Enuncjacje dr Chociana na temat wpływu niemieckiej agentury w Polsce spotkały się z tzw. „szyderą” po stronie obozu postępowców.

Okazało się, że p. Chocian pozwolił sobie kiedyś na uwagi odwołujące się do pojęcia „Nowego Porządku Światowego” (New World Order), co samo w sobie dla postępowców jest dyskwalifikujące, bo uważają takie pojęcia jak „Nowy Światowy Porządek” czy „Wielki Reset” za „szurowskie teorie spikowe prawicy”, które nie załugują na nic więcej niż puknięcie się w czoło.

Skoro zatem dr Chocian napisał kiedyś, że „Światem ma rządzić antychrześcijański, za to satanistyczny demon NWO. To jemu mamy wszyscy oddawać pokłon lub być społecznie wykluczeni za to, że nie gramy gam nowej demokracji. Wielki ucisk coraz bliżej. COVID-19, to była globalna przygrywka Partii Davos”, to jest niepoważnym czubem, który plecie androny i już.

Na czym tu jednak polega właściwy problem? Czy dr Chocian napisał coś, co jest skrajnie fałszywe, co nie znajduje przynajmniej częściowego potwierdzenia w faktach?

Nic podobnego! Nie jest żadną tajemnicą, że w wysokich eszelonach globalnych elit od bardzo dawna dominuje pewien rejestr radykalnych przekonań, które można pokrótce zebrać w kilku punktach:

– Tzw. „otwarte społeczeństwo”, którego wizję zarysował Karl Popper a rozwinął George Soros jest stanem pożądanym.

– Realizacja tej wizji wymaga globalistycznego podejścia, co w wariancie docelowym wymaga przesunięcia odpowiedzialności za rozwiązywanie coraz większej puli kluczowych problemów na „gremia międzynarodowe”, docelowo na ciało pełniące rolę „globalnego administratora”, czyli zasadniczo na „Rząd Światowy”. Ludzkość w coraz większym stopniu jako całość wymaga „centralnego zarządzania”.

– Kapitalistyczny model wzrostu jest nie do utrzymania, gdyż „skończona planeta dysponuje skończonymi zasobami”. Aby uniknąć niesprawiedliwości i konfliktów związanych z nierównym dostępem do kurczących się zasobów należy odpowiedzialność za dostęp do nich przesunąć na w/w globalnego administratora.

– Istnienie państw narodowych, ras ludzkich i religii jest przyczyną nieustannych wojen i konfliktów – należy dążyć do ich wyeliminowania poprzez stałą homogenizację społeczeństw w oparciu o oświeceniowe idee postępowe.

– Demokracja w państwach narodowych jest zawsze niebezpiecznym zasobem „protofaszyzmu” – należy jej zatem w jak największym stopniu nadać charakter fasadowy tak, aby progresywne elity nigdy nie utraciły nad nią kontroli. Temu ma służyć system prawny wykluczający możliwość przejęcia władzy przez partie radykalne oraz system instytucjonalnych „gatekeeperów” kontrolujących przepływ informacji w społeczeństwie.

Zręby takiego elitarystycznego poglądu wykuwały się w obrębie masonerii, dość jednoznacznie wyraził je „praojciec” integracji europejskiej, baron Richard von Coudenhove-Kalergi (to właśnie jemu Unia Europejska zawdzięcza, że jej hymnem jest beethovenowska „Oda do Radości”) a rozwinął je inny „ojciec” UE – włoski komunista Altiero Spinelli.

Coudenhove-Kalergi snuł plany, że wymieszana do imentu ludzkość stanie się „jedną rasą” przypominającą wyglądem „starożytnych Egipcjan”. Napisany przez Spinellego „Manifest z Ventotene” rozpoczyna się frontalną krytyką państwa narodowego a w posłowiu odmawia państwom narodowym prawa utrzymywania własnych armii i podkreśla, że pod względem politycznym zjednoczona Europa musi być oparta na szerokim sojuszu „sił postępu” – od komunistów po liberałów, ale bez uwzględnienia prawicy.

