Był Lolek od początku prymusem szkolnym a potem gimnazjalnym, ministrantem, skarbnikiem bractwa szkaplerza, życzliwym, użytecznym. Żaden nawiedzony świętoszek a refleksyjny katolik. Był opiekuńczy, zwłaszcza wobec biednych czy żydowskich chłopaków – tak wspomninają koledzy, nauczyciele; to widać na zachowanych zdjęciach.
Aż się nie chce wierzyć patrząc na arkusze ocen Karola Wojtyły, że był tak doskonały. W rocznikach i gazetkach Gimnazjum publikował artykuły, wygłaszał odczyty, realizował teatralne spektakle. Był zawsze ambasadorem Gimnazjum, także w czasie wizytacji A. Sapiehy w 1937 roku.
Ta imponująca ciekawość świata, pracowitość, intelekt, sprawność fizyczna i jednoczesna wrażliwość, skierowała jego osobowość w stronę sztuki: teatru, poezji, literatury. To był zapewne wpływ i edukacja światłego środowiska; inteligencji, urzędników, artystów – pozostałości decydującego w czasach Galicji mieszczaństwa. To autorytet wielu profesorów gimnazjalnych m.in. Kazimierza Forysia – poety z kręgu E. Zegadłowicza czy rzeźbiarza Wincentego Bałysa a także teatralnej rodziny Kotlarczyków. O uwarunkowaniach i okolicznościach doskonalących osobowość i talenty K. Wojtyły pisze szeroko Z. Bieniasz.
Ideowymi mentorami wybitnie zdolnego Lolka byli starsi od niego o kilkanaście lat przyjaciele: Mieczysław Kotlarczyk – teoretyk i twórca teatralny oraz Wincenty Bałys – artysta z kręgu Zegadłowicza. Trzech idealistów, których przyjaźń zidentyfikowała po latach K. Burghardt. Artystów ogarniętych filozofią koncepcyjnej nadrzędności SZTUKI. W ich przypadku poezji, plastyki, teatru. Słowa, obrazu, ruchu. Pisał o nich K. Wojtyła:
„Wśród teatrum zniszczenia, na cezariańskim forum żyjemy – trzy kolumny – w ramionach architrawu, zrodzone z ziemi cokołów, ku wiecznym Kapitolom, w mit zapatrzone ludzkości, w trud kamienistej uprawy”.
A rzeźbiarz W. Bałys, założyciel grupy Czartak II w liście z 1934 pisał:
„Myślę, że twórczość jest wyrazem duszy artysty. Twórczość jest najwyższą doskonałością bytu człowieczego. Czy zwierzęta mogą być twórcze?
Jesteśmy bowiem cząstką energii życiowej – której całością jest Bóg Wszechświat. A kiedy nadzieje żyjące zemrą, wtedy kończy się pojęcie Boga jako istoty Ruchu” .
Ten artystyczny idealizm znajdziemy po latach w twórczości wielu duchownych katolickich, między innymi J. Twardowskiego, J.Tischnera, T. Pieronka, A. Bonieckiego i innych.
Jak potoczyłyby się losy wrażliwego poety K. Wojtyły gdyby nie II wojna światowa, która skierowała jego życie pod skrzydła kardynała A. Sapiehy?
W 1939 roku skończyły się jego studia, bo zamknięto Uniwersytet. Nie wiemy czy jako podchorąży brał udział w kampanii wrześniowej, bowiem cały czas opiekował się schorowanym ojcem i musiał pracować. Był to zresztą w Generalnej Guberni obowiązek dla mężczyzn powyżej 18 roku życia.
Po pół roku doszła go wiadomość z Wadowic będących już za granicą GG, w III Rzeszy, że rozstrzelano jednego z triumwiratu, jego przyjaciela W. Bałysa oraz trzech szkolnych kolegów. Pracując fizycznie w przemyśle był świadkiem rosnącego terroru okupacyjnego, łapanek, izolacji Żydów w getcie i powstania obozu w Płaszowie. Codziennej rzeczywistości negującej wyznawane przez niego chrześcijańskie wartości a strach egzystencjalny narastał i był coraz większy.
Po długiej chorobie umarł jego ojciec. Teatr konspiracyjny, który organizował M. Kotlarczyk i koledzy ze studiów, wydał się w obliczu codziennego dramatu okupacji jakąś niestosowną egzaltacją.
K. Wojtyła mimo wojskowego wychowania i szkolenia był pacyfistą. Nie nadawał się na bohatera do zbrojnego oporu, którego i tak nie było, bo sprawność kosztownej armii okazała się we wrześniu 1939 roku fikcją. Przemoc była dla niego zaprzeczeniem wyznawanych wartości.
Azylem przed strachem bytowania stała się dla niego religia i modlitwa oraz rosnące zainteresowanie katolickim mistycyzmem.
Wcale mnie nie dziwi, że w tych okolicznościach, z początkiem 1942 roku Lolek zapukał do furty seminarium na Franciszkańskiej ulicy w Krakowie. Kardynał książę A. Sapieha miał wtedy przywileje i swobodę działania. Pamiętał wyjątkowego gimnazjalistę z Wadowic. Taki jak sądzę był racjonalny motyw wstąpienia do seminarium pod opiekę Kościoła. Katolicy nazywają to powołaniem.
/fragment książki Z.Jurczaka pt. Dziejowe przypadki Wadowic/.
Foto: Krzysztof Sitko
Autor: Zbigniew Jurczak Wadowiczanin, regionalista, wychowanek harcerstwa. Od czasów liceum był animatorem życia artystycznego i kulturalnego. Jest muzykiem, malarzem, publicystą. Jego praca zawodowa, działalność społeczna, polityczna i wielopłaszczyznowa twórczość artystyczna zawsze były ze sobą powiązane. Był założycielem Klubu Pracy Twórczej „Beskidnicy”, Towarzystwa Miłośników Ziemi Wadowickiej, Galerii Sztuki Współczesnej BWA, współorganizatorem Klubu „Garsoniera”, regionalnej „Solidarności”, Muzeum Historycznego Wadowic, Muzeum Emila Zegadłowicza, pomysłodawca i redaktor almanachu „Beskidnicy” i „Nadskawie”, gazety „nad Skawą”, orędownik tradycji regionalnej „Czartaka”.
Zostaw komentarz