W dniu 5 grudnia 2022 roku zmarł prof. dr hab. Łukasz Karwowski. Nauka polska i społeczność geologiczno-meteorytowa poniosły dotkliwą stratę.
Dorobek pracy Profesora jest naprawdę imponujący, ogromna rozpiętość zainteresowań geologicznych a w szczególności osiągnięć w dziedzinie meteorytyki. Analizując jego dorobek naukowy można śmiało powiedzieć, że przez całe życie pchała go do czynu niespożyta pasja odkrywcy w tym w szczególności nowych minerałów zawartych w meteorytach. Pracował dosłownie do ostatnich chwil.
Prof. Łukasz Karwowski miał 77 lat, urodził się 17 października 1945 roku. O jego śmierci dowiedziałem się po kilku godzinach od wysłania do niego esemesa o treści – „Łukaszu jak się dzisiaj czujesz”. Niestety, gdy z jego telefonu oddzwoniła do mnie jego córka, domyśliłem się najgorszego.
Łukasz był po wypadku, który miał miejsce w dniu 24 listopada 2022 roku w Sosnowcu, w godzinach porannych. Właśnie tego poranka jechał jako pasażer taksówką na badania lekarskie. Z tego co mi powiedział przez telefon już będąc w szpitalu, kierowca taxi doprowadził do zderzenia z tramwajem. (https://dziennikzachodni.pl/sosnowiec-przy-rondzie-3-maja-tramwaj-zderzyl-sie-z-taksowka-jedna-osoba-trafila-do-szpitala/ar/c16-17072715?fbclid=IwAR1obiTFqEl1ECBjIyYxY3S4Zz6sZZ_sJZy9stI06H2Deuy54CB9mSjNPVk) W wyniku wypadku doznał wielu obrażeń. Niestety stan jego pogarszał się z dnia na dzień. Kilka dni przed śmiercią został wypisany ze szpitala do domu.
Uzgodniłem z nim w maju 2022 roku, że napiszę o nim artykuł – wywiad, na co chętnie przystał. Nasze spotkanie było odkładane z uwagi na jego chorobę. Ten artykuł wraz z artykułem o Andrzeju Pilskim miały być moimi artykułami pilotażowymi rozpoczynającymi cykl tekstów o interesujących i zasłużonych członkach Polskiego Towarzystwa Meteorytowego (oczywiście z tymi, którzy wyrażają na to zgodę).
Z Łukaszem poznałem się w 2002 roku na zjeździe założycielskim Polskiego Towarzystwa Meteorytowego w Guciowie. (http://pressmania.pl/polskie-towarzystwo-meteorytowe-moje-wspomnienia-dokonania-i-moja-pasja/ )
W wolnym czasie w trakcie tego wspaniałego spotkania meteoryciarzy, dużo spacerowaliśmy po okolicy rozmawiając na różne tematy. Tak też kontynuowaliśmy wspaniały kontakt przez 20 lat, często do siebie dzwoniąc i widząc się na spotkaniach meteorytowych, zjazdach PTMetu czy też w jego gabinecie na uniwersytecie. Miałem ten zaszczyt być jego przyjacielem a jednocześnie doradcą w różnych kwestiach prawnych. On z kolei akceptował i pochwalał moje artykuły, które czasem odbiegały od linii wyznaczonej przez naukę sensu stricte i będących określanych przez naukę na pograniczu science fiction. Tak było m.in. w przypadku moich ulubionych tektytów. Rozumiał, że wielu naukowców podchodziło do tych tematów wstydliwie bojąc się utracić „dobrą” opinię. Ja nie byłem naukowcem a tylko cytowałem wiele badań naukowych i hipotez, wysuwając na podstawie tych badań swoje własne hipotezy. Dlatego też nie podlegałem krytyce naukowej gdyż nie krytykowałem dotychczasowych utytułowanych badaczy, którzy się tym zajmowali. Uważałem, że oni mają w tej kwestii większe do tego prawa. Dlatego profesorowi podobało się moje rozumowanie, że jako niezależny „badacz” zwracałem uwagę na wstydliwe dla innych naukowców a jednak istniejące tematy.
