Zmarnowałem po raz kolejny Wielki Post. Nie przeżyłem go tak, jakbym chciał.

Nie pościłem, przeciwnie – swawoliłem. Z umartwianiem się szło łatwiej, ale to akurat mam w pakiecie. Z poszczeniem podobnie, choć nie od wszystkich substancji, więc się nie liczy.

Jestem bardzo złym synem KK, ale pragnę nim być nadal. Licząc na modlitwę i wsparcie ze strony równie poranionych.

Ojciec jednak chroni i zabezpiecza.

Jeśli mam coś zapamięta z dzisiejszych czytań, to jest to obietnica, że Jezus nie zostawi nas samych, że przyjdzie, jak nadejdzie czas, aby nas uwalnić.

Niebawem święta…

Ja w święta zwykle mam załamanie nerwowe. Wiem, że to nie jest najlepszy czas na takie zaniżenia, ale tak to niestety działa. W tym roku chciałbym odwrócić tę tendencję. Będę walczyć, bo jeszcze mam siły, zwłaszcza po tureckim odpoczynku.

No i słowo po wczorajszych czytaniach.

Chrystus naprawdę stał się człowiekiem, żeby nas wszystkich… ubóstwić. Żebyśmy zobaczyli w sobie twarz troskliwego Ojca. On wciąż o nas się troszczy nawet gdy o to nie zabiegamy.