Nowy film Władysława Pasikowskiego Zamach na Papieża miał być wydarzeniem – powrót duetu, który stworzył kultowe Psy, oraz ostatnia wielka rola Bogusława Lindy. Na papierze brzmiało to jak przepis na sukces: thriller polityczny o jednym z najbardziej wstrząsających wydarzeń XX wieku, zamachu na Jana Pawła II, w połączeniu z historią człowieka, który zbliża się do końca własnej drogi. Efekt? Film ambitny, miejscami efektowny, ale zarazem nierówny i rozczarowujący.
Thriller, który miał zmienić grę
Fabuła inspirowana jest zamachem z 1981 roku. Na ekranie spotykamy Konstantego „Bruno” Brusickiego (Bogusław Linda) – byłego snajpera i legendę wywiadu, który po śmiertelnej diagnozie próbuje uciec od świata wielkiej polityki. Jednak los wciąga go w operację, w której stawką jest życie papieża. W tle pobrzmiewają knowania Kremla, zimna wojna i cyniczne kalkulacje tajnych służb.
Brzmi jak idealna mieszanka: historia szpiegowska, refleksja nad starością i śmiercią, oraz rozliczenie z polską historią. Pasikowski chciał dać widzom i rozrywkę, i powód do zadumy.
Linda – mocna obecność, film – słabszy
Bogusław Linda udźwignął rolę w sposób, jakiego można było oczekiwać: jego Bruno to człowiek złamany, zmęczony życiem, a zarazem wciąż twardy. Widać w nim echo dawnych bohaterów Lindy – od Franza Maurera po cynicznych twardzieli z lat 90. Ta rola ma wymiar symboliczny: to pożegnanie z kinem, które ukształtowało kilka pokoleń polskich widzów.
Problem w tym, że sam film nie dorównuje aktorowi. Tempo opowieści jest nierówne, akcja często się rozwleka, a liczne wątki poboczne bardziej rozpraszają niż pogłębiają historię. Pasikowski chciał powiedzieć za dużo naraz – o polityce, o miłości, o śmierci, o zdradzie – i w efekcie nie mówi niczego do końca.
Piękna forma, ale treść chwieje się w posadach
Nie sposób odmówić produkcji stylu. Zdjęcia, scenografia i kostiumy wiernie oddają klimat lat 80., a surowa estetyka dobrze współgra z atmosferą zimnej wojny. Jednak pod tą atrakcyjną powierzchnią kryje się opowieść, która nie potrafi utrzymać napięcia. Finał, zamiast być mocnym uderzeniem, zostawia widza z poczuciem chaosu i niedosytu.
Pożegnanie legend czy niespełniona obietnica?
Zamach na Papieża to film, który warto zobaczyć choćby z jednego powodu: to ostatnie wspólne dzieło Pasikowskiego i Lindy, duetu, który zdefiniował polskie kino sensacyjne. To zamknięcie pewnej epoki, gest w stronę fanów i świadectwo, że Linda wciąż potrafi przyciągnąć uwagę ekranu.
Jednocześnie to produkcja, która pozostawia gorzki posmak. Ambicja przerosła spójność, a wielki temat został przytłoczony przez niepotrzebne dygresje. Zamiast arcydzieła dostaliśmy film poprawny, miejscami interesujący, ale daleki od legendy, jaką mógłby stworzyć.
Ocena: 6/10 – solidne, ale nie spełnia oczekiwań.
Zostaw komentarz