Pracownicy pytają mnie, czy zamierzamy coś z tym wszystkim zrobić.
– Z czym? – pytam.
– Z postępującą pauperyzacją naszego środowiska naukowego. Realne pensje w porównaniu do 2018 roku spadły w szkolnictwie wyższym o 16% – pokrzykuje jeden przez drugiego.
– Spalmy ministerstwo albo chociaż kilka opon przed jego budynkiem – krzyknął nowomianowany profesor uczelni ubierający się zawsze na zielono-brązowo.
– Nabijmy na pal ministra – zawołał jeden z adiunktów zatrudnionych na zastępstwo.
– Spokojnie drodzy państwo – starałem się uspokoić nastroje i zapanować nad ogólnym, niezdrowym moim zdaniem, poruszeniem. – Jak mniej płacą to wystarczy o tyle samo mniej jeść i konsumować. – tłumaczyłem.
– Ale to upokarzające, co pan dyrektor mówi. – powiedział profesor zwyczajny.
– Jakby nam pan właśnie splunął w twarz – wrzasnął ośmielony wypowiedzią profesora adiunkt z krótkim stażem w instytucie.
– Ta nasza postępująca pauperyzacja może być dla nas błogosławieństwem – powiedziałem. Oczyści nas z niepotrzebnego konsumeryzmu, rozrzutności i pozwoli nam spojrzeć na siebie innymi oczami. To bardzo dobrze, że biedniejemy. Z doświadczenia biedy przez ludzi inteligentnych rodzą się rzeczy fenomenalne. Nie jestem jednak przekonany, przepraszam – nie chcę nikogo urazić, że wszyscy tutaj jesteśmy inteligentni. – powiedziałem.
– Dupa nie dyrektor, ktoś krzyknął z ciemnego kąta.
– Dupa, powiadasz pan, anonimowy krzykaczu z ciemnego kąta. Dupa. – To nawet mi schlebia – zaśmiałem się. Inny dyrektor kazał by za coś takiego ściąć głowy tępym nożem co drugiemu pracownikowi. Ale ja pochodzę z Cieszyna, gdzie ludzie mają duży dystans do siebie i spraw rozlicznych.
– Czyli nie będzie podwyżek? – zapytała pracownica z długim stażem i krótkimi włosami. Wyraźnie spocona i zdenerwowana.
– Nie będzie podwyżek, będą obniżki, redukcje pensji. No trudno – skwitowałem.
– Redukcje? – zawołali zgodnie pracownicy.
– Owszem. Tak jak powiedziałem, życie w biedzie może być umoralniające. Wielu z was z tego skorzysta, a jak ktoś padnie z głodu to znaczy, że był niezaradny, mało inteligentny. Ale żeby była jasność, pierwszeństwo w dostępie do koszy na śmieci na Młocinach mają: dziekani, prodziekani, dyrektorzy i wicedyrektorzy. Jak się najedzą, wtedy reszta może sobie bez ograniczeń grasować po śmietnikach. – powiedziałem nie widząc po stronie pracowników większego entuzjazmu.
– To nie będziemy w ogóle protestować? – Zapytał szczupły prawnik z długoletnim stażem? – Nawet nie zakrzykniemy „precz”, choćby raz byle doniośle? – dodał.
– Krzycz sobie pan swoje „precz” przed lustrem w trakcie golenia. Ja tu żadnych rewolucji nie chcę i sobie nie życzę. Każdy przejaw ruchów rewolucyjnych będę osobiście zwalczał. Rewolucje niczego dobrego ludzkości nie przyniosły. No może przemysłowa, to tak.
– Przecież my już nie mamy na jedzenie i czynsz – zaszlochała pracownica, która niedawno zrobiła doktorat.
– To trzeba mniej jeść, zmienić dietę i skurczyć mieszkania – wtedy wystarczy, odpowiedziałem na tę niepotrzebną zaczepkę.
– Gdybyśmy mieli innego dyrektora, inaczej ta rozmowa by się toczyła, z większym szacunkiem dla praw pracowniczych – powiedział człowiek z ciemnego kąta nakrywając głowę kapturem.
– Bardzo proszę, wybierzcie sobie nowego dyrektora, jeśli chcecie i zdołacie do tego przekonać rektora, ale pamiętajcie o jednym. Żaden z moich poprzedników nie patrzył przez palce na wasze niedoskonałości i błędy, żaden nie rozgrzeszał was z ewidentnego nieróbstwa, lawiranctwa i tumiwisizmu. Znam ja was doskonale – pozorantów, wewnętrznych emigrantów, celebrytów. Chcecie wiele, ale dajecie mało.
– Czyli jak będzie – zapytał pracownik, który przed chwilą dołączył do spotkania.
– Będzie jak było i jak ma być – odpowiedziałem teatralnie trzaskając drzwiami.
Fot. Pixabay.com
Zostaw komentarz