Potrafił docenić mój prawniczy wkład w powstanie Polskiego Towarzystwa Meteorytowego. Był prawdziwym przyjacielem. Szanował przyjaźnie, znajomości oraz był powszechnie lubiany przez społeczność „meteorytową” i nie tylko. Kiedy zacząłem meteoryty nazywać „Darmowymi Sondami Kosmicznymi”, gdyż nie trzeba wysyłać sond kosmicznych bo próbki same przylatują na Ziemię. Bardzo to określenie spodobało się Profesorowi. Po raz pierwszy użyłem tego sformułowania początkiem lat 2000-nych w Cieszynie na wykładzie o meteorytach na Uniwersytecie III wieku. Miałem wtedy jeszcze do wykładu pożyczone duże okazy meteorytów od kol. Marcina Cimały. Później rozpowszechniałem ten termin w różnych publikacjach i nie tylko.
Na zjeździe założycielskim PTMetu został jednogłośnie wybrany na prezesa Polskiego Towarzystwa Meteorytowego, którym przewodniczył wiele lat by otrzymać zaszczytny tytuł „Honorowego Prezesa Polskiego Towarzystwa Meteorytowego”.
W 2009 roku wspólnie z profesorem napisałem jeden artykuł naukowy do Acta Societatis Metheoriticae Polonorum – „Cieszyn – nowy polski meteoryt” (https://www.infona.pl/resource/bwmeta1.element.psjd-66f54758-bd69-4446-b0a8-fce3cd39afef?fbclid=IwAR32F2YnftI0iHGQTtOJa7rcVhsCyuhMAXF8bvAycq7QqgTwGSYokKgy2GI)
W tym miejscu oddaję głos siostrze profesora – Pani mgr inż. Dorocie Karwowskiej, która wyraziła zgodę na podzielenie się wspomnieniami z dzieciństwa i z domu rodzinnego. Tekst jest pełen ciepła rodzinnego, dlatego zamieszczam go w całości.
„Łukasz Karwowski urodził się 17.10.1945 r. w Mińsku Mazowieckim. W miejscowości tej rodzice mieszkali w czasie wojny. Tata Józef Karwowski był profesorem na Politechnice Gdańskiej na Wydziale Budownictwa Wodnego (czasami bywał dziekanem) (później Wydział ten zmieniał nazwę).Mama nasza była z zawodu nauczycielką.
W roku 1946 rodzice wraz z dwojgiem dzieci starszą Martyną i Łukaszem przeprowadzili się do Gdańska.
Łukasz jak każde dziecko był zawsze ciekawy otaczającego go świata. Jak większość chłopców . Zbierał znaczki pocztowe poznając w ten sposób świat i zawsze marzył o podróży na Wyspy Galapagos. Marzenie nie spełniło się.
Był dobrym i wrażliwym bratem. Kiedy rodzice kupili mu rower uczył mnie jeździć „ pod ramą”. Kiedy i my z siostrą dostałyśmy rower jeździłam z Łukaszem na plażę i do lasu. Bez opieki rodziców-była to szkoła podstawowa. Nie wspomnę o ilości połamanych sanek zimą na pobliskich „Lagrach”. Na sanki te wymykaliśmy się bez wiedzy mamy pod jej nieobecność przez okno w łazience. Bo od ulicy pokazywało się drogę złodziejom.
Edukację rozpoczął w SP 27 a po przenosinach w pobliskiej SP 44.
Na naszym podwórku gdzie było sporo dzieci Łukasz cieszył się poważaniem. Na wierzbie rosnącej w ogrodzie urządził sobie domek gdzie uczył się i przesiadywał. Psikusy też się go trzymały . Podjadał sąsiadom truskawki i inne owoce za co mama zawsze bardzo zasadnicza karciła go.
Łukasz kolekcjonował też szable
Kiedy dostał rower „wyścigowy” o ile pamiętam „Favorit” zaczął treningi w klubie Lechii. Czy odnosił sukcesy? Chyba nie aż tak spektakularne jak widać z przesłanych wycinków. To były lata ogólniaka Liceum Ogólnokształcącego nr IX.
Wakacje zwykle spędzaliśmy w górach w Tatrach. Mama nasza była wielbicielką Tatr i na różne wyprawy zabierała starsze moje rodzeństwo.
W miarę jak dorastał wyjazdy z rodzicami przestały mu odpowiadać. I jeszcze w trakcie nauki w liceum zaczął jeździć samodzielnie z kolegami autostopem. Takie podróże były znacznie ciekawsze przecież. O przygodach z wakacji niewiele opowiadał. Może jedno śmieszne wydarzenie. Był z kolegą w okolicach gdzie są sady morelowe .Łukasz bardzo lubił morele. Nikt jednak nie chciał sprzedać im niewielkiej ilości owoców .Kupili więc morele z całego drzewka .Można powiedzieć ,że o mało „nie pękli” po zjedzeniu takiej ilości moreli.
