Coś z działki zielonego komunizmu i wzrastających kosztów życia.

Elektryczny ciągnik siodłowy marki Scania. W pełni ekologiczny! I bardzo TANI pod każdym względem! Na 100 kilometrów takie auto zużywa 150 kilo-wato-godzin prądu.

Najtańsza stawka za ładowanie jednej kilo-wato-godziny to dwa złote. Liczymy minimum bo tyle kosztuje do osobówki. Do ciężarówki będzie drożej ale zostańmy przy dwóch złotych. 150 razy 2 = 300 złotych. Przejechanie tym eko szajsem stu kilometrów kosztuję 300 złotych!

Za trzysta złotych do ciężarówki lejesz 46 litrów diesla i jeśli nie jedziesz z obciążeniem 24 ton po górach to 46 litrów ropy w Scanii wystarczy na 200 kilometrów. Wychodzić to całkiem fajnie.

Elektryczna Scania i jej koszty ładowania wychodzą takie jakby spalinowa ciężarówka spalała 46 litrów ropy na setkę! A pali około połowy z tego.

Gdyby kierowca pojechał w trasę i swojemu szefowi przywiózł NORMĘ spalania 46 litrów to stary by zemdlał z wrażenia a potem zwolnił kierowcę. Ale jeśli elektryk robi takie koszty w prądzie to już wszystko jest okey bo polityka jest ważniejsza od ekonomii i zdrowego rozsądku.

Jakie będą skutki tego kolejnego marksistowskiego eksperymentu w historii?

Takie same jak koniec komunizmu i każdej innej utopii czyli katastrofa. Ale nie martw się człowieku. Po prostu za masło dowiezione EKO TIREM do Biedronki zapłacisz razy 100% i bilans wyjdzie na zero. Bo jak wiemy: będziesz biedny jak mysz i będziesz szczęśliwy! A przecież tu o nic innego nie chodzi.

Resztę wytlumaczy wam Radosław Grzybek – ekspert w temacie. Radek jest specem od ciężarówek, ja to tylko tak ogólnie.