Często klient przychodzi do mnie zapytać o te kamerke, te o, co tam na półce stoi. Jako psycholog z wykształcenia, sprzedawca bez zamiłowania, ale też człowiek starający się żyć i pracować uczciwie nabieram wtedy powietrza w płuca i wyjaśniam, że to czy ta kamerka stoi na tej półce i wygląda tak samo jak ta co ją klient widział na allegro – nie ma znaczenia. Liczy się to, co w obudowie i tu zaczynają się schody – różne typy transmisji danych, różne rozdzielczości, światło obiektywu, jego ogniskowa, metoda regulacji, korekcji, rozpoznawania obiektów, doświetlenie w ciemności. I zadaję po tej tyradce szybko pytanie-klucz – do czego Pan, Pani tej kamery potrzebuje.
I zazwyczaj dostaję podobną odpowiedź, a Panie żeby ja tak mniej więcej widział co się dzieje. Wtedy wiem, że może chodzić o kamerę analogową wysokiej rozdzielczości, że można wybrać sprzęt bez specjalnie wyśrubowanych parametrów. Bo tak, żeby ogólnie coś widzieć co się dzieje nic szczególnego nie jest potrzebne.
Zdaje się, że szczególnego takie kamery, zapewne kupione w przetargu, gdzie decydującym czynnikiem była cena zainstalowano na niewielkim skwerze, ze stawem po środku na tyłach centrum handlowego w Krzemieńczuku. Na ich nagraniach widać zarysy ludzkich sylwetek, nie dałoby się rozpoznać twarzy. Kto wie, może to nawet nie są kamery technologii Turbo HD, może to jakieś muzealne egzemplarze w których rozdzielczość mierzyło się w setkach tzw. linii telewizyjnych a nie megapikselach? Facet biegnie, obok idzie kobieta, w pierwszej chwili myślisz, że idą razem ona w sukience i tenisówkach, on na sportowo, chyba trzyma butelkę. Te tenisówki mnie zmyliły, oboje mają białe tenisówki. Wiadomo kiedy następuje eksplozja, ten moment widać w oku kamery pośrednio, poprzez zachwianie pola widzenia i nagły deszcz latających części w powietrzu, pewnie blacha z dachu centrum, ostra jak brzytwa, w strzępach. I tych dwoje w sekundę rozdziela swoje ścieżki. Facet w panice skacze przez barierkę do stawu a dziewczyna biegnie z całych sił alejką byle dalej od miejsca eksplozji. Na innym ujęciu starszy, łysiejący mężczyzna trzyma pod pachy chłopca, na oko kilkuletniego. Ma niemodne spodnie w kant i biegnie kilkanaście metrów, odwraca się w stronę nieba, musiał zobaczyć coś niepokojącego, sprawdza czy dobrze biegnie, czy wystarczy tyle i wtedy następuje eksplozja. Mężczyzna wciąga chłopca za grube drzewo na pierwszym planie, odłamki przelatują naokoło nich, od stawu biegnie kobieta z dwójką dzieci.
Chociaż wojskowi mówią, że jeżeli słyszysz pocisk koło ucha, to możesz być pewien, że to już nie dla ciebie, pocisk leci szybciej od dźwięku, zatem kiedy to będzie ten twój – nie zdążysz go usłyszeć. Ale czy tak samo jest z pociskiem rakietowym? Bombą? Babcia Jadzia mówiła, że kiedy leżała na trawie pierwszego dnia wojny i patrzyła w niebo na niemieckie samoloty, to wydawało jej się, że każda bomba leci na nią. Mówiła, że nie widziała sensu się kryć, uciekać, była przekonana, że zginie. Chociaż żyć się chce, wiadomo.
Nic nie poradzę, że kiedy widzę tego mężczyznę, to niemal fizycznie czuję pod pachą ciężar mojego synka, który waży już ponad dwadzieścia kilo. Pieprzona wyobraźnia uruchamia serie obrazów, które próbują mnie samemu opowiedzieć to, co jest nie do opowiedzenia.
Kolejne ujęcie z kamery CCTV – nastolatek, albo nastolatka – natychmiast po wybuchu pada na trawę, jakby jego, ją szkolono, nogami w stronę eksplozji. Kolejne ujęcie i kolejne. Była godzina 15:51, 27 czerwca 2022 roku.
Minęło półtorej doby, wiadomo już że zginęło co najmniej 20 osób. Wiadomo, że w centrum handlowe uderzyły dwa pociski typu Ch-22. To te wyskrobki z orczych magazynów, skonstruowane po to, żeby przenieść taktyczną głowicę jądrową w centrum grupy bojowej amerykańskiego lotniskowca i zniszczyć wszystko. Do tego nie domagano się wielkiej celności. W centrum handlowe w Krzemieńczuku uderzyły dwa takie pociski, z głowicami wypełnionymi zwykłym ładunkiem wybuchowym. Dlatego ludzie widoczni na nagraniach z kamer przeżyli. Ale nie można mówić o przypadku. Na jednym z ostatnich ujęć widać przez ułamek sekundy pocisk Ch-22, widać że ma pochylony nos, leci w płaskim nurkowaniu, dokładnie w budynek.