Kiedy Łukasz zaczął interesować się „kamieniami”. Według mnie to był wybór kierunku jaki mu odpowiadał. Studiował na UW.
Zawsze cieszył się ze znalezionych oryginalnych form minerałów ,skał i skamieniałości. Dla nas szczególnie ciekawe były skamienieliny.
Sposób w jaki opowiadał o znaleziskach świadczył, że wybrany zawód był jego pasją.
Ile razy przyjeżdżał do domu do Gdańska wybierał się na plaże w poszukiwaniu bursztynów szczególnie z inkluzjami.
Chyba musiał być dobrym studentem ponieważ zanim skończył studia zaproponowano mu asystenturę na Wydziale. Po dyplomie pozostał na Wydziale aż do obrony doktoratu.
W międzyczasie ożenił się a z tego związku w latach 70 doczekał się dwóch córek Olgi i Anny.
W tym czasie powstawał na UŚ nowy Wydział Nauk o Ziemi . Zaproponowano mu tam pracę i co bardzo ważne w tamtych czasach mieszkanie. Skorzystał z tej propozycji i na uczelni pracował do emerytury uzyskując w trakcie tytuł profesora „belwederskiego”.
Łukasz był człowiekiem z fantazją, pomysłowym, pełnym poczucia humoru. Miał dobrą rękę do prac ogrodniczych. Jednak stopniowo pozbawiono go takiej radości. Dawał sobie świetnie radę sam przygotowując posiłki ,potrafił nawet piec wymyślne ciasta .Lubił dzieci. Ze starszymi córkami wakacje często spędzał pod namiotem na spływach kajakowych. Nawet w roku 2021wybrał się z córką Anią i wnukiem Alkiem na krótki spływ kajakiem.
Po rozwodzie z pierwszą żoną ponownie się ożenił. Ze związku tego ma córkę Tomiłę.
Nie wiem kiedy zainteresował się meteorytami”.
To tyle jakże ciepłych słów p. Doroty Karwowskiej.
Wracając do ostatniego zdania wyżej zacytowanych wspomnień siostry profesora to kiedyś w trakcie naszej rozmowy opowiedział mi o swoim pierwszym spotkaniu z meteorytem i pierwszym poszukiwaniu prawdopodobnego spadku meteorytu. Opisał to w swoich wspomnieniach w wydaniu książkowym „Wspomnienia na 20 lecie PTMetu” – „Pierwszy meteoryt zobaczyłem i dotknąłem jesienią 1963 roku. Dostałem się na studia na Wydziale Geologii Uniwersytetu Warszawskiego i pierwszą wycieczkę zrobiłem do Muzeum Ziemi PAN w Al. Na Skarpie w Warszawie. W dworku Pniewskiego, w przedsionku, znajdowała się wtedy ekspozycja wyjątkowych minerałów, skamieniałości i jeden meteoryt. (……..)
W końcu lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia, pod koniec studiów, podlewałem ogródek działkowy na Czerniakowie. Wodę nosiłem z rowka melioracyjnego. Był to sezon zbioru truskawek (zatem koniec maja lub początek czerwca) w godzinach popołudniowych. W trakcie podlewania konewką, coś świsnęło koło mnie i przeleciało na niewielkiej wysokości zrywając liście z drzew na sąsiednich działkach” . Niestety okazało się, że nie był to meteoryt. Sprawa tego znaleziska została rozwiązana z początkiem lat 70-tych ubiegłego wieku, gdy w ramach współpracy Polsko-Amerykańskiej zetknął się dr Edwinem Roedder, któremu pokazał znaleziony okaz. Dowiedział się wtedy, że był to fragment radzieckiej rakiety kosmicznej. Okaz został zbadany w laboratorium NASA. Historię tę opowiedział mi Łukasz, przy okazji badań znalezionego okazu przez jednego z korespondentów Fundacji Nautilius, której prezesem jest red. Robert Bernatowicz. Okaz ten był znaleziony na miejscu „hipotetycznego lądowania UFO” na jednej wsi polskiej. Byłem pośrednikiem przekazania tej próbki. Przedmiot ten okazał odpadem hutniczym. Profesor takich „okazów” pseudo-meteorytowych miał pół gabinetu. Oczywiście były one też potrzebne do zajęć ze studentami.
Bardzo ciepło wspominał lata swoich studiów w trakcie których miał możność również poznać nielicznych polskich naukowców zajmujących się meteorytami, że chociażby np. dr Jerzego Pokrzywickiego.
