Trzeciego października obchodzimy Światowy Dzień Uśmiechu. Ustanowił go twórca emotikonu :). Powiecie kolejne głupie „święto” jak np. Dzień Pizzy. Może i tak, ale warto się uśmiechać, zamiast „sikać agresją”.
Wiele lat temu, na granicy Tajlandii z Kambodżą nauczyła mnie tej sztuki młoda, tajska pograniczniczka.
Byłem zły i opryskliwy wobec niej bo okazało się, że przez swój błąd nie wyrobiłem sobie przez podróżą do Angkor Wat, wizy wielokrotnej, ale jednorazową i by powrócić do Tajlandii musiał wykupić nową.
Powiedziała – „to, że się wściekasz niczego nie zmieni, ale zawsze łatwiej trudności przyjmować z uśmiechem”.
Miała rację.
Od tamtej chwili zawsze staram się, w sytuacjach konfliktowych, uśmiechać do ludzi i obracać ją w żart.
Napisałem, staram się, bo nie zawsze mi wychodzi.
Prawdą jest jednak to, że spotykając się z taką reakcją, ludzie zmieniają swoje negatywne nastawienie.
Nie wszyscy i nie zawsze, ale często.
Używając meteorologicznego porównania, na niebie pokazuje się słońce, a gradowe chmury ustępują pierzastym „barankom”.
W czasie swych licznych podróży do Azji zauważyłem, że ludzie tam częściej się uśmiechają jak w Polsce, choć życie mają bez porównania cięższe, jak u nas.
W środkach komunikacji publicznej, na ulicach, w sklepach i restauracjach widać uśmiechnięte twarze.
Może powodem jest buddyzm, który w większości wyznają, a może kultura w jakiej się wychwali.
Mniejsza o to.
Ważne, że człowiekowi robi się lżej na duszy jak otaczają go uśmiechnięci ludzie.
W szpitalu im. Dzieciątka Jezus, w Warszawie, miałem opinię „żartownisia”
Bo prawie zawsze miałem dobre poczucie humoru.
Nie wiem skąd się wziął taki mój nastrój, ale to działało.
Na innych pacjentów, na personel medyczny.
Mówili mi, że jest jakoś fajniej.
Dlatego nie wyśmiewajmy tego „święta”.
Bo lepiej przez życie przejść z uśmiechem, jak z naburmuszoną gębą.
Zostaw komentarz