Mówi się, że to zemsta za celne ostrzały licznych składów amunicji i sprzętu na zapleczu frontu w Donbasie, mówi się, że to swoista przygrywka do szczytu NATO, do spotkania grupy G-7, chociaż konia z rzędem temu, kto powie jaki w takim razie za tym stoi wyrafinowany komunikat i jaka nadzieja na jego skuteczność? Czy ktoś umie przetłumaczyć trafienie dwoma pociskami manewrującymi nie w baterię haubic, nie w miejsce postoju sztabu, nie w kolumnę czołgów, skład amunicji, ale w pawilon handlowy przy miejskim stawie? Jak to przełożyć na ludzki?
„Będę zabijał wasze dzieci, kobiety i starców, jeżeli nie zaprzestaniecie oporu”? Serio? To ma osłabić wolę oporu? „Nie umiem bić się z tobą na pięści, to pobiję twoją córkę, matkę, babcię, dziadka”?
Latem 1995 roku wojna na terenach byłej Jugosławii trwała już trzeci rok. Miałem 21 lat, studiowałem psychologię w Krakowie, zaczynałem pisać wiersze. Widziałem w telewizji, słyszałem w radio, czytałem w gazetach o kolejnych miastach – Vukovar, Sarajewo, Tuzla, Srebrenica. To już było po tym kiedy serbski pocisk moździerzowy trafił w osłonięte ze wszystkich stron podwórko w oblężonym Sarajewie i pozabijał dzieci na placu zabaw. Dzieci było zaledwie kilkoro, nie umiem teraz znaleźć daty dziennej tego zdarzenia. Pisał o tym Konstanty Gebert, że ktoś musiał nieźle pomyśleć, bo trafić dokładnie w środek podwórka osłoniętego ze wszystkich stron budynkami – nie było tak łatwo. Serbowie nie mieli dronów, laserowo korygowanej amunicji, to był zwykły pocisk moździerzowy, mina jak to się mówiło w czasie pierwszej wojny światowej. Wiadomo było, że to jedno z nielicznych podwórek, które rodzice uznawali za względnie bezpieczne. Tam dzieci z piwnic mogły chwilę się pobawić, nabrać rumieńców na huśtawce. Od strony rzemiosła artyleryjskiego – strzał był bardzo dobry. W sam środek placu zabaw.
Ale zdumiona i zmęczona Europa, przekonana, że zawsze trzeba rozmawiać świeżo co łyknęła zdjęcia holenderskich żołnierzy opuszczających bez wystrzału posterunki wokół Srebrenicy (tak, wtedy przestałem być pacyfistą o ile kiedykolwiek byłem). Musiało się wydarzyć coś jeszcze. I 28 sierpnia 1995 roku pięć moździerzowych pocisków trafiło w targowisko Markale w Sarajewie. To nie był pierwszy raz. Markale było ostrzeliwane wiele razy, ale tym razem cztery z pięciu pocisków eksplodowały i zabiły naraz 37 osób. Po tej masakrze ruszyła operacja „Deliberate Force”, na pewno przygotowywana wiele miesięcy wcześniej jako coraz bardziej prawdopodobna opcja. Jedno drugiego nie wyklucza. Masakra na Markale była ta słomką, której już wielbłąd nie chciał unieść. Masakra kilkorga dzieci na placu zabaw wiele miesięcy wcześniej takim niedającym się unieść ciężarem nie była, podobnie jak masakra w Srebrenicy. Dlaczego? Jakie warunki muszą być spełnione by tak zwana społeczność międzynarodowa powiedziała no pasaran? Dlaczego zbrodniarzom takim jak Asad ta sama społeczność pozwala na przekraczanie czerwonych linii a innym jednak mówi stop?
Nie wiem tego, ale na moje wyczucie – nie sądzę by masakra w Krzemieńczuku była zwrotem akcji, tak samo jak rzeź na dworcu w Kramatorsku – także nie zmieniła biegu tej wojny. Chociaż mogę się mylić. Gdybym wiedział więcej, może byłbym prorokiem, a nie psychologiem sprzedającym kamery w hurtowni na wrocławskim Nadodrzu, pytającym przez wszystkie lata opatrzności bożej po kiego grzyba mnie wepchnęła w te dziwną rolę.
