No dobra – wybory we Francji zakończyły wielki cykl wyborczy w Europie i wszystko zostaje po staremu lub gorzej.
Na gruncie Unii Europejskiej należy zatem spodziewać się intensywnej kontynuacji dotychczasowych polityk. Będzie narzucone wysokie tempo, gdyż zwycięska lewica liberalna ma już dużą świadomość mobilizacji sił prawicowych, więc będzie się starać uczynić wszystko, aby „domknąć system”. Zmiany będą forsowane jeszcze szybciej w wypadku wygrania wyborów prezydenckich w USA przez Donalda Trumpa.
Przewiduję zatem szybki powrót do planów reformy traktatów unijnych, co będzie miało na celu koncentrację władzy w rękach liberalno-lewicowych elit w Brukseli, które są bardzo mocno „zaimpregnowane” i mało zależne od rozstrzygnięć na gruncie krajów członkowskich.
Problem imigracyjny będzie załatwiany poprzez wypychanie imigrantów do krajów naszej części Europy, która – zdaniem liderów Zachodu – wciąż jest „zbyt biała”.
Problem niejednoznaczności prawicy zachodnioeuropejskiej w zakresie wsparcia dla Ukrainy zostanie rozwiązany przez przesuwanie kompetencji w zakresie polityki zagranicznej i obronnej na forum Unijne, co w praktyce będzie oznaczać wzrost znaczenia Niemiec, jako głównego rozgrywającego, gdyby we Francji do władzy doszła jednak kiedyś prawica. Póki co bowiem, szansa na przejęcie władzy w Niemczech przez AfD czy BSW jest wciąż niewielka. Zamknie to Polsce możliwości prowadzenia samodzielnej polityki wschodniej. Oczywiście – rząd Donada Tuska podpisze się pod wszystkim, co przedłożą Niemcy.
NIewielkie. „techniczne” korekty zostaną wprowadzone w unijne polityki klimatyczne, co będzie miało na celu poprawę konkurencyjności przemysłu „Doliny Renu”. Obciążenia będą nadal przesuwane na peryferia, w tym Polskę.
Wszędzie będą wprowadzane drakońskie prawa „przeciw mowie nienawiści”, uderzające przede wszystkim w prawicę. Równolegle postępować będzie nieubłaganie proces „dekonstrukcji” płci i prawa rodzinnego szeroko otwierający drzwi przed roszczeniami mniejszości seksualnych. Pozbawiona w tym zakresie świeckiego języka prawica jest tu nader łatwym celem. Zsekularyzowane społeczeństwa Zachodu okazały się mało wrażliwe na jej argumentację odwołującą się a to do „judeochrześcijańskiego dziedzictwa” a to do „prawa naturalnego”. Jedno i drugie brzmi w uszach współczesnych zachodniaków jak czarna magia. Wszędzie króluje postmarksistowski dyskurs „antydyskryminacyjny”, który jak taran rozbija wszystkie bariery kulturowe.
Wobec tego wszystkiego prawica jest podzielona, zakleszczona między dyskursem religijnym a faszystowskim i nie ma jasnego, długofalowego programu. Zasadniczo – nie ma nośnej TEORII POLITYCZNEJ gruntującej jej zamierzenia. Dyskurs faszystowski jest odrzucany, bo jest… faszystowski. Dyskurs religijny jest odrzucany, bo jest… religijny. Prawica próbuje więc przywrócić do życia dyskurs narodowy, ale tutaj dzielą ją interesy narodowe, co skutecznie uniemożliwia jej skonstruowanie wspólnego frontu. Będzie to jeszcze bardziej widoczne właśnie na forum unijnym, gdzie już teraz widać początek tworzenia się kolejnej frakcji.
Wydaje się, że ta nowa frakcja: „Patrioci dla Europy”, która skupia się wokół Viktora Orbána, Andreja Babiša, Roberta Fico, Herberta Kickla i Maximiliana Kraha ma szansę szybko urosnąć. Możliwość przyłączenia się do tego ruchu bada już André Ventura – szef portugalskiej partii prawicowej Chega, słyszy się o możliwości dołączenia do niego naszej Konfederacji a być może z czasem nawet francuskiego Frontu Narodowego. Oznaczać to będzie bardzo silny wzrost polaryzacji na europejskiej prawicy, której znacząca część będzie już całkiem jawnie optować za normalizacją stosunków z Rosją i rozluźnieniem więzi transatlantyckich.
