Ponieważ uważa się, że Elon Musk jest zwolennikiem Trumpa, media głównego nurtu z niejakim zadowoleniem obserwują spadek wyceny akcji „Tesli” – czyli należącej do niego firmy produkującej m.in. samochody elektryczne.

Faktycznie – Tesla osiąga mniejsze od założonych wyniki finansowe, na co składa się wiele czynników, w tym rosnąca konkurencja na rynku samochodów elektrycznych i baterii. W szczególności – Tesla ma problemy z opracowaniem własnej nowoczesnej baterii do samochodów elektrycznych i przegrywa konkurencję z producentami chińsklimi. Do tego dołożyło się podpalenie fabryki w Brandenburgii przez aktywistów ekologicznych oraz zawieszenie prac przy rozpoczętej już budowie zakładu w Meksyku w wyniku – uwaga – zapowiedzianych przez Trumpa większych taryf celnych.

Ogólnie – rynek uważa „Teslę” za firmę już dojrzałą, która w podstawowym zakresie swojej działalności utraciła już charakterystyczny dla starupów powab „jednorożca” – firmy wartej powyżej miliarda dolarów, którą jednak wciąż czeka bardzo szybki wzrost wartości akcji. W związku z tym, jej wycena bazuje przede wszystkim na wynikach bieżących a nie na oczekiwaniach wobec jakichś całkowicie nowych, przełomowych technologii. Oznacza to też, że inwestorzy w większym stopniu oczekują „standardowej” komunikacji korporacyjnej i dość nieprzejrzystą a momentami ekstrawagancką komunikację Elona Muska uważają za handicap. Uważają, że firma zbyt mocno angażuje się w różne „dziwactwa”. Co prawda – od marca b.r. sprzedaż „ekstrawaganckiego” Cyber Trucka skoczyła i już w maju mocno przekroczyła oczekiwania rynku (Tesla stała się liderem wyprzedzając w sprzedaży model F-150 Lightning Forda), ale sam kosztujący ponad 100 tys. dolarów Cyber Truck to za mało, żeby utrzymać akcje Tesli na wysokim poziomie.

Tym, co rozczarowało inwestorów było odłożenie w bliżej nieokreśloną przyszłość planów przedstawienia kolejnego modelu samochodu elektrycznego Tesla (tzw. Tesla 2), który w założeniu ma być linią pojazdów tańszych, adresowanych do mniej zamożnego klienta. To tutaj rynek widzi największe możliwości rozwoju i tutaj też, wydaje się, że głównym powodem opóżnienia są coraz mniej atrakcyjne baterie starego typu.

10 października Tesla planuje wydarzenie, na którym zaprezentuje swoją implementację tzw. „robotaxi”, czyli automatycznej taksówki. Inagurację tę planowano już wcześniej, ale została odłożona z powodu „konieczności wykonania dodatkowych testów”. Zatem także w inowacyjnym segmencie pojazdów autonomicznych Tesla ma widoczne problemy techniczne – nie wspominając nawet o róznych prawnych aspektach dotyczących odpowiedzialności za wypadki spowodowane przez tego typu pojazdy. Jedno z drugim jednak się mocno wiąże. W 2018 r. po groźnym wypadku automatycznej taksówki Ubera zakazanow bezterminowo ruchu pojazdów autonomicznych w Arizonie a w zeszłym roku inny tego typu wypadek wypadek skutkował podobnym zakazem w Kaliformii. Oznacza to, że nawet rozwiązanie przez Teslę problemów „technicznych” związanych z ruchem tego typu pojazdów może nie przełożyć się na możliwość ich sprzedaży. Inwestorzy zachowują zatem powściągliwość w entuzjaźmie do tego typu rozwiązań.

Jeśli zatem chodzi o samochody elektryczne, to tak naprawdę wszystko wszystko zależy zatem od baterii. Branża ta ma już za sobą wczesną młodość i trudno rynki zaskoczyć jakąś kolejną „unikalną” funkcjonalnością. Tak – mile widziane jest niezależne sterowanie kołami umożliwiające obrót pojazdu w miejscu czy inne udogodnienia, ale nie one są decydujące. Wszyscy czekają na mocne, trwałe, bezpieczne i dające się szybko naładować ogniwa a nie na kolejne „wodotryski”.

Kilka dni temu Elon Musk wyznaczył „absolutny deadline” dla zespołu pracującego nad nowymi ogniwami (tzw. ogniwa 4680). Ma to być koniec bieżącego roku. Wiodącą rolę odgrywa tu „Gigafactory” w Teksasie, która pracuje nad nowymi ogniwami już od czterech lat i wciąż ma poważne problemy techniczne ze stabilnością specjalnej powłoki na powierzchni katody, od której cała innowacja zależy. Trudności te sprawiają, że wiele produkowanych ogniw tego typu nie przechodzi testów jakościowych, co podnosi koszty produkcji i utrudnia możliwość zwiększenia jej skali. Dlatego ogniwa te trafiają obecnie jedynie do luksusowego pojazdu „Cyber Truck”. Co prawda, już w w pierwszej połowie sierpnia w koreńskich zakładach LG Energy Solution w Ochang ma być uruchomiona ich nowa linia produkcyjna, wystarczająca na potrzeby 110 tys. samochodów Tesla, ale rynki wciąż czekają, na ile zapowiedziana zdolność produkcyjna zmaterializuje się i na ile nowe ogniwa będą wolne od wad.

Niepewność w zakresie przyszłości baterii Tesli ma poważne skutki, gdyż z dywidendy wypłacanej z zysków tej firmy Musk spłaca kredyt zaciągnięty na zakup Twittera. Oznacza to, że problemy Tesli są zarazem problemi platformy „X”, co bardzo cieszy postępowców uważających ją za główne medium szerzenia treści prawicowych, „fejk njusów”, ruskiej propagandy, mowy nienawiści i czego tam jeszcze…