Za oknem zapadła miejska ciemność wieczoru. Czarne niebo otuliła ciepła kołdra deszczowych gęstych chmur. Księżyc z gwiazdami bawił się w chowanego, a może też odpoczywał od świata? Zgiełk ulicy przycichł za deszczem i jego szumiącym spokojem.
Kap kap
Zapomnianą przyjemnością było przymknięcie powiek i słuchanie kropli spadających z czernią pomalowanego nieba. Jednostajny, cichszy potem głośniejszy stukot kropli za kroplą, melodia deszczu. Czasem niczego więcej nie trzeba, tylko tego mokrego rytmu wybijanego na parapecie.
Kropla za kroplą
Strugi i ścieżki spływały po ciepłym jeszcze oknie, które rozgrzało rozżarzone lato. Szum wody ukrył w kropelkach ciszę, której tak często brakuje. Zatkał usta dzwonkom tramwajów, warkotom silników aut, klaksonom rozpędzonych, piskom wściekłych hamulców.
Cisza
Zamilkli wrzaskiem hałaśliwi ludzie, ci zza ściany, z podwórka, sąsiedniego bloku. Deszcz pokonał cały ten codzienny zgiełk, szum świata i osaczajacej zewsząd cywilizacji. Wystarczyło wyłączyć radio, porzucić telefon w innym pokoju, zapomnieć o telewizorze. Deszcz jak orkiestra grał smyczkami, rwał strunami, bił w bębny. W tle odzywal się tylko chór mokrej ciszy w różnych tonacjach, raz ciszej, potem głośniej.
Spokój
Na ten czas zatrzymał się mój świat. W oddali czaiła się bieżączka codzienności, ale w tamtym momencie nawet ona poczuła niestosowność przypominania o sobie. Na chwilę przestał istnieć świat zawładnięty gonitwą i pędem za tym co często zbędne lub nadmiarowe. Znaczenie straciło wszystko, co wypełnia zwykły dzień i jego siostrę noc, co przelewa się w przepełnionym pucharze przesytu. Na wartości straciła doczesność, za którą pędzę w tłumie innych. Jakże łatwo wpada się w ten szalony rytm za niepotrzebnym… Zmęczona jestem tym szczurzym pędem, ale ja również nie potrafię wyrwać się z tej zgrai. Wszyscy tak biegniemy, tylko nie pojmuję w jakim celu, zwyczajnie po co.
Gdy deszcz mył i szorowal świat za oknem podarowałam coś sobie, co nie ma ceny ani oszacowanej wartości. Dla mnie jest absolutnie bezcennym, jest darem, jaki mogę sobie wręczyć z pełną celebrą albo po cichutku. Nikt mi go nie sprezentuje , bo to niemożliwe. Tym podarunkiem był czas na wyłączenie się ze świata. Na chwilę wyskoczyłam z pociągu życia i wybrałam sobie najmniejszą jednoosobową stacyjkę. Nie zrobiłam niczego więcej, tylko zatrzymałam i wybrałam chwilowy postój, przystanek.
Dzis już wróciłam do ludzi. Znowu jestem na trasie z innymi, ale ta chwila dla siebie była piękna. Warto zrobić sobie taki prezent.
Zostaw komentarz