Coraz częściej, także w Polsce, 31 października dzieci i dorośli przebierają się za duchy, zombie, czarownice, wampiry i inne postacie rodem z horrorów. Mówią: „to tylko zabawa”, „nie ma w tym nic złego”, „dzieci mają frajdę”. Jednak każde „tylko” w odniesieniu do zła jest niebezpieczne. Bo zło nigdy nie wchodzi od razu z hukiem. Zaczyna się od czegoś „niewinnego”: od rozrywki, ciekawości, odrobiny ekscytacji. Tak właśnie działa pokusa: ukazuje ciemność w świetle lampionu.
Halloween, nawet w formie „cukierek albo psikus”, nie jest tylko zabawą. To rytuał o duchowym rodowodzie. Święto śmierci, duchów i kontaktu z zaświatami, którego korzenie sięgają pogańskich obrzędów celtyckich, a w swej nowoczesnej formie zachowuje symbolikę otwierania się na świat duchów, w tym demonów.
Czy katolik może świadomie wchodzić w przestrzeń, w której celebruje się śmierć i strach, ciemność i demoniczną rzeczywistość?
Halloween nie jest neutralne. Jego symbole – dynie, duchy, wampiry, czarownice – nie są przypadkowe. W świecie duchowym symbole mają znaczenie. Używane nieświadomie, mogą otwierać serce na rzeczywistość, której nie rozumiemy i której nie kontrolujemy. Święty Paweł pisał: „Nie możecie pić kielicha Pana i kielicha demonów; nie możecie zasiadać przy stole Pana i przy stole demonów” (1 Kor 10,21). Halloween to nie jest kielich Pana. To raczej karykatura duchowości – odwrócenie tego, co święte. W miejscu światła pojawia się mrok, w miejscu życia – śmierć, w miejscu radości zbawienia – strach i makabra.
Dziecko, które uczy się cieszyć z tego, co straszne, i przebiera się za ducha lub czarownicę, nieświadomie oswaja się z symboliką śmierci, przemocy i zła. A serce człowieka, szczególnie dziecka, jest delikatne i łatwo przyjmuje to, co powtarzane i wzmocnione emocjami.
Niektórzy twierdzą, że nie ma w tym nic złego, bo „przecież nikt nie wzywa demonów”. Ale to argument podobny do tego, jakby ktoś mówił: „Bawię się w okultyzm, ale nie wierzę w niego”. Zło nie potrzebuje twojej wiary, żeby działać. Potrzebuje twojego przyzwolenia.
Gdy człowiek zaczyna igrać z ciemnością, nawet w formie żartu, przekracza granicę duchowej czujności. Halloween jest właśnie takim igraniem: śmiechem z rzeczy ostatecznych, drwiną ze śmierci i potępienia, karykaturą świata duchowego. W ten sposób współczesna kultura próbuje zbanalizować realność zła, sprowadzić demony do kategorii maski na twarzy dziecka, a grzech do rozrywki. To jest największe zwycięstwo szatana: kiedy człowiek zaczyna się z niego śmiać i uważa go za bajkę.
Halloween obchodzone jest 31 października – dokładnie w przeddzień Uroczystości Wszystkich Świętych, kiedy wpatrujemy się w tych, którzy już cieszą się niebiem. Dzień później wspominamy Wszystkich Wiernych Zmarłych, modląc się za tych, którzy jeszcze oczekują oczyszczenia w czyśćcu. To dwa dni, które mają przypominać o triumfie życia nad śmiercią, dobra nad złem, światła nad ciemnością. A jednak kultura zachodu odwraca sukcesywnie sens tej daty: zamiast świętować zwycięstwo świętych, coraz bardziej zachęca, aby świętować potwory. Zamiast światła – mrok. Zamiast modlitwy – maskaradę. To nie jest przypadek. To duchowa parodia świętości.
Z pozoru niewinna zabawa „trick or treat” („cukierek albo psikus”) uczy dzieci, że świat jest miejscem, gdzie strach, groźba i przebranie stają się sposobem na osiągnięcia przyjemności czy sukcesu. Nie ma w tym ducha Ewangelii, która mówi: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12,21). Zabawa w straszenie, w żądanie słodyczy pod groźbą „psikusa”, jest odwrotnością tego, co powinno kształtować dziecięce serce: wdzięczności, zaufania, pokoju. A gdy takie zwyczaje utrwalają się w kulturze, człowiek coraz mniej rozróżnia między żartem a duchową rzeczywistością. Wtedy mrok przenika do wnętrza przez śmiech.
Zamiast odcinać się od zabawy, warto nadać jej inny, prawdziwy sens. W wielu parafiach i wspólnotach organizowane są Bale Wszystkich Świętych – radosne, pełne światła spotkania, podczas których dzieci przebierają się nie za duchy i wampiry, lecz za swoich patronów i świętych. To nie tylko alternatywa, ale świadectwo, że chrześcijanie wybierają światło, a nie ciemność. To okazja, by pokazać dzieciom, że świętość jest radosna, piękna i możliwa, a radość z życia w łasce jest większa niż dreszczyk grozy.
Nie chodzi o potępienie ludzi, którzy z niewiedzy uczestniczą w Halloween. Chodzi o świadomość duchową. Chrześcijanin powinien być czujny, rozeznawać duchy, a nie ślepo ulegać modom. Jeśli ktoś mówi: „To tylko tradycja”, warto zapytać: jaka tradycja? Czyja? Czy przynosi błogosławieństwo, czy zamęt duchowy? Św. Paweł zachęca: „Badajcie wszystko, a co szlachetne – zachowujcie. Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła” (1 Tes 5,21-22). Halloween ma nie tylko pozór zła. Ono czyni zło atrakcyjnym. A chrześcijanin nie może pozwolić, by ciemność stawała się zabawą.
Święci nie bali się śmierci, bo znali Tego, który ją pokonał. Halloween straszy śmiercią, chrześcijaństwo ogłasza zmartwychwstanie. Halloween karmi się mrokiem, Ewangelia przynosi światło i życie. Dlatego, kiedy inni świętują grozę, my mamy świętować świętość. Bo światło Chrystusa nie potrzebuje masek.
Niech 31 października będzie dla nas dniem świadectwa, nie kompromisu. Niech stanie się wieczorem modlitwy, wdzięczności i czuwania – przedsionkiem radości Wszystkich Świętych. Kto wybiera światło, ten nie boi się ciemności.
 Autor: ks. dr Tomasz Białoń
Autor: ks. dr Tomasz Białoń
Polski duchowny rzymskokatolicki, doktor nauk teologicznych. Urodzony 22 września 1991 r. w Rabce Zdroju, pochodzi z Zaskala. Jest absolwentem Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. W 2010 roku wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego Archidiecezji Krakowskiej. Święcenia kapłańskie przyjął w 2016 roku. Odbył studia doktoranckie na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie (specjalność biblijna), które zwieńczył w 2022 r. obroną rozprawy doktorskiej pt. „Wierzyć w Chrystusa i cierpieć dla Niego według Listu do Filipian”.
 
			
											
				 
					 
		 
									 
							 
	 
	 
	 
	 
	
Zostaw komentarz