Ciągnie mnie zawsze do miejsc w których byłem. Tak zaczyna się książka Trumana Capote „Breakfast at Tiffany’s” czyli „Śniadanie u Tiffaniego”. Sam nie wiem czemu, zacząłem znów ją czytać. Chyba mnie też ciągnie do miejsc w których byłem. Gdy skończyłem, niedosyt kazał mi znów oglądnąć nakręcony na jej podstawie film.
Opowieść toczy się w Nowym Jorku. W mieście z kamieni podarowanych mu przez Appalachy. Z brownstone. To słowo jest też nazwą zbudowanych z tych kamieni domów. A bruk po którym w NYC chodzimy to balast ze statków które przypłynęły tam po amerykańskie skarby; bawełnę, tytoń, żelazo.
Ci którzy za tym miastem tęsknią wiedzą, że od reszty świata oddziela je Hudson. Dziwna to rzeka. Gdy jest odpływ; jest słodka i przynosi brownstone oraz duchy Mohikanów. Gdy jest przypływ; jest słona
i przynosi statki oraz duchy piratów.
Początek filmu jest olśniewający.
Wita nas piosenka:
Wielka rzeka w świetle księżyca
Przekroczę ją kiedyś z dumnie podniesioną głową
Budzisz marzenia, łamiesz serce
Gdziekolwiek płyniesz, popłynę za tobą
Dwoje włóczęgów rusza poznać świat
Zobaczyć co oferuje
Jesteśmy już po drugiej stronie tęczy
Świat czeka na nas za zakrętem
Mój towarzyszu podróży
Rzeka w świetle księżyca i ja
Z taksówki wysiada dziewczyna ubrana w czarną sukienkę i sznur pereł. Podchodzi do Tiffany & Co i przez pancerną szybę patrzy na kamienie.
Na brylanty, rubiny, szafiry.
Po chwili, wyjmuje z papierowej torebki ciastko i papierowy kubek z kawą. To jest jej śniadanie u Tiffaniego. Uświadamiamy sobie wtedy, że ta dziewczyna nie jest księżniczką. Elegancką sukienkę kupiła pewnie w lumpeksie, a perły są z plastiku. Nazywa się Holly Golightly. W filmie zagrała ją księżniczka z Hollywood; Audrey Hepburn.
Na literacką logikę biorąc, dalsza część początku tej książki wygląda jak jej koniec i zdradza brak happy endu. Mężczyzna bez imienia jedzie w deszczowy dzień do baru aby dowiedzieć się czegoś o dziewczynie
która kilka lat wcześniej zostawiła jego i Nowy Jork na pastwę losu.
Joe Bell, właściciel tego baru, zadzwonił bowiem i powiedział, że ma przyjechać. Nie istniał żaden inny powód niż Holly aby Joe do niego zadzwonił. Jedzie więc i marzy, że wróciła. Rzeczywistość okazała się jednak inna. Pan Yunioshi, Japończyk z Kalifornii, który mieszkał w tym samym co oni brownstone, był w Afryce i przywiózł trzy zdjęcia. Jest na nich murzyński rzeźbiarz trzymający laskę którą zdobi wyrzeźbiona głowa kobiety. Głowa Holly. Towarzyszy temu opowieść o białej kobiecie która, w towarzystwie dwóch białych mężczyzn, przyjechała konno do afrykańskiej wsi. Była chora i spędziła w domu tego Murzyna jakiś czas.
Co dalej?, pada niecierpliwe pytanie; Nic. Odjechali gdy poczuła się lepiej. Dalej trwa, pełna gdybania, rozmowa. Joe przyznaje, że kochał Holly ale dodaje, że nic mu do głowy nie przychodziło: „Możesz kogoś kochać i nie mieć takich myśli.”.
W drodze do domu, mężczyzna bez imienia zaczyna zapisywać w swojej głowie czasy gdy Holly była obok niego. O jej istnieniu dowiedział się z przyczepionej do skrzynki pocztowej wizytówki; „Miss Holly Golightly, w podróży.”. Już w tym miejscu, łatwo się domyślić, że on ją kochał, kocha dalej i opowiada sam sobie oraz nam o tym co dane mu było przeżyć.
Krok po kroku, zmniejszała się odległość pomiędzy nim i Holly. Szedł za nią, a ona szła za nim. W filmie, idą trzymając się za rękę i wszyscy widzą, że jest tak jak jest zawsze. Gdy młody facet idzie trzymając
dziewczynę za rękę to wiadomo, że jeżeli nic się nie popsuje to będą z tego dzieci. Ale my już wiemy, że będzie inaczej. Holly jest bowiem w podróży, w poszukiwaniu mężczyzny który będzie mógł wchodzić
z nią do Tiffany & Co, i kupować jej błyszczące kamienie. On też to wie ale w typowy dla zakochanych facetów sposób ma nadzieję.
