Pochodzili z Chocenia. Rodzina mieszkała tam od pokoleń. Nic nie zapowiadało tragedii, jaka miała się wydarzyć. Mężczyźni zbierali się po domach, by pewnej nocy odejść w las. Mieszkańcy doskonale wiedzieli, dokąd idą i po co. Ideologia okazała się silniejsza niż więzy rodzinne.

Na wieś nałożono kontyngent. Ktoś musiał wyżywić „tych z lasu”. Co rusz przychodzili, by zabrać kogoś do sotni. Ojciec rodziny odszedł dobrowolnie i od tamtej pory nikt go już nie widział. Zostawił żonę i trzy córki. Najstarsza miała warkocze koloru dojrzałej pszenicy — grube, lśniące, w słońcu przypominające złote nici. Z okolic dochodziły straszne wieści. Sąsiad bał się sąsiada.

Pewnej nocy siłą wtargnęli do wsi. Zabrali najstarszą córkę. Matka krzyczała, błagała, ale nikt nie reagował. Sąsiedzi stali w cieniu, bo wiedzieli, że lepiej nie patrzeć.

Kilka dni później matka znalazła na progu przesyłkę. Papier był brudny, nasiąknięty krwią. W środku — obcięte, zakrwawione warkocze córki. Obok kartka, napisana ołówkiem: „Za zdradę”. Przytuliła je do siebie. Od tej chwili warkocze stały się jej relikwią.

Potem przyszła operacja „Wisła”. Zabrała warkocze ze sobą, przechowywała je w pudełku. Nocami dotykała ich w milczeniu. Kiedy poczuła, że odchodzi, powiedziała, że warkocze mają pójść z nią do grobu. Spełniono jej wolę. Na tablicy nagrobnej wyryto dwa imiona. Długo zastanawiano się, jaką datę śmierci wpisać córce. Ktoś wtedy szepnął: „Kiedy ją zabierali, już umarła”.

UPA mordowało także własnych rodaków — tych, którzy sprzeciwiali się brutalnej ideologii, odmawiali służby w sotniach albo próbowali ratować sąsiadów. Strach i śmierć nie wybierały narodowości. Wszyscy byli ofiarami tej samej machiny przemocy.

Pamięć o tamtych dniach przetrwała. Przekazywana w urwanych zdaniach — żyje do dziś.

Historia tych ziem nigdy nie była prosta. Wśród potomków wysiedlonych rozmawiam z ludźmi o zupełnie różnych wspomnieniach. Jedni niosą w sobie ból przodków zamordowanych przez własnych rodaków. Inni pamiętają wysiedlenie jako jedyne zło, jakie ich dotknęło. Znam jednych i drugich. Z każdym staram się odnaleźć wspólny dialog.

W archiwach zachowały się raporty UPA; w jednym z nich zapisano, że opornych wieszano tak, że aż drzewa trzeszczały. To okrutne świadectwo, ale też przypomnienie, że wielu żyje dziś tylko dlatego, iż ich przodkowie przeżyli — czasem dosłownie dlatego, że nie zdążono wykonać na nich wyroku.

Dlatego nie da się sprowadzić historii do prostych haseł, porównań i wzajemnych oskarżeń w rodzaju:
„Polacy nie byli lepsi”, „Wojsko też zabijało”, „A gdzie Zawadka, Terka, Pawłykoma?”.
To tylko część komentarzy, które pojawiają się pod moimi postami — i te jeszcze należą do najłagodniejszych.

Tragedii ludzi nie wolno używać jako argumentu ani zasłony. Niczego nie da się wymazać, ale niczego też nie wolno upraszczać.

By zrozumieć tamte wydarzenia, trzeba spojrzeć na nie w całości — na cierpienie ofiar, na strach i milczenie ocalałych.

Dopiero wtedy możemy mówić o przeszłości bez gniewu.
Z szacunkiem dla każdego ludzkiego losu.
I dopiero wtedy zdanie:

,,Nie o zemstę, a pamięć wołają ofiary” nabiera swojego prawdziwego znaczenia.

Spalona wies po wysiedleniu przez odział UPA. https://old.archives.gov.ua/Sections/VISLA/

Autor: Jędruś Ciupaga