W Mołdawii zdecydowane zwycięstwo sił prozachodnich oznacza de facto kolejną porażkę Moskwy odniesioną w w związku ze „spec-operacją”. Wojna na Ukrainie miała być argumentem promującym promoskiewskie „partie pokoju i współpracy” a stała się mobilizatorem dla tych, którzy Rosji się obawiają. Wyniki są dla rządzących bowiem lepsze niż wszystkie przewidywania jakie wcześniej widziałem.
Ciekawostką jest zaistnienie w parlamencie mołdawskim nowej siły, partii promującej zjednoczenie tego kraju z Rumunią. Z polskiej perspektywy geopolitycznej powtórne zjednoczenie tych dwóch państw, stanowiących jeden naród i mówiących w jednym języku, jest bardzo pożądane. Dzisiejsza Republika Mołdawii jest bowiem sztucznym tworem rosyjsko-sowieckiego imperializmu XIX i XX wieku.
Zagarniając ziemie podporządkowane Imperium Ottomanów carska Rosja zajęła w 1812 r. wschodnią część Mołdawii, tworząc sztuczny twór tzw. Besarabii. Nigdy wcześniej Besarabia „nie stanowiła oddzielnej jednostki terytorialnej, administracyjnej, czy etnicznej”. W czerwcu 1918 roku wojska rumuńskie zajęły wschodnią Mołdawię (czyli Besarabię, czyli dzisiejszą Republikę Mołdawii) i przyłączyły ją do swojego państwa. Procesy rusyfikacyjne zostały przerwane na ponad 20 lat.
Niestety, imperium rosyjskie, tym razem w swojej czerwonej, sowieckiej odsłonie, znów sięgnęło po Wschodnią Mołdawię w czasie II wojny światowej. Rumunia została okrojona z ziem na wschód od Prutu, na których utworzono sowiecką republikę związkową. Rosjanie zdawali sobie sprawę z tego, że wcześniej czy później w Mołdawii i Rumunii pojawią się tendencje zjednoczeniowe, dlatego po rozpadzie ZSRR w 1991 r. pozostawili w Mołdawii kontyngent swoich wojsk, którego obecność umożliwiła powstanie separatystycznej, rosyjskojęzycznej republiki – Nadniestrza.
Nadniestrze miało być i jest ropiejącym wrzodem na politycznej mapie Mołdawii, pozwalającym utrzymać rosyjskie wpływy w regionie i stanowiącym zaporę przed zjednoczeniem tego kraju z rumuńską macierzą. Przez większą część okresu niepodległości Mołdawii od 1991 roku było to zresztą realizowane w praktyce, bo państwem rządzili albo prorosyjscy komuniści albo prorosyjscy oligarchowie, utrwalając status tego kraju jako skorumpowanej i najbiedniejszej peryferii w Europie.
Mieszkańcy Mołdawii zaczęli masowo wyjeżdżać za pracą, co stało się jednym z katalizatorów zmian politycznych. Diaspora doświadczyła innego życia i zaczęła masowo odrzucać postsowiecką beznadzieję, marazm, korupcję. Wczorajsze wybory są tego potwierdzeniem, ponieważ siły pro-zachodnie wśród obywateli głosujących za granicami wygrały wręcz miażdżąco. Natomiast wspomniane zaistnienie w parlamencie partii pro-zjednoczeniowej z Rumunią jest de facto sukcesem jej patronów, rumuńskiej narodowo-konserwatywnej AUR i jej lidera George Simion, który niedawno o włos w II turze przegrał wybory prezydenckie.
Wybory dają więc nadzieję na to, że w przyszłości Mołdawia, sztucznie podzielona i konfliktowana z Rumunią przez Rosjan w ciągu ostatnich 200 lat, znów zostanie zjednoczona. Czego Rumunom po obydwu stronach Prutu należy życzyć, bo Polska potrzebuje na południowym wschodzie dużej, silnej Rumunii.
Jest to państwo o bardzo zbliżonych do nas interesach geopolitycznych, drugie największe po Polsce z państw UE na wschodzie i trzecie największe (po Polsce i Ukrainie) między Niemcami i Rosją, które powinno odgrywać w kalkulacjach nad Wisłą dużo większą niż dotychczas rolę.
Autor: Robert Winnicki
Polski polityk, w latach 2009–2013 prezes Młodzieży Wszechpolskiej, jeden z twórców oraz pierwszy prezes Ruchu Narodowego, poseł na Sejm RP VIII i IX kadencji.
Zostaw komentarz