Z każdą przewróconą kartką, wchodzimy coraz głębiej w ich świat. Wyróżniającym się adoratorem Holly jest milioner Rutherfurd („Rusty”) Trawler. Miał już trzy żony i wygląda na to, że Holly zostanie czwartą. Zaskakująca jest więc informacja, że Rusty wziął ślub z jej koleżanką; z Mag Wildwood.
Holly wpadła oczywiście w szał ale nie trwało to długo. W odwodzie był bowiem Jose Ybarra-Jaegar, przystojny i bogaty dyplomata – „przyszły prezydent Brazyli”.
Pojawia się również weterynarz z Teksasu; Doc Golighitly. Dowiadujemy się przy tej okazji, że zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa. De domo, Holly to Lulamae Barnes i Doc jest jej mężem. Przyjechał aby zabrać ją do domu. Ślub wzięli gdy miała 14 lat. Tylko częściowo była to pedofilia, Doc jest dobrym człowiekiem. Ożenił się z nią aby Lulamae i jej brat Fred mieli dach nad głową i nie musieli kraść. Oczywiście Holly nie wraca z nim do Teksasu. Tłumaczy mu, że kocha go bardzo ale nie można trzymać w klatce „dzikiego zwierzątka”.
Czytając to wszystko zastanawiamy się skąd Holly bierze pieniądze na to aby żyć. Nie. Nie zawsze jest tak jak myślimy. Ona pracuje. Raz w tygodniu odwiedzała w więzienia Sing Sing pana Sally Tomato który jest „Ojcem Chrzestnym” rozsianej po świecie, rodziny. On mówił jej dziwne zdania dotyczące pogody, ona musiała je dokładnie zapamiętać i powtórzyć swojemu pracodawcy. Policja obserwowała ją pewnie od dawna i miarka się w końcu przebrała. Holly została aresztowana.
W kilku gazetach ukazały się artykuły na ten temat. O tym, że jej pracodawca czyli adwokat Oliver O’Shaughnessy odmowił komentarza i kopnął dziennikarza w pachwinę. Wypuścili ją jednak za kaucją wpłaconą przez agenta artystycznego który nazywa się O.J. Berman. Nie jest jasne czy Holly interesowała go jako kobieta czy jako materiał na książkę lub film.
Tak czy inaczej towarzyska kariera Holly została zakończona. Potwierdza to adresowany do niej list. Jose tłumaczy w nim, że ma obowiązki i nie może narażać swojej reputacji. Zostaje jej tylko bilet lotniczy do Rio de Janerio i Holly postanawia z niego skorzystać.
Jej kot zostaje wypuszczony w pełnym szczurów zaułku i Holly oraz mężczyzna bez imienia jadą na lotnisko. On myślał, że ona w ostatniej chwili zmieni zdanie. Tak się jednak nie stało. Kilka miesięcy później, mężczyzna otrzymał od niej list z Buenos Aires. Było w nim napisane, że jej $nior ma żonę i 7 dzieci oraz pytanie; „Czy to jest miłość?”, i odpowiedź; „Chyba tak.”. Do tego obietnica,
że napisze gdy będzie miała stały adres.
Na końcu książki, jest jeszcze kilka zdań o tym, że Rusty i Mag Trawlers się rozchodzą i kot został odnaleziony. Dalej jest biała kartka, a na następnej zaczyna się „Dom w kwiatach” czyli zupełnie inna opowieść.
Myśląc o tym co przeczytałem, pomyślałem, że jest to najlepsze jakie znam przypomnienie powszechnie znanego faktu. Istnieje nie tylko sex transakcyjny ale również miłość transakcyjna. Niektóre kobiety potrafią zakochać się tylko wtedy gdy im się to opłaca. Czasami wychodzi im to na dobre, czasami na złe. Najczęściej i na dobre i na złe.
Wróćmy do filmu. Fajnie się go ogląda. Dobrze nakręcone sceny i ciekawe dialogi. W sumie typowy trudny romans ale już w pierwszej połowie można się zorientować, że koniec będzie taki jaki być „powinien”. Padał deszcz, kot został odszukany i na deser jest gorący pocałunek.
Oh well. W Hollywood inaczej być nie może.
Barbra Streisand – Moon River (Breakfast At Tiffany’s) (youtube.com)
Zostaw komentarz