Pozwolę sobie tu na dygresję: jeśli do takiej polaryzacji dojdzie, to moim zdaniem po raz pierwszy na prawicy europejskiej pojawi się nurt dysponujący spójną teorią polityczną, lecz będzie to teoria bardzo bliska poglądom Aleksandra Dugina. Filozof ten bowiem skutecznie powiązał sytuację narodów europejskich z rozsadzającym wszystkie fundamenty „długiego trwania” coraz bardziej skręcającym w lewo liberalizmem, którego centralnym ośrodkiem są właśnie Stany Zjednoczone, a ich przeciwbiegunem – Rosja.
Z róznych powodów prawica węgierska, słowacka, austriacka, niemiecka, portugalska, holenderska czy francuska nie czuje się przez Rosję zagrożona a przynajmniej nie na tyle zagrożona, żeby uważać „kinetyczne” zagrożenie ze strony Rosji za problem większy niż „ontologiczne” zagrożenie narodów Europy ze strony coraz bardziej domykającej się totalności liberalno-lewicowej. Nawet duża część polityków naszej Konfederacji podziela ten pogląd. Są oni gotowi „poświęcić” Ukrainę redukując ją do statusu kadłubowego państwa buforowego nie tylko dlatego, że zioną antyukraińskim resentymentem, ale też dlatego, że wojna na Ukrainie – ich zdaniem – jest motorem przyspieszonej integracji europejskiej, która zagraża suwerenności narodów bardziej niż „niesprowokowana” interwencja rosyjska na kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Politycy ci uważają, że nie da się dłużej lekceważyć „realności” rosyjskiego niezadowolenia z ekspansji NATO pod granice Rosji – jest ono dla nich faktem politycznym, który jest niezależny od „konstruktywistycznych” założeń ładu europejskiego po 1989 r. Ich zdaniem, konsekwencje stałej ekspansji NATO na wschód stały się w związku z tym wielowymiarowo niekorzystne a dalsze podtrzymywanie obecnego stanu rzeczy z jednej strony grozi regionalną wojną z Rosją a z drugiej – prowadzi do utraty niepodległości państw europejskich na rzecz „sztucznego tworu” suprapaństwoego, jakim jest UE.
Jak widać – w wielkim stopniu ocena ta pokrywa się z opiniami Dugina i ogólnie – stanowiskiem rosyjskim. Dzięki zaś połączeniu oceny geopolitycznej z oceną konsekwencji nieograniczonej ekspansji systemu liberalnego – stanowi spójną teorię polityczną gruntującą tak rozumianą politykę w strategii łączącej uczestników tego projektu w wymiarze międzynarodowym poprzez wytyczenie wspólnego kierunku ponad partykularnymi interesami poszczególnych krajów.
W tej sytuacji, uważam, PiS oraz inne ugruowania wchodzące w skład obecnego bloku „Konserwatystów i Reformatorów”, jak np. „Bracia Włosi” będą mieli trudny orzech do zgryzienia i mogą szybko znaleźć się na „spalonym”.
Akurat w Polsce mamy tę szczególną sytuację, że zagrożenie rosyjskie jest niejako „namacalnie” oddczuwane przez wciąż szerokie rzesze elektoratu prawicowego, lecz brak sensownej teorii politycznej prowadzi PiS w ślepą uliczkę. Oferta „Konfederacji”, chociaż wciąż wydaje się radykalna – w coraz większym stopniu przyciąga młodzież. Jej elektorat jest zmobilizowany i aktywny, wciąż poszukujący różnych form samoorganizacji. Tymczasem PiS „zdziadzał” a jego papierowo-blady prezes po prostu już „przynudza”, powtarzając w kółko to samo, bez żadnej głębszej wizji, bez żadnej długofalowej strategii.
Zapewne najbliższe kilka lat to za mało, żeby całkowicie zmienić obraz polskiej sceny politycznej, ale zmiany nastrojów są już wyczuwalne. Będzie się działo!
Zostaw komentarz