Nowe wydanie „wpływowego” londyńskiego „Economista” (czytaj tutaj) i co my tam mamy? Dyrdymały, że „przeciwnicy Mao Tse Tunga” określą przyszłość Chin wybierając następcę Xi Jinpinga. Jest to – wypisz wymaluj – kalka z dyrdymałów opowiadanych jeszcze zupełnie niedawno, że w napięcia w Rosji doprowadzą do klęski Putina a jego następcą zostanie być może Aleksiej Nawalny. Wszyscy wiemy jak skończył Aleksiej Nawalny i nic nie wskazuje, żeby inaczej mieli skończyć rzekomi przeciwnicy przewodniczącego Xi.
W ogóle – liberalne elity Zachodu nie mogą mentalnie rozstać się z przekonaniem, że wszystkie reżimy na świecie padną, tylko zachodnia „liberalna demokracja” przetrzyma wszystkich i wszystko, bo jest taka cudowna i tak świetnie radzi sobie ze wszystkimi problemami, które dla innych są nie do rozwiązania. Pod wpływem zachodnich sankcji w tri-miga paść miała Rosja, ale jakoś nie pada. W niczym to nie zmienia tego, że dosłownie każda informacja o mniejszych czy większych trudnościach tego kraju obwoływana jest kolejnym symptomem jej nadchodzącego upadku. To samo dotyczy Chin, Iranu czy Korei Północnej. Paść miał już dawno reżim w Wenezueli, ale ostatnio jakoś o niej cicho. Pewnie już pada, ale są ważniejsze tematy – he he.
Chociaż mniej „wpływowy”, ale chyba bardziej rzetelny od „The Economist” portal „Defense News” donosi, że Rosja po stratach w początkowej fazie wojny na Ukrainie de facto odbudowała już swój potencjał militarny (https://www.defensenews.com/pentagon/2024/04/03/russian-military-almost-completely-reconstituted-us-official-says/), to media głównego nurtu raz za razem suflują głosy o rychłym końcu reżimu Putina.
Nie wiem czemu mają służyć takie wieśći. Czy ma to służyć zapobieganiu defetyzmowi, czy raczej utwierdzaniu przekonania, że właściwie niczego nie trzeba zmieniać, gdyż „mocarstwa rewizjonistyczne” są na skraju załamania i wystarczy spokojnie poczekać na ich nieuchronny koniec?
Mam nieodparte wrażenie, że duża część elit Zachodu jest do tego stopnia przesycona swoistym kompleksem wyższości, że inny koniec Rosji czy Chin niż taki, jaki był udziałem Związku Radzieckiego po prostu nie mieści im się w głowie. Wszystko mierzą jedną miarą, wypracowaną w czasach niekwestionowanej dominacji Zachodu i jakoś nie potrafią pojąć, że mamy inne czasy. Widziałem niedawno filmik z Chin, gdzie pokazano w pełni zrobotyzowaną fabrykę zaawansowanych pocisków rakietowych, która produkuje ich setki sztuk dziennie. Ta linia działa tak, jak fabryka Volskwagena we Wrześni, która dziennie produkuje 420 samochodów. Na filmie zostało powiedziane, że Chińczycy mają takich fabryk już kilkadziesiąt i stale powstają nowe. W porównaniu z tym, zakłady zbrojeniowe na Zachodzie, to wciąż tylko duże manufaktury.
Tak – wielcy producenci broni, jak niemiecki Rheinmetal, mają ogromny potencjał, ale właśnie otoczenie informacyjne kreowane przez „wpływowe” magazyny, jak ów „Economist”, skłania gremia polityczne do wstrzymywania kluczowych decyzji zmierzających do przestawienia gospodarek Zachodu w stronę zdecydowanego zwiększenia wysiłku wojennego.
