Wczoraj pisałem o nadziei w cieniu ruin, a dziś świat faktycznie mówi o zawieszeniu broni i rozmowach. Tak jakby słowa, które wczoraj były tylko myślą, dziś zaczęły materializować się w rzeczywistości.To pokazuje, że czasem intuicja i obserwacja są szybsze niż oficjalne komunikaty.
Dzisiaj oczy świata znów zwrócone są ku Bliskiemu Wschodowi. Po ponad dwóch latach wojny między Izraelem a Hamasem pojawiło się to, co jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się niemożliwe – zawieszenie broni i zapowiedź rozmów. Nie ma tu jednak euforii. Wszyscy wiedzą, że to raczej moment wstrzymanego oddechu niż prawdziwy pokój.
Strefa Gazy jest ruiną – dosłownie i duchowo. Zburzone dzielnice, brak wody, brak prądu, brak nadziei. Setki tysięcy ludzi żyją w namiotach, a dzieci dorastają w cieniu dronów. Izrael również nie jest już tym samym krajem, co przed październikiem 2023 roku. Trauma, żałoba, strach przed powtórką ataków – to wszystko odcisnęło się głęboko w świadomości społeczeństwa.
Teraz mają usiąść do stołu – Izrael, Hamas (pośrednio, przez mediacje Egiptu i Kataru), a także przedstawiciele USA i ONZ. Celem ma być trwałe porozumienie, odbudowa Gazy i powrót zakładników. Ale każdy, kto zna historię tego konfliktu, wie, że żadne porozumienie nie trwa tam długo, jeśli nie towarzyszy mu rzeczywista zmiana w sercach i władzy.
Hamas nie zniknął. Ma nadal wpływy, kontroluje południe Gazy i cieszy się poparciem części ludności, dla której walka z Izraelem to już nie polityka, lecz egzystencja. Izrael z kolei nie ufa nikomu – ani sąsiadom, ani międzynarodowym pośrednikom. Premier Netanjahu, coraz bardziej izolowany wewnętrznie, balansuje między żądaniami opinii publicznej a naciskiem Waszyngtonu.
A świat? Świat jest zmęczony tą wojną. Zmęczony zdjęciami martwych dzieci, ale też pustymi deklaracjami przywódców. Europa chce spokoju, Ameryka chce stabilizacji, a ludzie – zwykli ludzie – chcą po prostu żyć.
I może właśnie w tym tkwi nadzieja. Bo po raz pierwszy od dawna wszyscy – nawet ci najbardziej nieprzejednani – wiedzą, że dalsza eskalacja nie prowadzi już do zwycięstwa. Prowadzi do nicości.
Może więc to zawieszenie broni, kruche jak szkło, jest początkiem innej drogi. Nie tej z map, ale tej z ludzkich serc. Bo czasem historia nie potrzebuje nowej wojny. Potrzebuje ciszy.
Ale żeby ta cisza nie była tylko pauzą przed kolejnym wybuchem, musi ją wypełnić prawda. Prawda o winie, o nienawiści, o krwi, która płynie po obu stronach muru. Izrael musi uznać cierpienie niewinnych Palestyńczyków, a Palestyńczycy – fakt, że Hamas uczynił z ich dzieci tarcze i zakładników własnej ideologii.
Bo żadne zawieszenie broni nie ma wartości, jeśli nie zawiesimy także kłamstwa, nienawiści i zemsty. To nie ONZ, nie Waszyngton, nie Tel Awiw i nie Doha zadecydują o pokoju. Zadecyduje człowiek – ten, który wreszcie powie „dość”, zanim znów zapłonie niebo nad Gazą.
Jeśli świat naprawdę ma się zmienić, to nie przez kolejne traktaty, lecz przez jedno ludzkie słowo: odpowiedzialność. Za życie, za prawdę, za przyszłość.
Bo pokój nie zaczyna się na papierze. Zaczyna się w sumieniu.
Zostaw komentarz