Klaus Schwab – szef Światowego Forum Ekonomicznego nakreślił przy okazji pandemii COVID-19 szeroki plan reform globalnych stosunków ekonomicznych, który nazwał „Wielkim Resetem”. W bardzo ogólnych ramach wydaje się, że plan ten zawiera wyłącznie racjonalne postulaty zmierzające w stonę zwiększenia globalnego bezpieczeństwa, przezwyciężnia niebezpieczeństw związanych ze zmianami klimatu i kolejnymi pandemiami oraz zmniejszenia nierówności na świecie. Ale – jak to się mówi – same ramy ogólne są często mniej istotne niż bardziej konkretne wizje realizacji postulatów. Przede wszystkim, plan Klausa Schwaba zakłada niespotykaną wcześniej rolę interwencji państwa i podmiotów międzynarodowych we wszystkie obszary życia gospodarczego i społecznego. W tym sensie jest to projekt o rozmachu wręcz imperialnym. W sensie politycznym nie jest bynajmniej „agnostyczny”, ale jest w ogromnym stopniu przesycony lewicowym poglądem na temat tego, czym właściwie jest „sprawiedliwość społeczna”. Postulowana przez Schwaba zmiana z „kapitalizmu akcjonariuszy” w „kapitalizm interesariuszy” (stakeholder capitalism) nie jest opatrzona żadnym pomysłem określającycm kto właściwie jest tym „interesariuszem”, na jakiej zasadzie „interesariusze” mieliby być wyłaniani i w jaki sposób balansowane miałyby być ich interesy. Wydaje się, że mamy tu raczej do czynienia z pewnym słowem-zaklęciem, pod którym skrywa się fakt, że „intereseriausze” i ich znaczenie będą wyznaczani w niejasny sposób przez pozademokratyczne gremia „ekspertów” – cokolwiek to znaczy. „Wielki Reset” przewiduje też, że właśnie takie supranarodowe gremia ekspertów będą w wielkim stopniu odpowiedzialne za globalną regulację cen pracy i surowców a nierówności będą pokonywane bardzo wysoką progresją podatkową – czyli również mamy tu do czynienia z wizją polityk lewicowych.

Kluczowe jest jednak to, że „Wielki Reset” jest w całości skonstruowany w taki sposób, który zakłada przeniesienie tak wielu kompetencji na „gremia międzynarodowe”, że w istocie państwom narodowym pozostaje tam mniej więcej tyle swobody w kształtowaniu swojej przyszłości, ile dziś mają ją województwa w skali krajowej. Konsekwentnie – rola „demosu” jest skrajnie okrojona, czego Schwab nawet nie ukrywa, zauważając, że „demokracja jest zbyt powolna jako narzędzie kształtowania polityk w czasach, które wymagają zdecydowanych działań”.

W zakresie stosunku współczesnych elit do religii, zwłaszcza Chrześcijaństwa należy wprost powiedzieć, że jest on skrajnie krytyczny. Unia Europejska nie realizuje tu wizji Richarda von Coudenhove-Kalergi, który uważał, że sfederalizowana Europa musi być chrześcijańska i antykomunistyczna i który podkreślał, że cywilizacja europejska jest „istotnie odmienna od azjatyckich cywilizacji: islamskiej, buddyjskiej, hinduistycznej czy konfucjańskiej”. Już za jego życia właśnie takie poglądy skonfliktowały go lewicą weimarskich Niemiec – znany jest np. jego ostry spór z nader wówczas wpływowym intelektualistą Kurtem Hillerem, z którym wcześniej bardzo się zbliżył, gdyż Hiller był twórcą elitarystycznego projektu „globalnej logokracji”, czyli właśnie światowego rządu najlepszych i najmądrzejszych – który Coudenhove-Kalergi zainteresował. Nie ulega jednak wątpliwości, że internacjonalizm obecnych elit europejskich opiera się na zaprzeczeniu samego pojęcia cywilizacji a już na pewno do przeszłości odesłano kulturotwórczą rolę religii, UE realizuje więc indyferentny religijnie model świeckości, który może nie jest Chrześcijaństwu explicite wrogi, ale zarazem sprzeciwia się nadawaniem mu jakiejkolwiek roli „zwornika” kultury dostrzegając w takim postulacie przede wszystkim niedopuszczalną dyskryminację innych wyznań.

Pojawia się zatem ważne pytanie o dopuszczalność poglądów wypowiedzianych na ten temat przez dra Chociana?

