PSL to nie partia. To porost. Narasta, oblepia, płoży się po gminach i powiatach jak mech na starym dachu. W Polsce rządy się zmieniają, rewolucje przychodzą i odchodzą, a oni siedzą, patrzą, żują wyborcze siano i mruczą: „A po co zmieniać, jak jest ciepło?”. I dopóki nie wysuszymy tego bagna, nic się tu nie ruszy — poza stołkami w GOK-u.

PSL jak ZSL — polityczny kompostownik historii

W PRL było ZSL — grzeczny chłop pański od PZPR. Po ’89 zrobiło psssyt! i już PSL — „ludowe”, „tradycyjne”, niby nowe, ale jak meblościanka z czasów Gierka: wciąż stoi, bo komu się chce wyrzucać?

Tej formacji nie da się zniszczyć, bo ona nie walczy. Ona gnieździ się.
Jest politycznym grzybem:
– nie błyszczy,
– nie krzyczy,
– ale jak wlezie w drewno, to możesz się pożegnać ze strukturą.

Wieś wie swoje — a PSL wie, gdzie wlać dodatki paszowe

PSL żyje nie z idei, tylko z nawadniania elektoratu dopłatami.

Rolnik w Polsce stał się czymś między świętą krową a świętym Mikołajem — nie wolno zapytać, czy potrzebuje, bo to już zamach na tradycję.

PSL od lat sprzedaje tę samą bajkę:
„Chłop musi mieć godność”.
A w politycznym tłumaczeniu:
„Daj dopłaty i nie pytaj”.

I wszyscy dają.
Lewica da.
Centrum da.
Prawica? Da razy dwa — na wszelki wypadek.

Powiatowa wieczność

W Polsce posłowie latają jak wróble po burzy, ministrowie zmieniają się jak tapety w modnym lofcie, ale w powiecie?

Tam jest sen krzyżackiej kadencji.

Wójt? Piąta, szósta, ósma kadencja.
Starosta? Zmienił się trzy razy — na swojego syna, szwagra i ulubionego radnego.

Polska w skrócie:
Warszawa się przepycha,
a powiat wyciąga termos i kanapki — bo po co się spieszyć?

Kler i koryto — duet ponadczasowy

PSL to religia ziemi. A każda religia potrzebuje kapłana.
Tu kapłan mówi: „Kto jest za wójtem, ręka do góry!”.
A lud: „Amen”.

I tak trwa symbioza:
proboszcz błogosławi, wójt funduje, Gmina kwitnie… w sensie kwitnie na papierze, jak projekt „Remont chodnika faza IV: od figury do sklepu”.

Plan naprawczy? Prosty jak drut od ogrodzenia

Nie trzeba nikogo „obalać”.
Wystarczy zrobić im pranie na 90°C:

Dwie kadencje maks — jak ktoś się nie wyrobi w 10 lat, to gospodarka wodno-ściekowa go przerosła.

Jawność rodzinna — chcesz stołek? OK. Pokaż drzewo genealogiczne, niech mieszkańcy wiedzą, kogo będziesz zatrudniał.

Egzamin dla kandydatów na wójta — z prawa, budżetu i… obsługi Excela.

Budżet obywatelski min. 25% — jeśli mieszkańcy chcą plac zabaw w kształcie świni, niech mają.

Państwowe anty-gminne SWAT — mobilne kontrole anty-szwagrostwa.

Niech wójt się spoci.
Niech szwagier zacznie pisać CV.
Niech proboszcz zobaczy, że polityczna msza jest passé.

Wiatr zmian

Państwo polskie nie upadnie od zamieszek w Warszawie.
Upadnie od wietrzenia bochenków w powiatowych gabinetach, gdzie praca polega na kiwaniu głową i czekaniu na dopłaty.

Chcesz prawdziwej zmiany?
Nie patrz na sejm.
Patrz na gminę.

Bo dopóki w Polsce rządzi System Szwagra Ludowego,
dopóty będziemy modernizować kraj tak, jak remontuje się świetlicę wiejską:

– plakat, przecięcie wstęgi, a w środku ta sama tapeta i ten sam czajnik z 1982.