Fakt, że Zbigniew Ziobro nie wraca z Węgier, mówi więcej niż tysiąc konferencji prasowych. To nie tylko ucieczka od polityki czy opozycji – to ucieczka od własnego systemu. Bo kto, jak nie on, najlepiej wie, jak skonstruował wymiar sprawiedliwości: tak, by podejrzany był zawsze na przegranej pozycji, jeśli tylko „nadzorujący” tego zechcą. Własnoręcznie zbudował go asymetrycznie i pod siebie – jako ministra i prokuratora generalnego. Już wtedy byli jednak tacy, którzy ostrzegali, że to wszystko do niego wróci i może zostać użyte przeciwko niemu.
Ziobro przez lata tworzył model państwa, w którym areszt tymczasowy stał się narzędziem polityki, a nie sprawiedliwości. Po 2016 roku liczba aresztów tymczasowych wzrosła o 60%. Ludzie latami gniją w celach – bez wyroków, bez leczenia, bez prawa do paczki od rodziny. W więziennych kantynach można kupić cebulę i pastę do zębów – symbole systemu, który człowieka sprowadził do numeru depozytu. Połowa pieniędzy przekazywanych osadzonym przez bliskich jest zamrożona w „żelaznej kasie”, jakby wolność trzeba było wykupić – te pieniądze wracają dopiero po wyjściu na wolność. Chorzy słyszą: „leczyć można się na wolności”. A wolność? Tę odbiera się lekką ręką – „bo grozi wysoki wymiar kary”.
Zbigniew Ziobro nie chciał zlikwidować przesłanki „zagrożenia wysokim wymiarem kary” ani „obawy działania na niekorzyść postępowania”, czyli matactwa. Brak precyzyjnych kryteriów powodował, że sądy z automatu przyznawały areszt po wniosku prokuratury – opierając się wyłącznie na grożącej karze lub domniemanej obawie matactwa. A osoby z nałożonym aresztem tymczasowym często uznawano za winne – wyłącznie z obawy o konsekwencje dla sądów, które takie areszty orzekały. Także w źle rozumianym interesie Skarbu Państwa, który musiałby wypłacać odszkodowania za bezprawne pozbawienie wolności.
Można by wymieniać te nadużycia długo. Ale co ważniejsze – w tym samym czasie przewlekłość postępowań nie uległa skróceniu, wręcz przeciwnie. A przecież to miało być efektem wszystkich tych „reform” dla obywateli. Zamiast skuteczności i sprawności…
Ziobro zbudował machinę strachu i kontroli. Ręcznie sterował sądami, powoływał swoich prezesów i dyrektorów, konsultował politycznie wyroki.
Umyka dziś komentatorom fakt, że kto, jak nie on, najlepiej rozumie, iż wymiar sprawiedliwości ustawił tak, że jeśli nadzorujący chcą, to podejrzany nie ma żadnych szans. To największe oskarżenie wobec jego „dokonań” w Ministerstwie Sprawiedliwości. Gdyby było inaczej – stanąłby przed sądem bez wahania. Tymczasem swoim zachowaniem wystawia najgorszą możliwą ocenę własnym reformom wymiaru sprawiedliwości.
Dziś patrzy na świat przez pryzmat metod i narzędzi, które sam stworzył i których sam używał. Na dodatek mierzy Żurka
własną miarą. Uważa, że obecny minister będzie taki jak on – mściwy, bezwzględny, wyposażony w supermoce. Bo sam taki był.
To nie dramat jednego człowieka. To diagnoza państwa, które przez lata uczyło się pogardy wobec słabszych, chorych, aresztowanych. Państwa, które wolało mieć władzę zamiast sprawiedliwości.
I dziś, kiedy tamten system się sypie, jego twórca ucieka przed własnym lustrem i własnymi metodami.
Ciekawi mnie, co na to Sasin? Mam pytanie do Pana Jacka Sasina i PiS:
Niewinny?
#kazaniepolityczne nr 29.
—————————–
Fakt, że Zbigniew Ziobro nie wraca z Węgier, mówi więcej niż tysiąc konferencji prasowych. To nie tylko ucieczka od polityki czy opozycji – to ucieczka od własnego systemu. Bo kto, jak nie on, najlepiej wie, jak skonstruował…— Mariusz Gierej (@MariuszGierej) November 9, 2025
Tekst pierwotnie opublikowano na platformie X. W Magazynie Opinii Pressmania.pl opublikowano za zgodą autora.
Autor: Mariusz Gierej
Dziennikarz, publicysta i rzecznik prasowy. Autor licznych komentarzy i analiz dotyczących polityki, gospodarki oraz życia publicznego. Prowadzi blog na portalu mpolska24.pl, gdzie publikuje wywiady i autorskie teksty publicystyczne.
Zostaw komentarz