Jeszcze kilka lat temu wielu Polaków traktowało pytanie o możliwość wojny z Rosją jak political fiction. Dziś, po Buczy, po Mariupolu, po rakietach spadających na ukraińskie miasta, nikt rozsądny nie może już żyć w złudzeniach. Rosja nie zatrzyma się sama. Rosję można zatrzymać tylko siłą – i to siłą gotową do działania tu i teraz.

Rosyjski imperializm nie umarł – on się odrodził

W Moskwie nie rządzi dziś pragmatyczny technokrata, ale człowiek opętany obsesją „odbudowy imperium”. Putin mówi o „denazyfikacji Ukrainy”, ale w rzeczywistości chodzi mu o powrót do logiki Związku Radzieckiego: dominacji nad sąsiadami, kontrolowania ich polityki i duszenia ich suwerenności. Polska – duży, lojalny sojusznik USA, bastion NATO na wschodniej flance – jest w tej układance naturalnym celem.

Polska na celowniku Kremla

Nie miejmy złudzeń: nasz kraj od dawna jest na liście wrogów Kremla. To właśnie przez Polskę płynie broń, amunicja i pomoc dla Ukrainy. To my przyjęliśmy miliony uchodźców i zbudowaliśmy gigantyczne zaplecze logistyczne dla obrony Kijowa. W rosyjskich mediach Polska jest oczerniana, oskarżana o „plany rozbioru Ukrainy” czy „antyrosyjską obsesję”. To narracje nieprzypadkowe – propaganda zawsze poprzedza agresję.

NATO – tarcza, ale nie cudowny amulet

Często powtarza się argument: „przecież jesteśmy w NATO, nic nam nie grozi”. To myślenie życzeniowe. Traktat Waszyngtoński gwarantuje wsparcie, ale nie gwarantuje, że nastąpi ono natychmiast i w pełnej skali. Polska, jako kraj frontowy, będzie musiała w pierwszych dniach wojny walczyć sama – a czas reakcji sojuszników może być decydujący. Rosja doskonale o tym wie i dlatego kalkuluje, że uderzenie na Polskę nie musi oznaczać natychmiastowej, totalnej odpowiedzi całego NATO.

Wojna już trwa – tylko w innej formie

Kto twierdzi, że Rosja „jeszcze nie atakuje Polski”, ten nie rozumie, czym jest wojna hybrydowa. Mamy cyberataki na polskie instytucje. Mamy dezinformację w mediach społecznościowych, która próbuje poróżnić Polaków i osłabić zaufanie do sojuszników. Mamy kryzys migracyjny na granicy z Białorusią – cyniczną operację reżimów Putina i Łukaszenki. To nie są „incydenty”. To testy odporności naszego państwa, wstęp do czegoś znacznie groźniejszego.

Historia ostrzega – tylko naiwni jej nie słuchają

Polska już raz uwierzyła, że wielki sąsiad nie odważy się na agresję. 17 września 1939 roku brutalnie dowiedzieliśmy się, jak kończy się naiwność. Zachód też już raz zlekceważył imperialne ambicje Moskwy – w Gruzji w 2008 roku, na Krymie w 2014 roku. Efekt? Bucza w 2022 roku. Lekcja jest prosta: kto nie powstrzyma Rosji na wschodzie, ten obudzi się z rosyjskimi czołgami na własnym terytorium.

Polska musi działać tu i teraz

Nie mamy luksusu spokoju. Musimy rozbudowywać armię szybciej niż kiedykolwiek, inwestować w obronę powietrzną, rakietową i cybernetyczną. Musimy uczyć społeczeństwo odporności na dezinformację, bo wojna informacyjna jest równie groźna jak pociski. Musimy też wymagać od sojuszników więcej niż deklaracji – potrzebujemy stałych wojsk NATO w Polsce, bo tylko obecność żołnierzy amerykańskich, brytyjskich czy niemieckich jest realnym odstraszaniem.

Chcesz być bezpieczny? Szykuj się na wojnę! 

Wojna z Rosją nie jest „straszeniem ludzi”, jak chcieliby niektórzy politycy. To scenariusz, który realnie może się wydarzyć. I im szybciej to zrozumiemy, tym większa szansa, że do niego nie dojdzie. Bo tylko przygotowany, silny i zjednoczony kraj odstrasza agresora.

Polska ma dziś wybór: albo wyciągnie wnioski z historii i z działań Putina, albo powtórzy tragiczne błędy przeszłości. Na szali jest wszystko – bezpieczeństwo, wolność, przyszłość naszych dzieci.