Uczelnia, która nie wie, kto podejmuje decyzje. Minister, który udaje, że nic się nie stało. Studenci, których potraktowano jak powietrze. A wszystko to w kraju, gdzie „etyka” miała być kierunkiem studiów, a stała się symbolem bezczelności i bezkarności. To historia o UKEN, ministerialnych pozorach i państwowym wstydzie.

Od miesięcy nasi dziennikarze śledczy drążą sprawę, która – gdyby dotyczyła innej uczelni niż Uniwersytet Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie (czytaj więcej) – dawno już wstrząsnęłaby opinią publiczną, a może i samym ministerstwem. Niestety, to Polska roku 2025 – kraj, w którym odpowiedzialność za decyzje tonie w papierach, a urzędnicy i rektorzy przerzucają winę jak gorącego kartofla.

Sprawa nieuruchomienia kierunku „etyka – mediacje i negocjacje” (czytaj więcej) to nie tylko skandal akademicki. To test przyzwoitości państwa, które samo przestało rozumieć, czym jest etyka, mediacja i negocjacje. To historia o tym, jak uczelnia i ministerstwo w duecie zafundowały młodym ludziom lekcję hipokryzji w praktyce. A to nie wszystko…

UKEN: uczelnia, która zapomniała, że istnieją studenci

Zaczęło się niewinnie. Nabór, listy przyjętych, radość kandydatów. Ludzie, którzy zaufali, że państwowa uczelnia – ta sama, która nosi w nazwie „Komisję Edukacji Narodowej” – zapewni im edukację, jaką obiecała. I nagle, w dniu inauguracji: cios w twarz. Kierunek nie zostaje uruchomiony. Zero ostrzeżenia, zero przeprosin, zero odpowiedzialności.

Kto podjął decyzję? Rektor? Senat? Jakiś tajemniczy „zespół oceniający”? Nie wiadomo. UKEN milczy, a w komunikacie odsyła… do artykułu w „Gazecie Krakowskiej”. To już nie jest nauka – to kabaret akademicki.

Ministerstwo: minister Kulasek w roli mistrza pozorów

Gdy Dziennikarze śledczy Magazynu Opinii Pressmania.pl zapytali Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, czy aprobuje ten bałagan, odpowiedź była równie wymijająca, co groteskowa. W skrócie: „Uczelnia ma autonomię, minister nic nie może”. To jakby strażak, widząc pożar, tłumaczył, że nie wejdzie do budynku, bo płomienie mają autonomię.

Zespół prasowy ministerstwa napisał wprost, że rzekome słowa o „odpowiedzialnym działaniu UKEN” to nie stanowisko ministerstwa, tylko… samej uczelni. Czyli UKEN napisał o sobie, że działa odpowiedzialnie, a minister Kulasek uznał, że to wystarczające wyjaśnienie. To już nie jest administracja – to teatr absurdu.

A przypomnę: w ustawie nie istnieje coś takiego jak „zniesienie kierunku”. Nie ma takiej procedury. Jest za to obowiązek uruchomienia kierunku, na który przyjęto studentów, albo decyzja administracyjna o odmowie przyjęcia. Tutaj nie było ani jednego, ani drugiego. Było za to zwykłe „nie, bo nie”. Czyli kolejny raz złamano prawo na UKEN? I nie ma winnych!

Studenci potraktowani jak pionki

Ministerstwo tłumaczyło, że przyjęci na etykę „zachowują status studenta” i mogą studiować, co chcą – nawet psychologię, nawet jeśli wcześniej ich na ten kierunek nie przyjęto z powodu braku miejsc. Brzmi pięknie, prawda? Tyle że to jawne złamanie zasad równego dostępu do edukacji.

Jak nazwać sytuację, w której jedni kandydaci odpadli w uczciwej rekrutacji, a inni – tylko dlatego, że uczelnia spartoliła organizację – wchodzą bocznymi drzwiami? To nie autonomia. To protekcja w białych rękawiczkach.

Minister Kulasek i filozofia zaniechania

Minister Kulasek, zamiast wyciągnąć konsekwencje, zamiast postawić sprawę jasno – schował się za słowem-kluczem: „autonomia uczelni”. To hasło, które w jego ustach stało się alibi dla każdej niegodziwości. Uczelnia zwalnia ludzi niezgodnie z prawem? Autonomia. Uczelnia marnuje publiczne pieniądze na obronę rektora? Autonomia. Uczelnia łamie procedury rekrutacyjne? Zgadnijcie – autonomia.

Ale autonomia to nie anarchia. Minister nauki ma nie tylko prawo, ale obowiązek nadzoru nad zgodnością działań uczelni z prawem. Gdy tego nie robi, przestaje być ministrem nauki – staje się ministrem milczenia. I to czas na dymisję!

Etyka, która nie istnieje

Ironia losu jest bolesna: ofiarą tego wszystkiego padli kandydaci na kierunek „etyka – mediacje i negocjacje”. To właśnie oni mieli się uczyć o wartościach, dialogu i uczciwości. Tymczasem to oni zostali potraktowani najbardziej nieetycznie, bez cienia mediacji i bez żadnych negocjacji. To symboliczne – i przerażające.

Nie pozwolimy, aby ta sprawa zniknęła pod dywanem, w cieniu politycznego parasola

Nie damy tej historii umrzeć w ciszy. Przez ostatnie miesiące nasi dziennikarze śledczy prześwietlali dokumenty, rozmawiali z pracownikami UKEN i poszkodowanymi studentami. Ustaliliśmy fakty, których nie da się już zamieść pod dywan.

Nie wiemy, czy UKEN boi się ujawnić, kto faktycznie podjął decyzję o nieuruchomieniu kierunku. Wiemy natomiast, że Ministerstwo Kulaska boi się wziąć odpowiedzialność, bo wtedy musiałoby przyznać, że system nadzoru nad uczelniami w Polsce po prostu nie działa.

To nie jest drobny incydent. To sygnał ostrzegawczy, że uczelnie publiczne mogą robić, co chcą, a ministerstwo będzie im bić brawo w imię „autonomii”. Jeśli ktoś jeszcze wierzy, że etyka w polskim szkolnictwie wyższym istnieje – niech przyjrzy się sprawie UKEN. Bo dziś, zamiast etyki, mamy bezkarność. Zamiast mediacji – arogancję. Zamiast negocjacji – pseudonaukowy chaos.

I to wszystko pod okiem ministra, który udaje, że nie widzi.

A my? My nie przestaniemy patrzeć. Bo od tego jest Magazyn Opinii Pressmania.pl – by mówić głośno wtedy, gdy inni milczą.