Będę starał się wykazać, że one są nie tyle „głupstwami” czy „powielaniem teorii spiskowych”, ile wyrażeniem powyższego w języku, który jest obcy oświeceniowemu racjonalizmowi.

– Dla osoby religijnej, ukształtowanej w duchu tradycyjnego, przedmodernistycznego katolicyzmu jest oczywiste, że indyferentny religijnie, podważający kulturotwórczą rolę religii, aktywnie odmawiający jej miejsca w życiu politycznym system jest „antychrześcijański i satanistyczny”. Nie ma tu żadnego „wariactwa”, ale proste stwierdzenie faktów zgodne z duchem przedsoborowego Kościoła. Dr Chocian ma prawo do takiej opinii.

– Fiksacja wpływowych elit na „logokracji”, którą – jak sądzą – wdrażają, w niepokojący sposób zmierza ku ukształtowaniu systemu, w którym społeczeństwa są stopniowo wywłaszczane z atrybutów suwerenności, czyli – de facto – sprawczości – na rzecz absolutnej władzy odległego „demona” rządzącego światem z wysokiej wieży, demona podejmującego decyzje kierując się wyłącznie własną wizją „powszechnego” dobra, przesuwającego ludzi jak pionki na szachownicy i sprawującego totalną, orwellowską wręcz kontrolę nad wszystkimi aspektami ich życia.

– Zaordynowany podczas pandemii COVID-19 reżim epidemiczny miał wszystkie cechy przedłużającego się stanu wyjątkowego, w którym władza arbitralnie ograniczyła swobody obywatelskie, zatrzymała działalność gospodarczą i wprowadziła reżim hegemonii komunikacyjnej objawiający się w „kancelowaniu” wszystkich opinii dysydenckich, niezależnie od tego, jak racjonalnie byłyby umocowane. Zachodzi uzasadniona obawa, że motywowany „dobrem publicznym” reżim tego typu może być odtąd wprowadzany „z wielu powodów”. Czyż potężne szykany, jakie spotykają wyrazicieli antyemigranckich poglądów nie przypominają trochę tego, jak traktowano „covidosceptyków”?

Sęk w tym, że granica między „teorią spiskową” a postrzeganiem procesów jako „obiektywne” jest bardzo płynna. O ile poglądy w rodzaju „rząd amerykański zbudował HAARP, żeby wpływając na pogodę i sprowadzając kolejne katastrofy zarządzać światem w logice doktryny szoku” są oczywistymi teoriami spiskowymi, to przecież już pogląd, że wywołując systuacje kryzysowe można zarządzać światem właśnie w duchu tej doktryny żadną teorią spiskową nie jest – napisała o tym wybitną książkę czołowa intelektualistka lewicy Naomi Klein!

Pytanie o ukryte motywy pozornie obiektywnych zdarzeń jest jak najbardziej zasadne i zasadna jest podejrzliwość wobec wpływowych elit: czy aby na pewno projektowane przez nie rozwiązania służą wyłącznie „najwyższemu dobru”, czy może w jakimś sensie służą przede wszystkim im samym? Świat wiele razy doświadczał też opłakanych skutków arbitralnych działań przeróżnych „mędrców”, którzy działając „w najlepszych intencjach” doprowadzali tych, nad któymi panowali do ruiny. Zupełnie niedawno cejloński prezydent Gotabaya Rajapaksa zaprosił do współpracy znaną indyjską „guru holistycznej ekologii” Vandanę Shivę i za jej radą wprowadził na Sri Lance w 2021 r. nakaz „rolnictwa organicznego”. Skutkiem był powszechny głód, który rozlał się na cały kraj – znany dziś jako „cejlońska katastrofa agrokulturalna”. Czy sądzicie, że Vandana Shiva przeprosiła, w jakimkolwiek stopniu wyraziła żal z powodu udzielenia tak złych rad? Skądże znowu! – To cały świat „krwawego międzynarodowego kapitalizmu” był winny katastrofie na Sri Lance a nie ona i jej „dobre rady”… A przecież za Vandaną Shivą stało całe potężne lobby międzynarodowego ruchu ekologicznego widzące w Cejlonie gwiazdę zaranną nowego, lepszego, bardziej „sprawiedliwego” rolnictwa. Uśmiechnięta guru z wielką tilaką na czole witała czytelniczki „Wysokich Obcasów” pouczając: „Prawa kobiet i prawa środowiska są nieodłącznie związane. Nauczyły mnie tego ubogie góralki z Himalajów”.

