Władza w Polsce coraz częściej daje obywatelom sygnał, że prawo jest tylko narzędziem. Kiedy rządzący potrzebują, by przepchnąć własny interes – naginają ustawę, ignorują konstytucję, wprowadzają uchwały i rozporządzenia zamiast ustaw- co jest bezprawiem. Kiedy chodzi o ludzi od Tuska, którzy mają problemy z prawem– sprawy się rozmywają, prokuratura nagle traci zainteresowanie, a procesy utajnione – Nowaka, Giertycha, Grodzkiego – kończą się umorzeniem. Za to wobec zwykłych obywateli aparat państwa działa jak młot: mandaty, kontrole, kary. Na emerytkę, która w internecie skrytykowała Owsika nasyła się uzbrojone służby.Mnie to nie dziwi.Donald Tusk już tak ,,działał” podczas swoich pierwszych rządów. Tu się nic nie zmieniło. To taki człowiek. Niejednokrotnie stawał w sytuacjach, w których balansował na granicy prawa, a czasem tę granicę po prostu przekraczał. W jego rządach pojawiały się działania, które naruszały konstytucję – zarówno wprost, jak i poprzez zaniechania.

Przykładów jest wiele. Choćby sprawa afery hazardowej, w której władza próbowała ręcznie sterować ustawą, aby służyła interesom wąskiej grupy. Choćby podsłuchy i inwigilacja, gdzie służby specjalne działały poza konstytucyjnymi ramami ochrony praw obywatelskich.

Czy decyzje związane z katastrofą smoleńską i oddaniem śledztwa Rosji – co było sprzeczne z zasadą suwerenności państwa. Albo kwestie finansowania kampanii wyborczych i niejasnych powiązań z biznesem, gdzie pojawiały się zarzuty łamania zasad uczciwej konkurencji politycznej.

A do tego wszystkiego dochodzi jeszcze codzienna praktyka władzy: z naszych podatków politycy przyznają sobie sowite premie, zasiadają w kolejnych „komisjach śledczych” czy innych sejmowych tworach, pobierając wielotysięczne diety. Zadłużają państwo do granic możliwości, doprowadzając niechybnie do bankructwa – a pytanie brzmi: dlaczego my, obywatele, mamy to finansować?

Konstytucja w teorii miała być tarczą chroniącą obywatela przed samowolą władzy. W praktyce rządy Tuska pokazały, że gdy władza jest dostatecznie silna medialnie i politycznie, może tę tarczę odłożyć na bok – a obywatel zostaje bezbronny.

To rodzi kolejne pytanie, które każdy wolny człowiek ma prawo zadać: dlaczego ja mam przestrzegać prawa, skoro władza tego nie robi? Dlaczego obywatel ma być posłuszny wobec reguł, które rządzący traktują jak dekorację? Pamiętamy słowa wygłoszone w Sejmie przez śp.posła Kornela Morawieckiego, który mówił:,,Prawo, które nie służy narodowi, to jest bezprawie”.
Historia zna wiele takich momentów. Francuzi w 1789 roku widzieli, że prawo służy tylko królowi i arystokracji – więc odrzucili je całkowicie. W PRL obywatele wiedzieli, że „prawo” jest atrapą, i budowali własne, podziemne życie. W RPA ludzie mieli odwagę powiedzieć, że rasowe przepisy apartheidu nie zasługują na posłuszeństwo.
Kiedy rząd łamie własne reguły, przestaje być władzą prawa, a staje się grupą zdegenerowanych „panów”. A obywatel ma wtedy prawo powiedzieć: nie jestem niewolnikiem, nie będę przestrzegał fałszywego prawa.
Prawo, które nie obowiązuje wszystkich – od premiera po zwykłego człowieka – nie jest prawem. To fikcja. A fikcja nie zobowiązuje.
Nie dajmy sobie wmówić, że mamy żyć na kolanach wobec władzy, która sama depcze konstytucję. Nie możemy pozwolić, by prawo stało się pałką w rękach możnych, a nie tarczą dla słabych. Nie bójcie się pytać, nie bójcie się stawiać oporu, nie bójcie się mówić głośno: jeśli władza nie przestrzega prawa, to i my nie mamy obowiązku ślepego posłuszeństwa.
Wyobraźcie sobie, że my też przestajemy przestrzegać reguł: nie płacimy podatków, nie płacimy za bilety, za parking, mamy to gdzieś – tak jak oni mają gdzieś nasze wspólnotowe zasady. Czy państwo mogłoby wtedy istnieć?

Państwo bez równości wobec prawa nie jest państwem. To teatr. A my nie przyszliśmy na świat, by odgrywać w nim rolę niewolników.