Światła, muzyka, uśmiechy, scenariusz dopięty co do sekundy. Konwencje partyjne w Polsce coraz mniej przypominają spotkania polityczne, a coraz bardziej — medialne widowiska, w których wszystko jest zaplanowane, wyreżyserowane i przewidywalne jak telewizyjny show. Oklaski mają być na czas, emocje — autentyczne tylko w granicach instrukcji, a lider ma wyglądać jak wizjoner, nawet jeśli jego wizja kończy się na pustych słowach. Dziś nie rozmawia się już o programie, lecz o kadrach z transmisji. Nie analizuje się treści, lecz wrażeń. Polityka zamienia się w spektakl, a obywatele — w publiczność, której rolą jest bić brawo w odpowiednich momentach.

🔴Polityka performansu – czyli jak zrobić iluzję z odpowiedzialności

To, co psychologia polityczna nazywa performatywnością władzy, w praktyce oznacza, że liczy się nie to, co polityk robi, lecz to, jak potrafi wyglądać, mówić i gestykulować. Widz – wyborca – nie ma uczestniczyć w decyzjach, ale ma poczuć, że uczestniczy. Ma przeżyć emocję, nie zrozumieć proces. Ma uwierzyć, że coś się dzieje, choć nic się nie zmienia.

To emocjonalne oszustwo działa, bo człowiek jest istotą stadną. Szuka wspólnoty, chce czuć, że należy do silnej grupy. A konwencja partyjna daje mu właśnie to – sztuczne poczucie mocy. Oklaski, slogany, wielkie hasła o „zwycięstwie”, o „ratowaniu Polski” – wszystko to podsyca wrażenie, że oto historia dzieje się tu i teraz. Że jego partia jest po stronie dobra, a przeciwnicy – po stronie zła.

Problem w tym, że to tylko emocjonalny dym. Polityka symboliczna zastępuje prawdziwe decyzje. Każde słowo, każda mina, każdy gest są zaprojektowane pod kamery i portale społecznościowe. A po kilku dniach cała treść rozpływa się w powietrzu. Zostaje tylko echo oklasków.

🔴Placebo polityczne – czyli terapia, która nie leczy

Wszystko to działa jak placebo polityczne. Pacjent – obywatel – dostaje tabletkę w postaci pięknych słów i obietnic. Przez chwilę czuje się lepiej, bo uwierzył, że ktoś nad nim czuwa. Ale choroba państwa – rozpad instytucji, bezkarność elit, uwiąd gospodarki, zależność od obcych interesów – nadal się rozwija.

Konwencje nie leczą rzeczywistości. One ją pudrują. Mają przykryć, że brakuje programu, że decyzje podejmują nie rządy, lecz lobby. Że politycy są bardziej aktorami niż przywódcami. Że cała machina władzy służy utrzymaniu własnej pozycji, a nie rozwiązywaniu problemów ludzi.

🔴PO/KO – rebranding iluzji

Przykład? Konwencja Platformy Obywatelskiej i Koalicji Obywatelskiej. Od dawna wiadomo, że ta partia przeżywa kryzys wizerunku. Po latach kłamstw, afer, hipokryzji i uległości wobec Niemiec – jej nazwa zaczyna budzić coraz gorsze skojarzenia. Zamiast więc pracować nad treścią, Tusk postanowił zmienić… opakowanie.

W planach – nowa nazwa, nowe logo, nowy marketing. Ale sedno pozostaje to samo: pustka. To rebranding iluzji, socjotechnika przetrwania, a nie projekt dla Polski. Wciągając do środka swoich koalicjantów – Trzecią Drogę, Lewicę i rozmaitych politycznych satelitów – Tusk próbuje ratować dominację starego układu, który coraz bardziej traci społeczne oparcie.

Nie jest to odnowa, tylko konsolidacja słabości. Kolejny trik, by przykryć brak idei. A jednocześnie sposób, by narzucić własne warunki gry słabnącym partnerom. Tusk robi z tego machinę, która ma przypominać ruch obywatelski, a w rzeczywistości jest tylko nową formą partii władzy wiernej Berlinowi.

🔴Słabość Zachodu, gniew Tuska

Dlaczego Tuska doprowadził do furii cytat:

„Słabość Zachodu podmywanego ideologią emancypacji powoduje, że Rosja zdecydowała się na atak na Ukrainę”?

Bo w tych słowach kryje się diagnoza, której boi się jak ognia: że Zachód sam zniszczył swą odporność. Że ideologie gender, ekototalitaryzm, cancel culture i masowa migracja rozłożyły moralne i kulturowe fundamenty Europy. Że Niemcy, w swojej manii budowania nowej IV Rzeszy pod płaszczykiem Unii Europejskiej, są dziś największym wrogiem cywilizacji, którą rzekomo reprezentują.

Tusk – polityk uformowany w Berlinie, wykonawca niemieckich interesów – nie może tego przyznać. Dlatego reaguje z wściekłością na każdy głos, który przypomina, że słabość jest zaproszeniem do agresji. Bo gdyby to przyznał, musiałby spojrzeć w lustro i zobaczyć, że sam tę słabość tworzy.

🔴PiS kontra KO – myślenie kontra teatr

Na tle konwencji KO, konwencja PiS-u wyglądała zupełnie inaczej. Mniej fajerwerków, mniej haseł, więcej konkretu. Praca nad planem rozwoju, dyskusje o gospodarce, o bezpieczeństwie, o samowystarczalności Polski. Nie teatr, lecz think-tank. Nie puste obietnice, lecz próba realnego planowania.

Nie chodzi o to, kto ma rację w szczegółach. Chodzi o to, że jedna strona myśli, a druga gra. Jedna szuka odpowiedzi, druga szuka sloganów. Jedna szuka siły państwa, druga – siły przekazu medialnego. I to właśnie jest dziś najważniejsza różnica: czy Polska będzie państwem realnym, czy sceną, na której cudze interesy grają polskimi emocjami.

🔴Koniec gadania. Czas na wynik

Konwencje powinny być miejscem, gdzie rodzi się agenda przyszłości. Tymczasem w Polsce stały się rytuałem samozadowolenia elit. Zamiast odpowiedzialności – performans. Zamiast myśli – marketing. Zamiast państwa – teatr.

Ale coraz więcej Polaków ma dość tego widowiska. Mają dość, że politycy mówią o wartościach, a sprzedają stanowiska. Że mówią o wolności, a sprowadzają dyktat Brukseli. Że mówią o patriotyzmie, a klękają przed Berlinem.

Dlatego nadchodzi moment, w którym słowa „koniec gadania” staną się programem politycznym samym w sobie. Bo Polska nie potrzebuje już kolejnych konwencji. Potrzebuje decyzji. Potrzebuje liderów, którzy zamiast świateł sceny wybiorą światło prawdy.

Rafał Szrama 🇵🇱