Dzisiaj jest 29 czerwca 2022 roku. Trochę już rozumiem zamiary opatrzności, która bywa zwykłą opacznością losu. Jestem w hurtowni kamer i dzięki temu tu i tam mogę coś załatwić w ramach społecznej logistyki dla braci odpierających hordy orków. Niewiele tego i często z rozczarowującymi wynikami, ale coś to jest coś a nie nic. Zdanie, którego sens odmieniam od już niemal rok w każdą stronę. Muszę to robić, by trwać i nie oszaleć. Robienie rzeczy – leczy. Na przykład głowę.
Tymczasem –
The illegal and unprovoked invasion of Ukraine is continuing.
Mówi się, że wojna może trwać długo, dużo dłużej niż ktokolwiek sądził. I to bez wyraźnych markerów tego kto wygrywa, kto przegrywa. Tak to jest na wojnie. Dopóki się nie skończy nie jest łatwo ocenić. A fortuna bywa przewrotna. Manewry stron bywają niejasne, nawet w dobie internetu i rejestrujących wszystko kamer monitoringu. Nie jestem naiwny, by sądzić, że masakra w Krzemieńczuku wykonana w typowym stylu bandytów z mordoru zmieniła gwałtownie przebieg wydarzeń, chociaż na pewno genialny strateg z kremla, władzimir bandziorowicz przypomniał wszystkim wątpiącym – z kim się ma do czynienia. Oto natchnienie zbrodniarzy i tyranów, protektor gwałcicieli i dzieciobójcy, szatańska menda, co w ornat się ubrała i ogonem na liturgię dzwoni, wychowawca orków, opiekun morderców, alfons własnego narodu.
Czy to bardzo zmieni nastawienie światowych polityków? Nie wiem. Wydaje się, że role zostały rozdane i aktorzy zapamiętale je grają, plinują, żeby z tych ról nie wypaść. Tutaj zatem niewiele się zmieni.
Ale może wszystkim to czytającym, Wam, przypomni się jeszcze raz, tak jak i pmnie – o co się toczy ta wojna, na której jesteśmy. Jesteśmy na razie przez litery, klawiatury, ekrany – prawda – ale jesteśmy na niej.
Nikt z nikim nie negocjuje. Tu się strzela do przypadkowych ludzi w centrum handlowym. Bo tak rzecze wampir z kremla. A on lubi krew. On jej potrzebuje. Bez niej jego władza słabnie, jego postać traci moc, wygląda jak zwykłe, niedołężniejące w postępie geometrycznym chujło.
Dlatego -za Krzemieńczuk – wrzucam linki do kilku zbiórek, w tym jedną nową TUTAJ na polskiego „Bayraktara” dla braci i sióstr w Ukrainie. TB-2 nie wyśledzi czy tym bardziej nie zestrzeli bombowców przenoszących kolejne archaiczne pociski Ch-22. Nie poleci nad kreml z prezentem dla wołodi ciulowicza. Tak, to prawda, ale przyda się artylerzystom, żeby dokładnie trafiać w kolejne składy amunicji wokół Donbasu. Może nawet trafiać z naszych „Krabów”. O tyle mniej orczych pocisków będzie trafiać w domy, przedszkola, szkoły, szpitale, domy starców. Nie ma innego wyjścia.
Jeżeli będziecie się zastanawiali czy stać was na tą wdowią złotówkę na Bayraktara dla Ukrainy – obejrzyjcie sobie jeszcze raz film z Krzemieńczuka, wrzucam link tez do komentarzy.
Walka trwa, losy się ważą,
Сла́ва Украї́ні!
Jak zawsze dziękuję za wszelkie udostępnienia owoców mojej pracy, wszelkie lajki, komentarze taktyczne. Te posty kosztują mnie rzeczywiście trochę pracy.
Gdyby ktoś chciał postawić mi kawę w zamian za wykonaną robotę – link tutaj.
Trzymajcie się!
Trwa nadal zbiórka na batalion medyczny Госпітальєри Госпитальеры Hospitallers. To czysty konkret. 80% rannych przeżywa dzięki dobrej organizacji ewakuacji i opieki medycznej pola walki w armii ukraińskiej. Takich wyników tamta strona nie ma i nie będzie miała. A naszym trzeba pomagać. Link TUTAJ.
Autor: Radosław Wiśniewski Polski dziennikarz, poeta, ur.1974 – pisze wiersze, publicystykę, prozę, krytykę. Autor kilku książek z wierszami, jednej eseistycznej, jednej prozatorskiej i jednej popularno-historycznej. Tłumaczony na niemiecki, angielski, hiszpański, ukraiński, fiński oraz węgierski. Jest współzałożycielem Stowarzyszenia Żywych Poetów z Brzegu, byłym redaktorem naczelnym ex-kwartalnika „Red.”, wieloletnim współpracownikiem „Odry”.
Więcej na Facebook’u: https://www.facebook.com/autorautor74
Zostaw komentarz