W 1975 roku został służbowo przeniesiony na nowoutworzony Wydział Nauk o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego. Tu jak wspominał na przełomie 1976/1977 roku przyjechał na wydział prof. G. W. Wojtkiewicz z Uniwersytetu w Rostowie nad Donem, który zajmował się głównie datowaniami skał, meteorytów oraz geochemią i który przez kilka miesięcy mieszkał u Łukasza w Sosnowcu. Od prof. Wojtkiewicza otrzymał pierwszy mały kompletny okaz meteorytu pułtuskiego. Tak też zaczęła się dla niego poważna przygoda z meteorytami.
Ta poważna przygoda z meteorytami zajęła mu 45 lat jego życia.
Podziwiałem zawsze jego troskę o sprawy meteorytyki i jego wyważone opinie w sprawach poszukiwań meteorytów na terenie Polski. Warto wspomnieć, że jeszcze tak niedawno, w dniach 29 maja do 26 września 2021 roku w Muzeum Miejskim w Wadowicach była ciesząca się ogromną popularnością wystawa „Skarby nie z tej Ziemi”. Wspaniały wykład inauguracyjny wygłosił Prof. Łukasz Karwowski. Miał nadzieję, że może w wyniku tej wystawy może zostanie w przyszłości znaleziony następny polski meteoryt. Został w Wadowicach, w moim mieście rodzinnym, przyjęty bardzo ciepło i zapamiętany pozytywnie.(https://www.youtube.com/watch?app=desktop&v=q1u3ELZkXg8&feature=share&fbclid=IwAR0gfbT-QWc849HdndIWwnCsECyPZAOlaF2u-3lwLXqm6MoSn6fr9oYeQls )
Warto też przypomnieć, że Profesor Łukasz Karwowski był recenzentem dwóch rozpraw doktorskich – Pani Agaty Krzesińskiej i Pani Katarzyny Łuszczek należących do PTMetu podkreślając, że obie były znakomite.
Należy też wspomnieć bardzo ważną sprawę. Profesor pozostawił również godnego następcę.
Jak mówił – „Udało mi się wciągnąć w tematykę meteorytową kol. dr hab. Krzysztofa Szopę. Myślę, że z dużym pożytkiem również dla Towarzystwa. Jego projektem jest okładka ASMP (Rocznika PTMet). Jest też autorem i współautorem publikacji w Meteoritical Planetary Science i naszych rocznikach.”
Moim zdaniem Profesor Karwowski za życia dokonał dobrego wyboru, aby dorobek naukowy Jego oraz Wydziału, którym kierował przez wiele lat nie został zmarnowany.
Ze swojej strony myślę, że dr hab. Krzysztof Szopa, który jest powszechnie szanowanym naukowcem, przejmie nie tylko schedę naukową na UŚ po profesorze, ale prawdopodobnie w przyszłości również w PTMecie. Ma on ogromną wiedzę, zacięcie odkrywcze a także sprawdził się również jako wspaniały organizator.
Cóż można jeszcze dodać na koniec tego krótkiego artykułu, chyba tylko to, że Profesor Łukasz Karwowski zasługuje na obszerniejszą pracę dotyczącą jego pracy naukowo-dydaktycznej, znacznie szerzej opisującą jego zasługi dla nauki a w szczególności dla polskiej meteorytyki.
Łukaszu! Profesorze! Dziękuję Ci za lata przyjaźni. Spoczywaj w pokoju.
Składam serdeczne podziękowania Pani Dorocie Karwowskiej za miłe wspomnienia z dzieciństwa i okresu młodości ze swoim bratem Profesorem Łukaszem Karwowskim jak również za wspaniałe zdjęcia.
Do niniejszego artykułu wykorzystałem też krótki fragment tekstu Prof. Łukasza Karwowskiego, który ukazał się w publikacji
Wspomnieniowej z okazji 20-lecia PTMetu, na co miałem jego zgodę.
Dodałem też ze swojej strony zdjęcie ze spotkania na Zjezdzie PTMetu w Olsztynie na którym jestem z Prof. Łukaszem Karwowskim oraz dr hab. Krzysztofem Szopą.
Zdjęcie na początku artykułu zostało wykonane przez red. naczelnego Pressmania.pl Krzysztofa Sitko.
Linki do poprzednich artykułów o członkach Polskiego Towarzystwa Meteorytowego:
Zostaw komentarz