Książkę tę napisałem z myślą o Uniwersytecie. Ale bynajmniej nie czuję się naukowcem. Lepiej sprawdzam się w roli myśliciela. Bo myśleć można cokolwiek. Nawet niepoważnie. Myśliciela nie zobowiązują rygory metodologiczne. Po prostu sobie myśli o czym chce. I zapomina o tym, jak ma na to ochotę.

Ta książka, którą boję się opublikować, zawiera szereg różnych przemyśleń i zmyśleń. Jest swoistą autokompromitacją. Zadziwieniem się jak można było stać się tak głupim człowiekiem. Jest jedną wielką paranoją.

Ale nie pisałem tej książki dla siebie, choć po części tak, autopsychoterapeutycznie. Pisałem ją z myślą o młodych, którzy chcieliby studiować. Żeby zrozumieli jak niebezpieczna jest to misja. Dopóki jednak w kadrze naukowej znajdują się wariaci, jest to zadanie zasadniczo bezpieczne.

p.s. Najnowsza książka poświęcona uniwersytetowi ukaże się po wielu różnych korektach i sprostowaniach. Jest to najodważniejsza powieść w moim życiu.

Na zdjęciu jestem pomnikiem przyrody. Grupą drzew w jednej osobie. Fot. B. Dziadzia.