Rząd wraca do starych, sprawdzonych metod Platformy: „kasa musi się znaleźć!”. Domański i jego „ekipa od paragonów” ruszają w teren jak dawni ormowcy – z uśmiechem, ale i z bloczkiem mandatowym w kieszeni. Wystarczy chwila nieuwagi, brak paragonu i… bach – 100 tysięcy kary. Nowa ekonomia? Raczej nowa inkwizycja fiskalna.
„Kasa się znajdzie” – motto fiskalnej ofensywy
Nie trzeba geniusza, by zrozumieć logikę nowej polityki: płacz i płać. Władza znowu odkryła, że najłatwiej łata się budżet, ścigając zwykłych ludzi – tych, którzy próbują po prostu uczciwie pracować. Minister Domański, wyglądający bardziej na połączenie ormowca z komornikiem niż ekonomistę, zebrał drużynę do zadań specjalnych. I już ruszyli w Polskę!
„Nie trzeba paragonu?” – 100 tysięcy kary
Nowa metoda? Zwykła prowokacja w stylu dawnych czasów. Pracownicy resortu mają chodzić po sklepach, warsztatach i punktach usługowych, niby to przypadkiem zapominając o paragonie. A potem? „Pyk!” – mandat, raport i kara jak z koszmaru – nawet 100 tysięcy złotych. Bo przecież budżet sam się nie napełni.
Historia, która mrozi krew w żyłach przedsiębiorców
Jedna z takich historii krąży wśród ludzi od dawna. Kontrolerka z urzędu skarbowego podjechała pod warsztat, poprosiła o wymianę żarówki – bo noc, bo trasa, bo lampa nie świeci. Mechanik, człowiek z sercem, pomógł. Żarówka za 30 zł, bez paragonu, bo komputer wyłączony. Kilka dni później dostał rachunek od życia – 20 tysięcy złotych kary. Za dobre serce. Za pomoc. Za brak paragonu.
Zero litości, zero rozsądku
Nowa polityka przypomina raczej polowanie na drobnych przedsiębiorców niż walkę z szarą strefą. Państwo zamiast wspierać – zastawia pułapki. Zamiast rozumieć – karze. A Domański? Milczy. Bo przecież kasa się zgadza, a o to chodziło od początku.
Puenta:
Nowa ekonomia, stara metoda – złap, ukaż, zabierz. I obyś, drogi obywatelu, nie trafił na „życzliwą panią z urzędu”, która zapomni o paragonie, ale za to pamięta, gdzie wcisnąć 100 tysięcy zł kary.

Zostaw komentarz