieć swojego przedstawiciela z prawem sprzeciwu co do konkretnych posunięć takich spółek.
Można byłoby też wpisać do ustawy, że taki przedstawiciel nie może być czynnym politykiem. Można byłoby pomyśleć nad stworzeniem licencjonowanych przedstawicieli SP w spółkach (stworzyć taki nowy „zawód” z państwowym egzaminem).
Bez zmiany w tym obszarze jakość polityki będzie spadać wprost proporcjonalnie do wzrostu bogactwa państwowych spółek i oferowanych w nich wynagrodzeniach. Już dzisiaj – wbrew zapewnieniom Jarosława Kaczyńskiego, że do polityki nie idzie się dla pieniędzy – kariera wybrańców narodu przypomina wielki marsz po kasę. Różnica między PO a PiS to różnica stylu. Jest też oczywiście różnica „staffu” – za PiS mamy pewną spektakularność awansu ludzi, których brak kompetencji nie budzi wątpliwości. Ale czy za PO nie było takich przypadków?
Dlatego człowiek planujący swoją karierę polityczną de facto planuje karierę biznesową. Taki stan rzeczy zaostrza walkę i jest przyczyną centralizacji władzy w rękach silnego lidera wokół którego trwa wzajemne podgryzanie się tych, którzy chcą mieć do niego lepszy dostęp. Bo ten dostęp daje możliwość kreacji karier „swoich” ludzi. A to – oczywiście – daje większy kawałek tortu zwanego władzą.
A zatem o uczciwej polityce możemy zapomnieć. Takie procesy dzieją się zresztą wszędzie na świecie, ale kraje, które mają bardziej zdecentralizowany system władzy radzą sobie z wyżej opisanymi jej patologiami lepiej.
Być może całkiem dobrym pomysłem (może nawet bardziej realistycznym w obecnych warunkach niż prywatyzacja) byłoby przekazanie państwowych firm do samorządów wojewódzkich (a także gruntów, mieszkań, lasów, szkół wyższych i instytucji kultury), co proponują Autorzy „Umówmy się na Polskę” (praca zbiorowa pod redakcją: Maciej Kisilowski i Anna Wojciuk ). Książkę tę polecam każdemu, kogo od czasu do czasu, lub nawet bez przerwy – jak mnie – nawiedzają myśli o organizacji otaczającego świata. Zaproponowane tam rozwiązania traktuję jako otwarcie poważnej dyskusji o zmianie sposobu funkcjonowania państwa.
Wydaje mi się, że koszty unikania takiej poważniejszej dyskusji na te tematy stają się nie do zaakceptowania.
Zostaw komentarz