Z przykrością zaobserwowałem, że red. Jakub Wiech uległ pokusie sprowadzenia dr Chociana do parteru przy pomocy odwołującej się do jego „szurostwa” argumentacji. Wpisał się w ten sposób w nader irytujący „konsensus” nomen-omen liberalno-lewicowych elit, które nie mają żadnych zahamowań, aby kogoś, kto sprzeciwia się masowej imigracji opluwać jako „wstętnego rasistę”, ale oburzają się ogromnie na jakiekolwiek syntetyczne ujęcie dominujących na lewicy liberalnej trendów w zwrotach takich, jak „Nowy Porządek Światowy” czy „Wielki Reset”. Pan Wiech radośnie uległ widocznej u niego od dawna wyższościowej postawie – został przecież przez „mainstream” dopuszczony do debaty i już od dawna nie mówi właściwie nic więcej, niż to, co ów mainstream głosi na każdy temat.

W 2019 r. dostałem od red. Wiecha z dedykacją książkę pt. „Energiewende – nowe niemieckie imperium”. To bardzo dobra książka, gdzie pan Wiech szczegółowo analizuje w jaki sposób Niemcy współpracowali z Rosją planując swoją „transformację energetyczną” tak, aby przejąć kontrolę nad europejskim rynkiem gazu ubezwłasnowolniając przy okazji energetycznie Europę Środkowo-Wschodnią. Red. Wiech szczegółowo opisuje jak bardzo w „Eneregiewende” zaangażowane były niemieckie fundacje, media oraz – w znaczącej części – niemieccy naukowcy. Jednak już wówczas zwróciłem uwagę, że jakoś nie przeszła mu przez gardło myśl, że być może w realizację niemieckiej transformacji energetycznej wciągnięte mogły być też niemieckie tajne służby. Że w jakiś sposób pracowały one nad ogólnie korzystnym klimatem wokół wszystkich działań rządu niemieckiego, który unicestwił swoją własną energetykę jądrową a w zamian forsował przeróżne, bardziej czy mniej „zielone” pomysły. Jakoś nie próbował nigdy zgłębić powodów, dla których jak sam pisał:

„W promowaniu i obronie gazowego elementu Energiewende rząd RFN ochoczo wspierają rozmaici dziennikarze. Kują oni niekiedy medialną narrację, która ma więcej wspólnego z propagandą niźli z rzetelnym opisywaniem rzeczywistości.”

Podpowiem – prawo niemieckie zakazuje niemieckim służbom wywiadowczym rekrutowania dziennikarzy w roli szpiegów, ale nie zakazuje im „przekonywania” dziennikarzy do odgrywania roli agentów wpływu. W 2008 r. wyszło na jaw, że BND masowo szpiegowało niemieckie środowisko dziennikarskie szukając przeróżnych „haków” na dziennikarzy. Tak pisał o tym „Der Spiegel”:

„Niemieccy agenci wywiadu zostali złapani na szpiegowaniu niemieckiego dziennikarza – ponownie. Kontrowersje wokół e-maili zebranych od reportera Spiegla stały się skandalem narodowym. Kanclerz Merkel mówi, że jej wiara w szefa BND została zachwiana, podczas gdy niemieckie gazety zastanawiają się, czy w ogóle można ufać tej służbie.”

Nie wiem, co myśli sobie red. Wiech, ale ja myślę, że przez lata niemieckie służby zwerbowały wielu „tajnych współpracowników” nie tylko wśród dziennikarzy. A skoro robiły to w Niemczech, gdzie im tego właściwie robić nie wolno, tym bardziej robiły to w krajach sąsiednich, gdzie jest to po prostu normalną częścią ich agenturalnej działalności. Dyskredytowanie pana Chociana, który o takim właśnie werbunku opowiada, jedynie dlatego, że kolkwialnie wyraził się, że nie podoba mu się „Nowy Porządek Światowy” jest po prostu słabe!