Wyprowadzani w kajdankach panowie chcieli być wielcy, a przynieśli wstyd Nowemu Sączowi. Prokuratura postawiła Ludomirowi H. i Arturowi B. poważne zarzuty, a śledztwo obejmuje też ich współpracowników. Czuli się bezkarni, otoczeni przez tych, którzy dla własnych interesów klaskali i milczeli. Orwell miał rację – za tchórzostwo i lizusostwo zawsze przychodzi zapłacić.
Wstyd dla Nowego Sącza
Z informacji przekazanych przez śledczych wynika, że na liście podejrzanych znajduje się więcej osób – to współpracownicy H. i B. Prokuratura podkreśla, że śledztwo jest rozwojowe, a jego finał pozostaje sprawą otwartą.
Jedno natomiast nie ulega wątpliwości – H. i B. czuli się bezkarni, otoczeni przez ludzi, którzy im przytakiwali, wynosili ich pod niebiosa i budowali wokół nich atmosferę nieomylności. Tyle że w tej przychylności rzadko było miejsce na szczerość. Częściej kryła się za nią troska o własne interesy, lęk przed utratą wpływów, pozycji, znaczenia, stanowisk i pieniędzy.
Lekcja dla „wiernych dworzan”
To właśnie tym „małym ludziom”, którzy przez lata klaskali i udawali, że nie widzą nic złego, warto dziś przypomnieć słowa George’a Orwella:
„Pamiętajcie, że za brak szczerości i tchórzostwo zawsze trzeba zapłacić.
Nie wyobrażajcie sobie, że przez całe lata możecie być dupolizami i propagandzistami,
a potem wrócić do przyzwoitości.
Raz się sku*** – ku*** pozostaniesz!”
To jest już koniec…
Być może właśnie ten upadek – głośny, spektakularny i bolesny – stanie się dla Nowego Sącza okazją do oczyszczenia atmosfery, do powrotu uczciwości, której zabrakło. Bo jak uczy historia – tam, gdzie władza spotyka się z bezkrytycznym podziwem, rodzi się pycha, a za nią zawsze idzie upadek.
Autor: Jerzy Lesław Gwiżdż Polski polityk, adwokat, radca prawny i samorządowiec, poseł na Sejm II i III kadencji, w latach 1990–1994 prezydent Nowego Sącza.
Zostaw komentarz