Chów wsobny (kojarzenie osobników spokrewnionych ze sobą), znany jest też z historii rodów ludzkich, w tym królewskich, i zapewne doprowadził do upadku dynastii Habsburgów. Swoisty „chów wsobny” znany jest też z domeny akademickiej, gdzie przez lata panują nieraz dynastie uczonych, z dziada pradziada na tym samym uniwersytecie. W ostatnich dziesięcioleciach krewni akademików rekrutowani byli na stanowiska i awansowani w ramach ustawianych na nich konkursów. Niespokrewniony nie miał szans, bez względu na kompetencje. Przywiązanie do jednego akademickiego miejsca pracy istnieje także wśród osób niespokrewnionych, którzy całe swe życie akademickie od studenta aż do profesora, rektora, spędzają na tej samej uczelni. Taki stan rzeczy zresztą stanowi najlepszą rekomendację kandydata w wyborach na rektora. Miejscowy kandydat zna najlepiej uczelnię, problemy, kadrę, ma układy. Ale czy to daje szansę na osiągnięcie wysokiego poziomu nauki? Na pewno nie. To jest patologia, prowadząca do degeneracji, tworzenia pajęczyny akademickiej powiązanej nitkami pokrewieństwa, kumoterstwa, interesów i jest to droga do osłabienia potencjału naukowego, stagnacji i konformizmu. Niestety z tej patologii jakoś środowisko akademickie nie chce zrezygnować. Wystarczy przypomnieć opór środowiska przed ustawami antynepotycznymi, chyba nie mniejszy niż przed lustracją środowiska akademickiego. Ostatnio w ramach walki z klimatem wprowadza się natomiast projekty niskoemisyjnej mobilności akademików, co jakoś współgra z chowem wsobnym. W końcu przeżywanie życia na jednej uczelni zmniejsza wybitnie mobilność akademików i stają się oni niskoemisyjni. Czy to jest remedium na zmiany klimatyczne, można wątpić. Nie ma jednak wątpliwości, że mobilność to warunek rozwoju. Brak mobilności i dopływu nowych kadr osłabia potencjał naukowy instytucji, przekształcającej się w klub wzajemnej adoracji. Jeśli chcemy nawiązać do poziomu dobrych uczelni zachodnich, musimy zlikwidować akademicki chów wsobny. Utrzymując go i niskoemisyjną mobilność akademików, klimatu nie ochłodzimy, ale uczelnie zdegradujemy.
Zostaw komentarz