Nawrocki chciałby mieć uprawnienia Trumpa, ale polski garnitur prezydencki jest skrojony dosyć ciasno. Prezydent RP, zgodnie z konstytucją, jak brytyjski król, panuje nie rządzi.

Są dwie możliwości, albo Nawrocki nie przeczytał konstytucji, zwłaszcza art. piątego o swoich prerogatywach albo przeczytał i bezczelnie je narusza.

Obie źle o nim świadczą.

Jednak rozumiem o co mu chodzi.

O to mianowicie by być zauważonym przez rządzącą koalicję.
Więcej, upieprzać jej życie bo żywi tak wielką niechęć do Tuska, że głównym celem jego prezydentury, przez dwa lata, może być walka z rządem oraz jego obalenie.

Lista chciejstw Nawrockiego, wykraczających poza prezydenckie kompetencje jest długa.

A to decydowanie o nominacjach ambasadorskich, konsultowanie z nim rządowych przedłożeń, prowadzenie polityki zagranicznej i obronnej.
Na razie.

Nie wiadomo co jeszcze mu do głowy przyjdzie.

Owszem, prezydent ma prawo weta.
I rozumiem, że chcąc być w zgodzie ze swymi poglądami i programem wyborczym, wetuje te projekty ustaw, które stoją z nimi w sprzeczności.
Tylko naiwny by oczekiwał, że będzie „długopisem” rządu.

Rozumiem także, że chce systemu prezydenckiego, ale chcenie to nie prawne i polityczne realia.

Mamy system parlamentarno-gabinetowy i kropka.

Dopóki nie zostanie ewentualnie przejęta nowa konstytucja, z takim zapisem, dopóty ma przestrzegać obecnej.

I łaski nikomu nie robi bo stoi na straży konstytucji.
Tak przynajmniej zapisano w ustawie zasadniczej.

Ma też szczęście, że autorzy obecnej konstytucji nie zapisali w niej możliwości impeachmentu za jej łamanie.
Szkoda.

Bo gdyby był, mógłby rychło pożegnać się z posadą.

Trump już to przerabiał.