Woźny zawsze chciał mieć psy przy sobie, aby zwalniały go od uciążliwego chodzenia po kilkusetmetrowych korytarzach. Pies pobiegnie i nawet nie zauważy – mówił. – A w moim wieku każde sto metrów to sekunda życia mniej.
Uniwersytet zakupił w trybie zamówienia publicznego siedem psów. W różnych kolorach. Cztery suczki i trzy normalne psy.
Woźny bynajmniej nie był zadowolony z tego zakupu. – Pod Tarchominem bym lepsze znalazł – mówił, ale przygarnął to stado do siebie. Na początku wytłumaczył im, że Uniwersytet to nie psiarnia. I że Rektor pan szanuje tylko te psy, które przechodzą obok Niego z podkulonym ogonem i sposzczonym wzrokiem.
Woźny lubił wypić w garażu. Wszystkie psy wówczas nie niego patrzyły. Musiał wypić 3-4 razy w ciągu dnia. Inaczej nie dałby rady wypełniać swoje obowiązki. A psy wszystko to obserwowały.
Zdarzył się taki dzień, że Woźny za dużo wypił skisł w garażu. Wtedy psy poczuły się uwolnione. Rozbiegły się po całym budynku. Jednych oszczekiwały, do innych się przymilały.
Narzekały na nie zwłaszcza studentki w potarganych spodniach, że zostały one jeszcze bardziej potargane. Szmaciary jedne!
A Woźny rozsądnie wypuścił psy na obiekt. Jeden na piętro i jeden przy nim. W razie ewakuacji. Karmił go odpadami z lokalnej stołówki.
Gruby był zatem.
Obraz Adina Voicu z Pixabay
Zostaw komentarz