Dopóki płonie płomień pamięci, dopóty jesteśmy razem.
Kiedy idziesz na cmentarz w Dzień Wszystkich Świętych czy w Dzień Zaduszny i zapalasz świeczkę albo znicz — dla pamięci i szacunku wobec tego, kto spoczywa pod zimną płytą — wiedz, że nie jesteś sam. Jesteś jednym z ogniw bardzo długiej sztafety pokoleń Polaków i ludów dawnej Rzeczypospolitej, a jeszcze wcześniej — dawnych Słowian. Bo tylko tu, na tej ziemi, przetrwała tradycja, w której światło ognia łączy żywych i zmarłych.
Ogień, który rozniecasz, ma swoją moc i swoje znaczenie. Od najdawniejszych czasów był symbolem życia, oczyszczenia i wieczności. Wierzono, że jego blask wskazuje duszom drogę ku spokojowi w zaświatach, a dla żyjących jest znakiem pamięci, wdzięczności i miłości.
Kolory świec i zniczy — język światła
Każdy kolor niesie inne światło — nie tylko dla oka, ale i dla duszy:
Zielony — nadzieja i odrodzenie
Biały — czystość i wiara w światłość wieczną
Niebieski — tęsknota i modlitwa
Czerwony — miłość i oddanie
Fioletowy — zaduma i prośba o przebaczenie
Żółty — wdzięczność i pogoda ducha
Złoty — wieczność i chwała życia
Czarny — powaga i pokora wobec przemijania
To nie tylko estetyka. To symboliczna modlitwa, którą każdy z nas składa w ciszy listopadowej nocy.
Zwyczaje, które przetrwały w nowej formie
Jeszcze nie tak dawno na groby przynoszono również pokarmy, które spożywano wspólnie nad mogiłami — był to sposób, by podzielić się z tymi, którzy odeszli. W niektórych wspólnotach słowiańskich do dziś funkcjonuje ten zwyczaj pod nazwą Dziady — określenie na duchy przodków, a także na obrzędy, rytuały i zwyczaje mające przedchrześcijański rodowód. Ich istotą było „obcowanie żywych z umarłymi” — nawiązywanie relacji z duszami przodków, okresowo powracającymi do siedzib z czasów swojego życia.
Dziś w Polsce zwyczaj ten odszedł w zapomnienie, choć tu i ówdzie wciąż zabiera się z grobów suchą trawę, by położyć ją pod obrus i postawić na stole dodatkowy komplet zastawy dla dusz domowników. Ten gest wciąż trwa — tylko sucha trawa zamieniła się w sianko pod wigilijnym obrusem, a dodatkowa zastawa czeka już nie na dusze przodków, lecz na zbłąkanego wędrowca, który mógłby zapukać w zimową noc.
Tradycja nie znika. Ona tylko zmienia formę, by przetrwać.
Morze świateł — wspólnota ponad czasem
Więź między światem żywych i umarłych nie ginie.
Trwa — dopóki płonie płomień pamięci.
Dopóki ktoś zapala znicz.
Dopóki ktoś pamięta imię.
Dopóki światło mówi: jesteś.
Gdziekolwiek są Polacy — Koroniarze, Litwini, Rusini czy inni potomkowie narodów dawnej Rzeczypospolitej — tam właśnie płoną takie cmentarze. Nie z obowiązku, lecz z potrzeby serca. Bo ten widok — morze świateł w listopadową noc — to nie tylko religijny zwyczaj, ale żywy znak wspólnoty, pamięci i ciągłości kultury, której nikt nie zdołał przerwać.
Duch dawnej Rzeczypospolitej
Nigdzie indziej na świecie nie ma takiego obrazu jak ten, gdy jesienne drzewa, liście i tysiące płomieni tworzą jedną wielką modlitwę światła.
To jest właśnie duch dawnej Rzeczypospolitej — święto zmarłych, które łączy, a nie dzieli.
Płomień pamięci, który bez przerwy świeci w każdym z nas — choć nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę.
Warto o tym wiedzieć.

Felieton z serii „PITOLENIE STAREGO GRZYBA”
 
			
											
				 
					 
		 
									 
							 
	 
	 
	 
	 
	
Zostaw komentarz