Nie mam wątpliwości, że w naszym państwie głos z głowy nie spadnie tym, co są odpowiedzialni za tę wielką, agenturalną robotę. Jej celem był podział społeczeństwa – po to została też wymyślona religia smoleńska, czyli polityczny taniec na trumnach tych, co zginęli w katastrofie smoleńskiej. Ten taniec, przynajmniej niektóre ofiary, obdzierał z godności, z szacunku. Dziś skrajne skrzydło antypisowskie nazywa Prezydenta Lecha Kaczyńskiego „mordercą smoleńskim”. Chyba nie tego chciał jego brat, który co miesiąc musi się przepychać ze swoimi oponentami pod słynnymi już „schodami” na Placu Piłsudskiego.

Robota się zatem udała, cel został osiągnięty i – powtórzę się – nikt, albo prawie nikt nie poniesie odpowiedzialności. Być może listkiem figowym będzie tu skazanie jakiegoś tam Misiewicza – na zasadzie: widzicie, coś jednak zrobiliśmy.

Zwykli ludzie przeczytają w artykule na wp.pl (tutaj), że jest kilkaset stron raportu. Że nawet Mariusz Błaszczak chciał zamknąć ten cyrk.

Dla adwokata tych kilkaset stron raportu oznacza, że będzie wieloletnie śledztwo i wieloletnia rozprawa.

Na koniec nikt już nie będzie pamiętał o co chodziło.

Taki mamy system, tak działa nasze prawo, które opłaca się łamać ludziom z polityczną kryszą. Ciężko być optymistą w kraju nad Wisłą.