Właśnie dowiedzieliśmy się, jak w przyszłym roku będą kształtowały się:
– płaca minimalna;
– emerytury Polaków.
Pierwszy wniosek, jaki płynie z informacji rządu jest taki, że zahamowano trwający przez ostatnie kilka lat trend szybkiego wzrostu dochodów Polaków.
Jednym z głównych celów polityki naszych rządów było zasypywanie przepaści między garstką bardzo bogatych a milionami Polaków na głodowych pensjach, emeryturach, zasiłkach.
Od kilku lat Polska znajduje się w czołówce krajów UE, w których nastąpił największy wzrost płacy minimalnej.
W 2023 r. i 2024 r. pensja minimalna rosła r/r o blisko 20 proc. Wyraźnie powyżej inflacji.
Od roku 2015 do dzisiaj najniższa krajowa wzrosła u nas o ponad 140 proc.
Jeśli uwzględnić podwyżkę zaplanowaną od 1 lipca br. będzie to 146 proc. – z 1750 zł w 2015 r. do 4300 zł.
Podobnie było ze świadczeniami ZUS, w tym emeryturami.
W 2023 r. została przeprowadzona waloryzacja procentowo-kwotowa. Emerytury i renty zostały zwaloryzowane o 14,8 proc., ale nie mniej niż o 250 zł. Dzięki temu, najniższa emerytura wzrosła do 1 588,44 zł brutto.
Od 1 marca minimalna emerytura wzrosła o kolejne ponad 12 proc. i wynosi obecnie 1780,96 zł.
W stosunku do 2015 r., najniższa emerytura wzrosła o ponad 900 zł, czyli przeszło dwukrotnie.
Efekt był taki, że od objęcia rządów przez przez Prawo i Sprawiedliwość poziom nierówności dochodowych, mierzonych współczynnikiem Giniego zaczął wyraźnie spadać, po stagnacji w latach 2007–2014.
Wg danych OECD 2022 r. Polska miała piąty najlepszy wynik zarówno wśród krajów UE jak i OECD.
Niestety te trendy zaczynają się zmieniać za sprawą polityki obecnego rządu i decyzje, które podjął w ostatnim czasie:
– o zminimalizowaniu wysokości 14. emerytury (świadczenie będzie o niemal 900 zł niższe niż ubiegłym roku);
– o przyszłorocznej waloryzacji rent i emerytur na najniższym możliwym poziomie 6,78 proc. (w tym i poprzednim roku było to odpowiednio 12,12 i 14,8);
o wzroście minimalnego wynagrodzenia w 2025 r. jedynie o 7,6 proc. (w ostatnich dwóch latach było to po ok. 20 proc.).
Najprawdopodobniej nie będzie też w tym roku zapowiadanej i obiecanej drugiej waloryzacji świadczeń, a 13. emerytura także stoi pod znakiem zapytania.
Wszystko to w sytuacji, kiedy po podniesieniu stawki VAT drożeje żywność, a po decyzji rządu o wygaszeniu tarcz Polacy otrzymują prognozy o kilkadziesiąt proc. wyższych rachunków za energię i gaz.
Wyższe dochody Polaków to nie “money for nothing.”
Wyższe pensje Polaków to nie socjalistyczna fanaberia. To kwestia zmiany modelu rozwoju i mentalności – odejścia od modelu tanich podwykonawców.
Polska to kraj wysoko wykwalifikowanych pracowników ze świetnym wykształceniem, wysoką kulturą pracy.
To nie tania siła robocza, ceny gruntów ani położenie geograficzne decydują dziś o tym, gdzie lokują swoje inwestycje globalni liderzy nowych technologii i branż przyszłości.
Polska produktywność, w stosunku do naszych konkurentów – Czechów, Słowaków, Węgrów, czy Niemców – wręcz wystrzeliła w ostatnich latach.
Skumulowany wzrost produktywności w latach 2015-2022 w Polsce to 19 proc. Dla porównania w Niemczech było to 7,0 proc., na Węgrzech 5,3 proc., w Czechach 4,7, proc., a na Słowacji 2,9 proc. Jest zdecydowanie najwyższy w regionie. Pensje Polaków powinny to odzwierciedlać.
Jednym z głównych celów polityki naszych rządów było zasypywanie przepaści między garstką bardzo bogatych a milionami Polaków na głodowych pensjach, emeryturach, zasiłkach.
To była polityka systematycznego wzrostu płac, emerytur i świadczeń socjalnych. Te działania w połączeniu z wprowadzonymi przez nas tarczami miały chronić dochody Polaków, w szczególności najbardziej wrażliwych grup – emerytów, rencistów i najmniej zarabiających.
Niestety dorobek ostatnich lat w postaci redukcji: ubóstwa, nierówności społecznych i bezrobocia może zostać zmarnowany w ciągu najbliższych miesięcy.
Za poprzednich rządów Platformy Obywatelskiej w medialnym obiegu zaistniało pojęcie prekariatu ukute jeszcze w latach 80. ubiegłego wieku przez francuskich socjologów do opisu pracowników tymczasowych.
W latach 2008-2015 zyskało w Polsce nową definicję opartą na rzeczywistości milionów Polaków, którzy formalnie mieli pracę, ale ich pensja nie wystarczała na podstawowe potrzeby.
Ponad 2,2 mln bezrobotnych i miliony biednych-pracujących – to obraz okresu poprzednich rządów PO. Wiele wskazuje na to, że wraz z powrotem Donalda Tuska do władzy, zaczynają wracać tamte demony. To dlatego nazywaliśmy jego dotychczasowe rządy, rządami polskiej biedy i bezrobocia.
Niestety premier podejmuje teraz decyzje bliźniaczo podobne do tych z lat 2008-2014 i kieruje nas znowu na ścieżkę do stania się na powrót tanim zapleczem UE. Bo jaki inny może być cel rządu, który robi wszystko, żeby koszty życia były wyższe, a pensje, emerytury i programy socjalne niższe?
Fot. Facebook / Mateusz Morawiecki
Autor: Mateusz Morawiecki
Polski menedżer, bankowiec i polityk. Prezes Rady Ministrów w latach 2017-2023. Poseł na Sejm RP, wiceprezes PiS.
Zostaw komentarz