Trudno sobie wyobrazić dla Polski i dla Ukrainy sojusz bardziej oczywisty i korzystny geopolitycznie niż polsko – ukraiński. Intermarium – Międzymorze. Bardzo przydałaby się tu też Litwa i Białoruś (ale oczywiście nie rządzona przez moskiewskiego namiestnika) – warto też pracować nad szeregiem szerszych sojuszy regionalnych.
Dopiero wtedy ta częśc Europy Środkowo Wschodniej mogłaby stanowić spójne i wystarczająco mocne, wschodnie „płuco” Europy. Tak by nie musiała ona gonić na zachodnim pół oddechu – zadyszce…
Ukraina wyjdzie z tej wojny poharatana, ale zwycięska, czyli niepodległa i odwojuje, być może nawet i całość, a przynajmniej znaczną większość zabranych terytoriów. Nie mam co do tego wątpliwości.
Nie tak dawno pewna zachodnia dyplomatka pytała mnie czemu jestem o tym przekonana:
„Ukraina musi odeprzeć zaborcę, bo po prostu NIE MA INNEGO WYJŚCIA” – odpowiedziałam
„Nie ma wyjścia?”.
„Bo walczy o życie. A my Polacy doskonale rozumiemy co to znaczy walczyć o życie”. Pani zrobiła okrągłe oczy i jako że jest dyplomatką nie narysowała sobie kółka na czole…
Oczywiście moją ogólną odpowiedż dałoby się podzielić na dziesiątki racjonalnych odpowiedzi szczegółowych, uwzgledniających sytuację wewnętrzną Rosji , sytuację miedzynarodową, stanowisko Chin, Ameryki, zdolności bojowe armii ukraińskiej i armii rosyjskiej itd, ale ostatecznie wszystko sprowadza się do rokowań ostrożnych – ale optymistycznych.
Ta wojna pokazała, że nawet przy osłabionym potencjale ludnościowym Ukraina wraz z Polską, to jednak znacząca waga . Podobnie w dziedzinie surowców naturalnych. Do tego ogromny potencjał w zakresie rolnictwa i co nie mało ważne, najprawdopodobniej za chwilę, najsilniejszy w Europie, potencjał militarny.
Jasne jest też, że żaden z tych krajów oddzielnie, zwłaszcza w tak trudnej sytuacji, ekonomicznej i politycznej, nie jest w stanie osiagnąć takiego znaczenia w naszej części świata, jak one oba razem, połączone bliską współpracą. Potencjał to jest potencjał. I nie chodzi tu tylko o odparcie wspólnego wroga. Chodzi też o ogromne możliwości wspólnego BUDOWANIA.
W Polsce czasów transformacji PKB zmalał o 30% , a jednak odbiliśmy się, całkiem sprawnie… Odbudowa Ukrainy będzie wielkim, gigantycznym wyzwaniem. Ale to jest do zrobienia…
Wiele bywa w dziedzinie polityki i geopolityki futurologicznych fantazji i katastroficznych wizji. Spotyka się ich, powiedziałabym, więcej niż trzeźwego rozumowania i prawdopodobnych scenariuszy. W związku z tym, w większości przypadków, futurologicznych rozważań nie traktuję zbyt poważnie.
W przypadku relacji Polski i jej wschodnich sąsiadów, z którymi nas i łączy i dzieli historia, sprawa bywa szczególnie delikatna, bo oni swoją młodą niepodległość, a już szczególne niepodległość krwią obronioną – bardzo cenią. I to nie Polacy powinni się im rzucać na szyję i namawiać do korzystnych sojuszy, czy konfederacji. Warto pamiętać, że nasza, polska ekspansywność owocowała przez wieki kulturową polonizacją ich elit i oni o tym pamiętają.
Dziś polską rzeczą jest uszanować wolę suwerenności i kształtować nasze wzajemne relacje, jak relacje wolnych z wolnymi i równych z równymi. Dlatego, gdy czytałam sensowne skąd inąd rozważania Marka Budzisza, podchodziłam do nich powściągliwie…. I dopiero gdy posłuchałam niedawnej wypowiedzi Ołeksija Arestowycza, doradcy w kancelarii prezydenta Zełenskiego na temat możliwości, przed którymi (co daj Boże) staną Ukraina i Polska, po odparciu rosyjskiej agresji – ogarnęło mnie coś w rodzaju fascynacji połączonej z niepokojem…
Czemu z niepokojem? – spytacie. Bo to wszystko co powiedział Arestowycz było nie tylko bardzo pożądane i atrakcyjne, wręcz konieczne, ale i najzupełniej prawdopodobne i możliwe. Tylko, że ostatnie stulecia odzwyczaiły nas, w naszej części Europy od nadzwyczajnych możliwości… I serce bije z trwogą: kto to schrzani? Komu to będzie nie w smak? Czy tym „ktosiom” uda się przekupić polityków po każdej ze stron? Czy uda się zastraszyć strachliwych? Podbijać bębenka pysznym, szczując na sąsiadów? Czy uda się wykopać wszystkie demony przeszłości, urazy i krzywdy i zrobić z nich mur? I co najważniejsze i niestety najbardziej prawdopodobne: czy uda się te zamierzone na dziesiątki lat projekty utopić w zaniedbaniach, drobnej prywacie i bylejakości?
A na stole jest dziś nie byle co. Wierzcie mi. Jest szansa, która zdarza się raz na wiele wieków.
Autor: Agnieszka Maria Romaszewska-Guzy
Polska dziennikarka prasowa i telewizyjna, dyrektor Biełsat TV, od 2011 wiceprezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Jako komentarz do tej wypowiedzi pani R-G pozwolę sobie zauważyć, że ani razu nie występuje w nim Unia Europejska. I to naprawdę sporo mówi o tym, na jakich orbitach poruszają się marzenia PiSowców.
To nie są marzenia PiSowców, tylko marzenia świadomych Polaków.
A dzisiejsza UE w sferze decyzji, to są Niemcy.
I będą robili wszystko, aby te marzenia się nie spełniły.