Rektor pan zwolnił Woźnego za niesubordynację. Od dłuższego czasu mu się narażał. W spowolnieniu haniebnym wykonywał polecenia. No się doigrał. Został zwolniony z pracy.

– Ale ja tak łatwo nie odejdę z pracy – powiedział na odchodne Woźny – będę pracować dwa razy bardziej, ale poza Uniwersytetem. Na złość Rektorowi panu!

I tak przebywał w okolicach Uniwersytetu pracując bez sensu. Na złość Rektorowi panu. Aż wyszedł do niego Kierownik Działu i szepnął mu na ucho: nie warto, to i tak nie ma sensu.

Zrozpaczony Woźny wsiadł wówczas do swojego Golfa 2 i odjechał do Radomia. Przede wszystkim jednak przestał pracować na złość Rektorowi panu. W rodzinnym Radomiu znalazł ukojenie dla swoich nerwów.

Woźny umarł.

Bez niego nie ma już sensu pisać powieści.