Po co się zbroić, skoro „lada moment” wszędzie do głosu dojdą „prodemokratyczni reformatorzy”? Po co ogłaszać jakieś plany powstrzymywania Chin, skoro one same już zaraz zawalą się pod ciężarem niemożliwych do rozwiązania problemów a my mamy tyle ważnych spraw na głowie pracująć wciąż dla dobra ludzkości!
Elity Zachodu są przerażone perspektywą powrotu Trumpa do władzy. Sam „Economist” już snuje niepokojące wizje, że „porzucony” przez Amerykę świat wejdzie w etap niekontrolowanej proliferacji broni jądrowej. Umyka tu jak gdyby to, że Ameryka wycofuje się ze swojej przywódczej roli już teraz – i to nie z powodu „złego Trumpa”, ale z właśnie powodu nierozwiązywalnych trudności wewnętrznych w obrębie państwa amerykańskiego, których Trump jest bardziej symptomem niż przyczyną.
Przygnębia płytkość myślenia. Media głównego nurtu na Zachodzie poświęcają bardzo dużo uwagi owym symptomom, ale głębokie przyczyny kryzysu przywództwa w państwach liberalnej demokracji pozostają przedmiotem tabu. Nikt nie chce mówić o wewnętrznych sprzecznościach w ramach samych liberalnych demokracji i nikt nie ma pomysłu jak je przezwyciężyć. Cała para idzie w tłumienie dysydentów w nadziei, że problem jakoś sam się rozwiąże.
Gwałtowne ubożenie mieszkańców krajów Zachodu przykrywane jest dyskursem prawnoczłowieczym skupionym na prawach przedziwnych mniejszości, a owa pauperyzacja jest przedstawiana jako konieczność wynikająca z moralnych obowiązków.
Jesteśmy zalewani propagandą, która dobrobyt ludzi Zachodu przeciwstawia biedzie mieszkańców globalnego południa, zobowiązaniom wobec klimatu i innym problemom wynikającym jakoby wyłącznie z nierówności. Prokurowane są nader kosztowne programy przeciwdziałania „globalnym nierównościom”, których sensowności nie można zakwestionować, gdyż są wpisane w wielki moralny projekt – każdy, kto podniesie na nie rękę jest wskazywany jako wróg publiczny spowalniający realizację uniwersalnego dobra. Moralna krucjata musi za każdym razem przy ogromnych kosztach społecznych dojść do samej ściany, aby ktoś się opamiętał – a i to z najwyższym trudem.
Wielcy rachmistrze w niedosiężnych pałacach władzy żonglują beztrosko losem własnych obywateli w nadzei, że ich kosztem poprawią coś na drugim końcu świata. Program na dziś, to wykończenie europejskiego rolnictwa, gdyż podobno lepiej dla świata będzie importować żywność z Afryki lub Ameryki Południowej. W ich tabelkach wszystko się zgadza, zatem w czym problem? Rolnicy znaleźli się pod wpływem prawicy, więc nie ma co się nimi przejmować…
Wielkie koncerny, których siła stała się porównywalna z państwami prowadzą własną politykę a demokracja Zachodu staje się coraz bardziej fasadowa. Głos ludzi jest „niemerytokratyczny”, więc należy go ignorować. Władza od wszystkiego ma własnych „ekspertów”, którzy wszystko wiedzą lepiej. Demokracja, to właściwie protofaszyzm… Ale podobno przecież jesteśmy wciąż „liberalną demokracją”. Mamy prawo decydować, ale tylko pod warunkiem, że nasz wybór jest taki, jak życzą sobie elity. Bo jak jest inny, to jest już „zagrożenie demokracji”.
Te i inne bardzo liczne sprzeczności są dziś na Zachodzie wszechobecne, ale to Rosja, Chiny i Iran chylą się ku upadkowi, podczas gdy Zachód jest jakoby krynicą wszelkiej żywotności. Na wszelkie nasze problemy mamy przecież najlepszą możliwą odpowiedź! Nasze gabinety psychoterapii pracują już 24 godziny na dobę!
Zostaw komentarz