O mnie i moich rówieśnikach mówiono niegdyś „starcy”. Tak jeszcze było niedawno. Staruch, geront, grzyb to tylko najłagodniejsze epitety, ale na szczęście wiele się zmieniło. Przynajmniej jeśli chodzi o kondycję, aparycję osób ok. 70 plus. Wiele z nich jest sprawnych, uprawia sporty, jeździ na rowerze, podróżuje i mówi o sobie ” wiek to nie metryka, to stan ducha” .
Stał za mną w gigantycznej kolejce po chleb do „Lubaszki” w Łomiankach bo od jutra „majówka” i wielu ludzi kupowało go na kilka dni. Był wysoki, z czupryną siwych włosów elegancko przystrzyżoną. Ubrany w letnią marynarkę w zielonkawym kolorze oraz w niebieskie, płócienne spodnie. Pachniał dobrym mydłem i świeżością. Niebieskie oczy z ciekawością lustrowały podobnych mu kolejkowiczy. Jako, że lubię rozmawiać z nieznajomymi, dla zabicia czasu, zagaiłem go.
– Jakie ma pan plany na majówkę ?
– Każdego dnia, po śniadaniu odwiedzam grób żony na cmentarzu w Kiełpinie. Przynoszę świeże kwiaty. Opowiem jej jak minął mi poprzedni dzień oraz co słychać u dzieci. Jeśli oczywiście się odzywały. Potem zapewne pójdę na rower. Mam ulubiony szlak, na nadwiślańskich wałach, którym jeździłem wraz z żoną nawet do Młocin. Coś porobię w ogrodzie. Może pójdę do sąsiadów na grilla bo zapraszali. Ot, nic szczególnego. Dzień jak co dzień – odparł.
Spojrzałem na jego wysportowaną sylwetkę i podkusiło mnie zapytać go o wiek.
– A jeśli wolno mi zapytać, ile pan ma lat ?
– W czerwcu skończę dziewięćdziesiąt dwa lata. Moją żonę, już przeżyłem o dziesięć lat – stwierdził wcale niespeszony.
Zamurowało mnie, bo na pierwszy rzut oka dawałem mu może 70 z górką. Spytałem jako osiągnął ten wiek. Czy robił coś szczególnego. Odrzekł, że nic specjalnego. Zawsze był aktywny. Jeździł rowerem. Nie pił w nadmiarze alkoholu. „Czasami szklaneczkę dobrego, czerwonego wina”. Trudno mu było pogodzić się ze śmiercią towarzyszki życia bo byli ze sobą prawie pięćdziesiąt lat. By znaleźć spokój poszedł na pielgrzymkę do Santiago de Compostella szlakiem „el caminio”. Namówili go znajomi, z którymi zresztą przeszedł prawie dwieście kilometrów. Nie chciał zapomnieć o stracie żony, ale się z nią pogodzić. Spytałem czy się udało. „Tak, choć nadal boli, ale jest obecna w moich myślach, snach. Tak długo jak ją pamiętam, ona żyje. I wiem, że chciałaby bym był szczęśliwy i zdrowy. Nie dla dorosłych już dzieci, ale dla siebie. Dlatego nie zamykam się w sobie. Jeszcze wiele przede mną”.
Podziękowałem mu za rozmowę. Kiedy odchodził żwawym, szybkim krokiem, trochę mu zazdrościłem. Piękny człowiek.
Autor: Antoni Styrczula
Opinii publicznej kojarzę się jako rzecznik prasowy Prezydenta RP, a także dziennikarz radiowo-telewizyjny i prasowy. Od wielu lat zajmuję się szkoleniami i doradztwem w zakresie public relations i marketingu politycznego. Jestem ekspertem w kreowaniu wizerunku firmy w e-przestrzeni i social mediach oraz zarządzaniu informacją w sytuacjach kryzysowych. W wolnych chwilach podróżuję. Przede wszystkim do Azji. Więcej tekstów autora przeczytacie na blogas24.pl
Zostaw komentarz